Nie spodziewałem się, że Hidden zajrzy do łazienki. Myślałem, że sobie już poszedł. Miał sobie iść. Byłem na niego zły. Wiedziałem, że kiedy ochłonę i jeszcze raz to wszystko przemyślę nie będę tak uważał. Jednak teraz po odreagowaniu swojej złości na Joshu, poczułem dziwną lekkość. Byłem z siebie zadowolony, że nie pozwoliłem mu wygrać. Jemu nieźle się oberwało. Moja twarz również nie wyglądała za ładnie. Tym miałem zamiar martwić się później. Przybycie niespodziewanego gościa bardzo mnie zdziwiło. Po co Hidden tu przyszedł? Do tej pory powinien znaleźć się w połowie drogi do swojego mieszkania. W odbiciu lustra zauważyłem jego wystraszoną minę, na której po chwili pokazała się irytacja. Czyżby odrobinę się o mnie martwił? O mnie? Pokręciłem głową, w końcu się do niego odwracając. Nie potrafiłem załagodzić sytuacji między nami. Zawsze kiedy cierpiałem, sprowadzałem na sobie jeszcze więcej bólu. Między nami znów padły ostre i nieprzyjemne słowa. Nie do końca miałem je na myśli, ale nie umiałem się powstrzymać. Uderzenie w policzek było niespodziewane, spowodowało, że odleciałem do tyłu, zsuwając się po ścianie na podłogę. Z wymalowanym kpiącym uśmieszkiem na twarzy spoglądałem na niego z dołu. I również tym razem Hidden potrafił mnie zaskoczyć. Kto normalny po kłótni i darciu szmat całuje drugą osobę? Nie był to przyjemny pocałunek z uwagi na rozwaloną wargę. W pierwszej chwili chciałem się wyrwać, ale Hidden był silniejszy i ani przez chwilę nie oderwał ust. Przypomniał mi się nasz ostatni wyjazd. Włochy, plaża, gra w wyzwania i pocałunki. Zamknąłem na chwilę oczy, a kiedy ponownie je otworzyłem, jego już nie było. Poszedł sobie.
- Cholerny Moretti... - wymamrotałem, wycierając wierzchem dłoni swoje usta z krwi.
Przez dłuższą chwilę siedziałem w tej samej pozycji. Myślałem nad tym, co miało dziś miejsce. Mój ułożony świat nieźle się teraz pokomplikuje. Ale kiedyś coś musiało się zepsuć. Powoli podniosłem się z podłogi. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze, po czym opuściłem łazienkę. Taksówka, którą wcześniej zamówiłem już czekała. Z grymasem na twarzy ruszyłem w stronę samochodu. Teraz czekało mnie najtrudniejsze. Musiałem przemknąć do swojego pokoju, nie natrafiając na rodzica. Byłem zły, że musiałem znów z nimi zamieszkać z powodu remontu w moim mieszkaniu.
Kiedy taksówka podjechała pod okazałą posiadłość rodziców, zapłaciłem kierowcy, wysiadając z auta. Zarzuciłem swoją sportową torbę na ramię i ruszyłem w stronę drzwi. Jak na złe, los nie był mi przychylny. Idąc po schodach na górę, gdzie mieścił się mój pokój, napotkałem matkę. Była ubrana w elegancki strój wyjściowy. Mogłem się założyć, że spieszyła się do wyjścia by pojechać do firmy. Mogłem przyjechać do domu odrobinę później i nie musiałbym się teraz z nią konfrontować.
- Seth! Co ci się stało?! Ktoś cię napadł?! - zawołała rodzicielka, chwytając moją twarz w dłonie.
Na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Pozwoliłem torbie zsunąć się z ramienia na schodek. Schody nie były idealnym miejscem na taką rozmowę. Słysząc jej ostatnie pytanie, powstrzymałem się, aby nie powiedzieć czegoś, czego później będę żałować. Nie pierwszy raz mnie ktoś napadł. W tym konkretnym przypadku nie nazwałbym tego napaścią, tylko zwykłą bójką. Porwanie było gorszym przeżyciem, które zostawiło na mnie niewidoczny dla innych ślad. Czegoś takiego się już nie zapomnie.
- Mamo... Nikt mnie nie napadł, po prostu z pewnym kolegą się nieco pokłóciliśmy. Wiesz przecież, jak to chłopaki... - zacząłem, próbując wymusić na sobie lekki uśmiechy, który przez rozciętą wargę wyglądał koszmarnie.
- Bójka?! Ty się biłeś? Seth! Ty taki nie jesteś! Kto cię pobił? - zaczęła panikować.
Chwyciła mnie za dłoń i zaczęła ciągnąć na dół. Obejrzałem się na swoją torbę, która tam została. Chciałem tylko zamknąć się w swoim pokoju. Nic więcej. Zaprowadziła mnie do kuchni. Posadziła na krześle, a kiedy wstałem z zamiarem zakończenia tej szopki, uniosła na mnie swój głos. Była czasem straszniejsza niż ojciec. Wyciągnęła jakieś gaziki i coś, czym przemywa się rany. Pomimo mojego protestu odkaziła drobne rozcięcia.
- Mamo, to nic takiego. Spóźnisz się na spotkanie, powinnaś już jechać - próbowałem ją ciągle przekonywać.
- Zabrali ci portfel? Telefon? - całkowice zignorowała moje słowa, zaczynając swój wywiad.
- Nikt mnie nie napadł, to tylko mała różnica zdań z pewnym chłopakiem, to wszystko...
- O co się niby miałbyś z kimś pobić? Nie okłamuj mnie. Mówiłam, że to zły pomysł, aby ojciec kupował ci tamto mieszkanie. Powinieneś mieszkać z nami. Jak tylko zakończy się remont...
- Mamo! - podniosłem głos, nie chcąc nawet słyszeć o sprzedaży mieszkania. To był mój azyl od nadopiekuńczych rodziców. Gdyby ktoś zobaczył, jak obchodzą się ze mną jak z jajkiem, stałym się większym pośmiewiskiem.
- Więc o co poszło? Co było wartego, aby pozwolić sobie rozwalić twarz? - spoglądała na mnie niczym jastrząb szykujący się do ataku.
Skrzyżowała swoje przedramiona na piersi, robiąc kwaśną minę. Westchnąłem poirytowany. Nie byłem małym dzieckiem. Czemu musiałem się ze wszystkiego spowiadać? Byłem już dorosły!
- Chodzi o pewną osobę, ona nie przypadła...
- W końcu! - zawołała z takim okrzykiem zadowolenia, że bym się po niej tego nie spodziewał.
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się co przed chwilą się odstawiło. Nie dała mi nawet dokończyć, a już wysnuła swoje wnioski.
- Poszło o dziewczynę? Pokłóciliście się o nią? - zaczęła zasypywać mnie lawiną pytań. - Dlaczego nic wczesnej nie mówiłeś? Jaka ona jest? Czy ją znamy? To ktoś z uczelni?
Na mojej twarzy pojawiło się przerażenie. Jaką dziewczynę? Nie miałem nigdy dziewczyny i nigdy jej nie będzie. Byłem w stu procentach gejem. Nie potrafiłem nigdy zmusić się do spróbowania chodzenia z płcią przeciwną.
- Muszę wykąpać się po treningu i odpocząć - powiedziałem przygaszony jej wybuchem entuzjazmu.
Dalej sama siebie nakręcała, dopowiadając sobie ciąg zdarzeń. Była tak tym przejęta, że stwierdziła, że musi koniecznie zadzwonić do ojca. Poczułem się jak w pułapce. Zacząłem się tym dusić. Nie mając już siły na wybijanie z głowy jej domysłów, zsunąłem się z wysokiego stołka i ruszyłem w stronę schodów. Nie reagowałem, kiedy krzyczała za mną, abym zdradził imię swojej dziewczyny.
Wbiegłem po schodach, przeskakując po dwa stopnie. Złapałem torbę, którą rzuciłem na łóżko. Szumiało mi w głowie od nadmiaru emocji. Ruszyłem szybko do łazienki, gdzie zwróciłem treść żołądka. Nie miałem nawet czym wymiotować. Usiadłem na podłodze, opierając się o deskę. Prawą dłoń wplątałem we włosy, zaciskając na nich pięść. Czułem się okropnie.
Wiedziałem, że kiedyś moja tajemnica wyjdzie na jaw. Nigdy jednak do tego się nie przygotowałem. Nadal się uczyłem. Nie miałbym gdzie się znaleźć, gdybym stracił dach nad głową. Mieszkanie nie należało do mnie. Pracę, w której sobie dorabiałem zaniedbałem po tym, jak wplątałem się w przestępczy świat. Nie miałem nic.
Słysząc przychodzącą wiadomość, a po chwili następną, sięgnąłem do kieszeni po komórkę. Naiwnie myślałem, że to Hidden do mnie napisał. W sumie czemu miałby? To ja wywołałem tę niepotrzebną kłótnię. Byłem tak wzburzony słowami Josha, że postanowiłem jeszcze komuś dokopać jak i sobie samemu. Kiedy przyszła kolejna wiadomość z groźbami od Josha, cisnąłem telefon o ścianę łazienki. Miałem dość. Nigdy nie byłem tak wkurwiony. Sądząc po tym, że matka nie wparowała do łazienki słysząc hałas uznałem, że już wyszła. Zostałem w końcu sam.
Hide?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz