Przez tę krótką chwilę nawet nie zdążyłem przeanalizować toku wydarzeń. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie trafiłem na tak śmiałą i bezpośrednią dziewczynę jaką w tej chwili okazała się być Lan Ho. Dziwne, bo kompletnie na taką nie wygląda, ale jeśli Leah była choć trochę podobna do tej tutaj, to przestawałem się dziwić dlaczego Zeno wskoczyłby za tamtą w ogień.
Koreanka naparła na mnie lekko, a ze względu na półmrok panujący w tym pomieszczeniu nie zdołałem się niczego chwycić, a jedynie opadłem do tyłu opierając się dłonią o podłogę tuż za swoimi plecami. To co robiła było w chuj niebezpieczne, ale nie chciałem by przestawała, więc gdy tylko ogarnąłem co się dzieje - drugą dłoń położyłem na jej tali i delikatnie ścisnąłem. Nie na tyle, by poczuła ból, ale tak by wiedziała, że będę bardzo niezadowolony jeśli teraz odpuści. To wszystko nie trwało długo, a dziewczyna odsunęła się tylko na odległość czubków naszych nosów. Idealnie tak byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy, a ona zauważyła delikatne wypieki na mojej twarzy.
- Ale ty wiesz, że jesteś trzeźwa? Potem nie będziesz miała odwrotu. - uśmiechnąłem się zadziornie czując jak powoli drętwieje mi ręką lub... po prostu się rozpływałem.
-Za to ty jesteś pijany i będziesz się potem musiał tłumaczyć. - odwzajemniła uśmiech i w tym momencie zaimponowała mi jeszcze bardziej. Wcale się nie cofnęła i nie uciekała, a raczej próbowała jeszcze bardziej na mnie naprzeć swoją szczerością. Przeniosłem dłoń z jej tali na policzek, ale kiedy ponownie chciałem się do niej zbliżyć przez drzwi wpadli do nas (bardzo kulturalnie, ok) Max, Justin i nasz kochany czarnuszek. Widząc ich kątem oka od razu odpuściłem. Wystarczył już fakt, że dziewczyna praktycznie na mnie siedziała, a mina chłopaków i tak już była bezcenna.
- Nie dziwię się, że Zeno każe mi ciebie niańczyć. Zrobisz krzywdę nie tylko sobie, ale i...
-Dobra zamknij się. - warknąłem niezadowolony faktem, że Max zawsze musiał wtrącić swoje trzy grosze w moje akcje. Pragnąłem jeszcze podkreślić, że w sumie to jestem dorosły, a to, ze jest przydupasem mojego brata nie znaczy, że może mi matkować.
Wstałem z ziemi po czym pomogłem wstać azjatce, która nie wyglądała na specjalnie zadowoloną, ale jednocześnie równie nie specjalnie przejętą. Miałem wrażenie, że teraz prowadzi swój własny, wewnętrzny monolog pt. 'Co ja odpierdalam?' i dlatego była zbyt zajęta żeby pomóc mi wytłumaczyć chłopakom zaistniałą sytuację. Trzymałem ją za dłoń i chwilowo nie widziało mi się żeby uwolnić ja z uścisku. Dosłownie tak jakbym bał się, że zaraz ucieknie i zrobi sobie jeszcze większa krzywdę. Oczywiście pominąłem fakt, że w sumie z mojego opatrunku nic nie zostało.
Najbardziej w tym wszystkim zdziwiła mnie reakcja Justina, który zaczerwienił się jeszcze bardziej niż ja po czym odwrócił wzrok. Co on odpierdala w ogóle? Próbowałem go dostrzec gdzieś zza obszernych pleców Maxa, ale skubany konkretnie się schował. Noah był trochę zdziwiony, ale nie komentował tego. Nie wiem dlaczego, ale ogromną satysfakcję przyniosła mi jego mina - lekki zawód, ale jednocześnie walka z samym sobą o to, by się zbędnie nie wtrącać, bo przecież to nie od niego zależało. Jestem chyba sadystą. Chciałem się odezwać i przerwać tę nieprzyjemną ciszę, ale w tym momencie ktoś wszedł przez drzwi za mną z dosyć... donośnym trzaśnięciem. Odwróciłem głowę tak by dostrzec kątem oka naszych gości. To był w końcu hol klubu, więc każdy mógł się tutaj przypałętać.
-O... co za miła niespodzianka. - zaśmiał się jeden z nich sięgając do kieszeni od spodni. Oj to mogło się bardzo źle skończyć, a nasza reakcja ze względu na alkohol mogła być zbyt opóźniona, by cokolwiek zmienić.
Ich było tylko dwóch, nas czterech plus jeszcze Lan, której na pewno żaden z nas nie chciałby narazić. To splamiłoby nasz honor. To wszystko dawało nam minimalną przewagę, jeśli sądzilibyśmy, że również są podchmieleni.
Nie czekając dłużej pociągnąłem Lan tak by przysunęła się nieco bliżej chłopaków. Może było to zbyt brutalne podsunięcie z mojej strony zważywszy na jej rany na dłoniach, ale nie miałem innego wyboru. Sam odwróciłem się do koleżków z wymownym uśmiechem, a zaraz potem przeczesałem czarne włosy do tyłu na tyle, by coś widzieć.
-Proponuję nie zaczepiać się nawzajem, a nikt tutaj nie ucierpi. - wzruszyłem ramionami widząc jak jeden z nich nadal trzymając dłoń w kieszeni powoli kroczy w moim kierunku.
- Żartujesz? Od razu po was widać, że jesteście z gangu. Dokładnie tak samo jak ta mała blondyneczka, która ostatnio skasowaliśmy. - wyszczerzył się ten drugi, który spokojnie stał i obserwował całe zajście. W tym momencie moje oczy szczerzej się otworzyły. Oni mówili o Lydii. Momentalnie się we mnie zagotowało, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. Gdyby nie fakt, ze zaraz poczułem dłoń Justina na swoim barku prawdopodobnie nie byłbym w stanie się pohamować.
- Dowartościowujesz się okładając dużo mniejszą od siebie kobietę? Może następnym razem zmierzysz się z kimś swoich gabarytów? - mój przyjaciel wtrącił się do rozmowy i wbił jeszcze jedną szpileczkę w tą sytuację.
Nie zdążyliśmy nawet zareagować w momencie kiedy ten kurdupel co wcześniej kierował się do mnie - podskoczył bliżej, wyciągnął scyzoryk z kieszeni i próbował mnie dźgnąć. Próbował, bo na jego nieszczęście zdążyłem tego uniknąć, a nóż otarł się jedynie o mój bok powodując niegłęboką ranę. Lepsze to niż skończenie z wbitym nożem, co nie?
Wystarczająco szybko zareagował Max, nasza niania, który w mgnieniu oka wyciągnął pistolet i przystawił jegomościowi do skroni. Nagle cała sytuacja ucichła, a ja stojąc obok złapałem się za krwawiący bok udając, że przecież kurwa nic nie czuję.
-Myślę, że wystarczy zabawy. Zaatakowałeś go pierwszy na naszym terenie. Wygląda na to że mógłbym odstrzelić Ci łeb, ale masz 5 sekund żeby zabrać stąd dupę swoją i swojego kumpla. - mówiąc to przeładował, a tamten ze strachu wypuścił scyzoryk z ręki. Nie musiał się powtarzać, a nasi nowi koledzy wybiegli stamtąd w popłochu.
Spojrzeliśmy na siebie uświadamiając sobie powoli, że niczego nieświadomy Noah właśnie został postawiony przed faktem dokonanym. Faktem, że zadaje się z gangiem, a Justin, który chyba do tej pory był jego przyjacielem - jest jego częścią.
Nie rozmawialiśmy wewnątrz, bo takie dostaliśmy polecenie od naszej niańki. Przed wyjściem Justin podniósł scyzoryk i schował go do kieszeni żeby w razie czego dostarczyć go Zeno.
Szliśmy tak miastem kierując się do domu Noah jak się potem okazało żeby go odprowadzić. Nie wzięliśmy samochodu żeby w razie gdyby ktoś nas obserwował nie przypisali sobie nas do konkretnej rejestracji. Każde środki ostrożności musiały być tutaj zachowane, a chłopak mieszkał niedaleko więc mogliśmy sobie na to pozwolić.
- Hidden jak ty mnie wkurwiasz czasem... - westchnął Maxwell
- Ja pierdole możesz się w końcu odczepić? Miałem stać i patrzeć? -przewróciłem oczami próbując odkleić zakrwawioną koszulkę od ciała. Nikt się mną nie przejmuje, płak.
- Kurwa! Miałeś się nie odzywać. Już nawet sam Zeno powiedział Ci, ze ty jesteś ostatnią osobą, która ma się odzywać w takich sytuacjach - odwrócił się i chwytając mnie za koszulkę lekko mną potrząsnął. Jezu ile ten facet ma siły. Już miałem odpyskować kiedy między nas wszedł Justin i wręcz siłą nas rozdzielił.
-Dobra spokojnie on i tak już wystarczająco ucierpiał. - uspokajał Maxa jednocześnie zasłaniając mnie trochę. - Poprawisz mu jak opatrzymy ranę w domu. - zaśmiał się, a ja jedyne co miałem w głowie w tym momencie to 'No kurwa dzięki Justin, jesteś niezastąpiony mordo.'
W tym momencie już trochę mi się przelało. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, a Max to ewidentnie ma do mnie jakiś problem. Nie rozumiem tego dlaczego tak bardzo dba o moje zdrowie fizyczne lekceważąc kompletnie fakt tego, że razem z Zeno znęcają się nade mną psychicznie. Podczas gdy ten wymieniał zdania z moim przyjacielem ja zerknąłem w dół na zakrwawioną dłoń i koszulkę, która chłonęła wszystko co ulatniało się z rany. Zauważyłem też, że Lan stojąca obok patrzy na mnie i obserwuje bacznie moje działania. Nie wiem czy z troski czy po prostu 'tak wypada'
-Dobra, mordy w kubeł. Mam dosyć wysłuchiwania. Nie dość, ze jestem ranny to jeszcze wstawiony. Idźcie go odprowadzić, a ja idę w stronę domu. Dogonicie mnie. Jeden cymbał mniej w tej ekipie to lepiej dla was. - odwróciłem się na pięcie i poczłapałem w całkiem odwrotnym kierunku. Przynajmniej teraz będzie cisza i spokój. Miejmy nadzieję, że o tej 2:45 nikt nie będzie mnie zaczepiał.
< Justin albo Lan? Niech ktoś za nim idzie xD>
1332 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz