Sport, zdrowe odżywianie, dużo wody, dużo śmiechu i bardzo dużo seksu.
- Cameron Diaz
Nie spodziewała się, że jej nawyk oglądania zachodu słońca z okna w kuchni poskutkuje tym, że ponownie spotka tego chłopaka. Miała przeczucie, że ktoś inny przyjdzie się z nią zobaczyć. Przyszło jej na myśl, że powinna podziękować wcześniej Noah za ten prezent, chociaż pogadać z nim - w końcu to ona była mu winna przysługę. Nie potrafiła się jednak do tego zmusić, jej głowa zajęta była aktualnie myślami o szefie Pangei, na którego wizytę dziś liczyła. Wstyd jej było przyznać, że zachowała się jak głupia małolata, która myśli, że cały świat kręci się wokół niej - skutki nieposiadania dzieciństwa teraz odbijały się na jej dorosłym życiu. Obawiała się, że na naprawienie relacji z Zeno mogło być już za późno, ale musiała mu to powiedzieć...
- Chcesz może się przejść po mieście? Po zmroku jest dużo piękniejsze.
- No nie wiem, ostatnim razem prawie zostaliśmy pobici
- Jeśli będziemy we dwoje, nic nas nie ruszy. Potrafimy się bić, z resztą jesteś mi coś winna - zaśmiał się
Jej dług wobec tego chłopaka powiększał się w zatrważającym tempie, a jeśli spacer miał być jedną z form wynagrodzenia, zgodziła się. Nie musiała się nawet przebierać, długi t-shirt, za duża bluza i luźne dresy były adekwatnym strojem do biegania. Bo zamierzała biegać. Była kompletnym żółtodziobem w tym temacie i liczyła na to, że Noah pokaże jej parę sztuczek, da kilka rad. Zmierzył jej outfit bardziej zdziwionym, niż krytycznym wzrokiem, przywykł do tego, że Lan Ho Choi nawet do sklepu nakłada na siebie przynajmniej jakieś materiałowe spodnie i lepszy płaszcz. Nie znosiła dżinsów i casualowych bluz, zawsze ubierała się tak, jakby miała spotkać swoją miłość w supermarkecie. Jej oprawcy wkodowali jej do głowy, że uroda to broń, przed której użyciem nie powinna się nigdy wahać. Jej twarz niemal nigdy nie potrzebowała tak naprawdę makijażu - no chyba, że po mocno zakrapianej imprezie.
Zaczęli od truchtu, który przerywali co pięć minut marszem, taka forma "biegania" wydała jej się naprawdę przyjemna i satysfakcjonująca. Wkrótce na ulicy zapadł zmrok, ale chwilę przed tym zapaliły się na żółto latarnie, okolica zdawała się spokojna i przyjazna - z każdej strony patrzyły na nich małe, wyraźnie podzielone na pół domki z ogrodem, tak powszechne w Wielkiej Brytanii. Typowo dla takich "sąsiedzkich" okolic, na ulicy mieścił się bar. Gdy zbliżyli się do budynku, okazało się, że w środku miała miejsce prawdziwie dobra, a co za tym idzie głośna, impreza.
- Hej, Noah, a co to za śliczn... - urwał, gdy Lan zdjęła kaptur z głowy i spojrzała mu śmiało w oczy - A co wy dwoje tu robicie? - Hidden zdeptał papierosa, którego chwilę wcześniej rzucił na chodnik
- Wyszliśmy pobiegać - usta Noah uformowały się w pionową kreskę, gdy zauważył Justina - A ty co robisz w środku tygodnia w klubie?
W głębi duszy było mu zapewne przykro, że nie dostał zaproszenia na męskie wyjście. Lan niewiele wiedziała o ich relacji, ale potrafiła zauważyć, że zaistniało między nimi napięcie. Dłużej się nad tym nie zastanawiając, wyminęła ich i weszła do środka. Ochroniarz obrzucił ją surowym spojrzeniem, na jego oczach zdjęła bluzę i zawiązała sobie wielki t-shirt pod biustem, na co facet skinął z aprobatą. Tym razem odsłonięcie ciała wystarczyło. Prymityw, pomyślała.
- Hej, a gdzie ty się wybierasz? - ktoś niespodziewanie złapał ją za nadgarstek, odwracając jej ciało o sto osiemdziesiąt stopni.
Zderzyła się z umięśnionym torsem, gdy zadarła głowę do góry, para ciemnych oczu spojrzała na nią z rozbawieniem...dopiero z tak bliska odkryła, że mają kobaltowy odcień.
- Do baru - wyrwała mu się, kierując swoje kroki właśnie w tym kierunku
- Z jednej strony biegasz, a z drugiej trujesz się chwilę potem alkoholem - z łatwością zagrodził jej drogę z drugiej strony
- W każdym razie, to nie twój interes - syknęła, krzyżując ręce na piersiach
- Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi - z zadziwiającą, jak na takiego dupka, delikatnością złapał ją biodra i zaczął kołysać nimi w rytm muzyki.
Zaskoczył ją tym tak bardzo, że dała się ponieść muzyce i po chwili ich ruchu nabrały takiej płynności i zgrania, że parę osób obecnych na sali zaczęło wskazywać na nich palcami.
Lan zdążyła się nawet lekko spocić, ale od ciemnowłosego także poczuła lekki, piżmowy zapach zmieszany z perfumami. Usiedli, lekko zdyszani, na stołku barowym. Dopiero teraz przyszło jej na myśl, że zostawiła dzisiejszego partnera na zewnątrz - nic bardziej mylnego, wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, popijając ze szklanki coś, co pewnie nie zawierało w sobie alkoholu.
Odebrali swoje zamówienie, w którym było mohito dla Moretti-Harris'a oraz bezprocentowa lemoniada dla Azjatki i dołączyli do chłopaków przy stole. Siadła obok czarnoskórego chłopaka, który obdarzył ją tylko spojrzeniem. Ewidentnie zaszło coś między nim, a przyjacielem, ale nie chciała poruszać tego tematu w towarzystwie. Hide kopnął ją lekko pod stołem, ukrywając nieudolnie uśmiech za dłońmi. Uwięziła butami jego kostkę, robiąc sobie z niego osobisty podnóżek. Nie miała pojęcia, dlaczego ten mężczyzna był dla niej dziś taki rozrywkowy (jak zwykle) i miły (co miało miejsce rzadko), ale szybko podłapała vibe i kompletnie odprężyła się w jego towarzystwie.
Siedzący obok Justin, Max i Noah nie mieli pojęcia, czym ta dwójka jest tak rozbawiona.
- Ty chuju! Oddawaj moją forsę - o stół oparł się dużych gabarytów facet z brodą, palcem wskazał na Hiddena - Zapłacisz za to, ty chole...
Nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ drobna dłoń Koreanki zderzyła się z jego nosem z taką siłą, że zwalił się ze stołu i natychmiast złapał za twarz, która po chwili pokryła się krwią. Komuś wytrwało się głośne "kurwa", w klubie nikt jednak nie podniósł się z miejsca, by pomóc facetowi. Najwyraźniej stracił cały szacunek, gdy przyłożyła mu dziewczyna.
- Damn it. Masz ikrę - roześmiał się Justin, klepiąc ją po plecach - Dobrze, że jesteś po naszej stronie.
Hidden wstał i bezceremonialnie kopnął leżącego dziada w krocze, po czym tamten zwinął się w jeszcze mniejszą kulkę. Noah w tym czasie oglądał kostki dziewczyny, które robiły się niebezpiecznie czerwone. Gdy wyparowała z niej adrenalina, przyznała się, że trochę ją bolą.
- Należałoby się tym zająć...- zaczął wstawać, ale Hidden ubiegł go i dwoma krokami znalazł się przy dziewczynie, stawiając ją za ramiona na nogi.
- Masz rację. W razie czego, nie czekajcie na nas.
- Obiecałem Zeno, że cię odstawię bezpiecznie - krzyknął za nimi Maxwell
Odwróceni już plecami, nie mogli zauważyć piorunów, jakimi ciskał z oczu White. Choi obróciła się, chcąc mu coś powiedzieć, ale wtedy już wpatrywał się z obojętnością w dno szklanki, skutecznie ukrywając przed nią swój zawód. Dla Lan był to jasny komunikat, że chce się z nią tylko przyjaźnić - nic więcej.
Hide przewracał koszyki na zapleczu, jakby był u siebie, chociaż zarzekał się, że rzadko tu wpada. Znalazł w końcu jakiś bandaż, którym przytwierdził jej do dłoni kostki lodu. Usiadł na piętach obok niej i delikatnie tworzył kolejne warstwy, które miały trzymać lód na miejscu. Pomyślała, że nigdy by nie podniósł ręki na kobietę. Jej pierwszym wrażeniem na temat chłopaka było to, że jest typowym bad boyem z wygórowanym ego, niemal jak starszy brat. Teraz jednak, przy trzecim już spotkaniu, a pierwszym tylko we dwoje, zaczynała widzieć w nim więcej, zafascynowana tym osobnikiem chciała odkrywać kolejne fasady, którymi się otaczał na co dzień. Tonęła w kobaltowych oczach, pragnąc dostrzec w nich marzenia i obawy, jakiś znak, przyzwolenie.
- Co? - uniósł brwi i uśmiechając się półgębkiem, spojrzał na nią zza fasady czarnych jak węgiel rzęs.
Nie odpowiedziała mu. Wpiła się w jego usta i powoli uklęknęła na ziemi, niemal przewracając stołek, na którym siedziała. Objęła jego głowę dłońmi, a opatrunek, nad którym tak się starał, opadł na ziemię razem z resztką lodu.
[ Hidde?]
1243 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz