Wpatrywałem się w spadające krople deszczu. Naprawdę nie miało kiedy zacząć padać. Gdyby pogoda wytrzymała choć kilka minut dłużej, bylibyśmy z powrotem z alkoholem. Z drugiej strony, jak sobie teraz pomyślałem, nie było tak źle. Nie ciągnęło mnie jakoś szczególnie do tamtego towarzystwa. Osoba Taigi zdecydowanie mi wystarczała. Teraz, gdy zdjęła kaptur, na nowo mogłem podziwiać jej urodę w nikłym świetle lampy stojącej nieopodal. Nie byłem jednak z tym zbyt nachalny, aby nie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
Słysząc jej pytanie, zastanowiłem się przez chwilę, czy powinienem udzielić jej odpowiedzi. W sumie nie było to nic poufnego. Sama zresztą się domyśliła. Skinąłem krótko głową. Wystawiłem rękę w niemej prośbie podania mi butelki z winem. Kiedy podała mi alkohol, znów upiłem już nieco większy łyk. Po raz kolejny spojrzałem w jej stronę.
- Od zlecenia - powiedziałem z cichym westchnięciem, stukając palcem o szyjkę butelki. - Nasz szef rozlicza się po każdej akcji. Kokosów póki co na tym nie zbijam. Dostaję same ochłapy, nie robię przecież niż spektakularnego ani ważnego. Będę musiał się bardziej wykazać, by zarobić więcej. Potrzebuję kasy i to najszybciej jak to możliwe.
- Nowy dom, samochód? - zapytała, odbierając wino z moich rąk.
- Te rzeczy nie są warte mojego wmieszania się w mafię i zabijania ludzi - odparłem powoli, analizując dokładnie, co chciałbym jej powiedzieć. - Muszę uzbierać dużą sumę pieniędzy w dość krótkim czasie.
Taiga skinęła krótko głową, nie dopytując się o żadne szczegóły, za co byłem jej wdzięczny. Nie znaliśmy się zbyt długo, bo dopiero minęła może niecała godzina, by zwierzać się ze swoich problemów. Niemniej jednak miło było pogadać. Nie była jak te dupki z Carrein, którzy za wszelką cenę chcieli udowodnić swoją wyższość nad ,,nowym". Dołączając do mafii miałem świadomość, że lekko nie będzie. Nie sądziłem jednak, że będę musiał użerać się z uprzykrzającymi życie draniami. Chciałem tylko zarobić, nic więcej. Nie musiałem się z nimi nawet kumplować. Praca to praca i nic więcej. Powinienem im dobitnie pokazać, by za dużo sobie nie pozwalali, że nie jestem słabym ogniwem, które mogą zniszczyć.
- W sumie nie chce mi się tam wcale wracać - przyznałem po dłuższej chwili milczenia. - Mamy dość alkoholu, możemy się gdzieś zmyć, gdy tylko deszcz przestanie padać.
- A twoje dzisiejsze zadanie nie polegało na towarzyszeniu swoim kumplom podczas negocjacji? - zapytała.
- Być może - odparłem powoli, po chwilowym namyśle.
Miała rację. To było moje zadanie na dzisiejszy wieczór. Niestety dość nudne. Uznałem, że nic nie wniesie do mojego życia. Tylko traciłem kolejny wieczór, który mogłem spędzić w inny, interesujący sposób. Miałem tyle możliwości...
- A wypłata? - zadała kolejne pytanie. - Zapłacą ci za dzisiejszą fatygę?
- Szczerze wątpię. To nawet nie jest jakaś poważna akcja. Zwykła transakcja - powiedziałem, drapiąc się po policzku. - Greg uwielbia donosić o każdych nieprawidłowościach podczas misji. Zapewne już w tej swojej pustej głowie układa plan, jak przekonać szefa co do tego, że się nie sprawdziłem. Może wspomni słówko, że chciałem go sprzedać. Tym będę martwił się później.
Lekko zaśmiałem się na wizję składającego skargę Grega. Deszcz w końcu zelżał. Po kilku minutach całkiem przestał padać. To chyba tyle na dzisiejszy wieczór z opadów. Taką przynajmniej miałem nadzieję. Powietrze zrobiło się rześkie, nie śmierdziało aż tak spalinami. Podniosłem się ze swojego miejsca, wyciągając dłoń w stronę swojej towarzyszki.
- Więc co teraz, wracamy? - zapytałem. - Czy może znasz jakiś ciekawszy sposób spędzenia nocy pod warunkiem, że jeszcze nie znudziło ci się moje towarzystwo.
Taiga?
550 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz