Chłopak wręcz zaczął zalewać mnie pytaniami, na które nie miałam najmniejszej ochoty odpowiadać. Raz, że nie lubię o tym opowiadać, a dwa wciąż nie miałam pewności, czy aby na pewno nie ma ukrytych intencji. Może i nie ma nic wspólnego z policją, ale wyrzucanie przy pierwszym spotkaniu wszystkich swoich słabości i wątpliwości jest złym pomysłem. "nigdy nie zabiłem" przypomniałam sobie jego słowa, w które ciężko mi uwierzyć. Nowy, czy nie nowy, każdy w tej czy innej mafii zabija, zabijał i będzie zabijać chociażby po to, żeby samemu nie zginąć. Czy możliwym może być, że uchował się bez krwi na rękach?
- Jesteś za bardzo ciekawski - Pokręciłam głową - Traktuje to jak pracę, kobieta czy mężczyzna nie ma to dla mnie znaczenia, na stole widzę jedynie organy... Jednak nie ruszyłam i nie ruszę dziecka - Dodałam ciszej, wciąż bacznie obserwując otoczenie. Ostatnie zdanie było jasne powiedziane na samym początku mojej pracy, mimo wszystko swoje wewnętrzne zasady też jeszcze mam.
Weszliśmy do sklepu, gdzie stanęliśmy przed półką z alkoholami. Uwielbiałam wina, ze wszystkich alkoholi były moimi ulubionymi, różne smaki, barwy, rok produkcji, kraj pochodzenia. Piłam każde, niezależnie od tego czy było słodkie, czy gorzkie, krwistoczerwone, czy wręcz przeźroczyste niczym woda. Wybrałam dwa swoje ulubione. Chcąc iść już do kasy, przy półce z jakimiś chipsami potknęłam się o własne nogi. Cóż, i tak długo wytrzymałam idąc prosto bez żadnej wpadki. Mężczyzna złapał mnie za ramię, a ja drugą ręką opierałam się o półkę patrząc na kolorowe torebki z ziemniaczanymi przysmakami.
- Wszystko w porządku? - Zapytał lekko zaskoczony nagłą pozycją. Na szczęście na głowie wciąż widniał mi kaptur od bluzy, dlatego też nie było widać mojej zażenowanej miny. Zacisnęłam zęby i wolną ręką chwyciłam paczkę chipsów.
- A czemu miałoby nie być? - Rzuciłam wręcz warcząc, prostując się jednocześnie i tym samym wyszarpując rękę z jego uścisku. - Zobaczyłam ostatnią paczkę swoim ulubionych chipsów i dzieciaka który też na nie patrzy - Fuknęłam, tak jakby było to coś oczywistego i jego błędem było niezauważenie tego, co więcej jego błędem było pomyślenie, że mogłam się zwyczajnie potknąć.
Pospiesznie zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu udając, że nic nie miało miejsca. Dopiero teraz spojrzałam na to co wzięłam. Prażynki o smaku bekonowym, nienawidzę ich. Od dziecka notorycznie się potykam, jeżeli nie uważam na to po czym aktualnie idę. Nie ważne, czy będzie to kamienista, nierówna droga, czy idealnie ułożone płytki w sklepie, moje nogi po prostu do siebie ciągną. W drodze do miejsca, gdzie zapewne reszta już była po nie jednym drinku, poczułam na dłoniach zimne duże krople deszczu.
- Pada? - Uniosłam głowę do góry.
- Na to wygląda, chodź tam jest daszek, nie ma sensu moknąć, a nie zapowiada się na lekki deszcz - Jego ton głosu przybrał barwę bardziej rozkazującej niż proszącej, pewnie gdybym nie chciała moknąć poszłabym dalej, ale pod spodem mam jedynie cienką koszulkę, jeżeli zmoknę będzie mi widać biust, i tak jak mnie samej to nie rusza, tak Ci idioci tam znowu zaczną się napalać, znowu zrobi się zadyma i znowu będę musiała iść pieszo do domu. Zdecydowanie wolałam tego uniknąć. Weszliśmy na jedno z osiedli, gdzie rzeczywiście był daszek prowadzący do wejścia na klatkę. Usiadłam na murku patrząc, jak coraz to bardziej zaczyna padać.
- Może to i lepiej - Westchnęłam, patrząc na wino, czy mam przy sobie korkociąg?
- Lepiej? Wątpię że poczekają ze spotkaniem - Usiadł obok mnie. A ja lekko się uśmiechnęłam. Ściągnęłam kaptur i spojrzałam na niego.
- Chyba nie myślisz, że lubię w tym uczestniczyć? Już Ci mówiłam, ja tylko wykonuje swoją pracę, za daną stawę, reszta, no cóż mnie nie interesuje - Wzruszyłam ramionami - Jak już to Ty stracisz.
- I tak najważniejsze jest tam zdanie Grega w tej chwili, a ten facet z rozumiem małpy nie potrafi słuchać innych, więc nie miałbym aktualnie zdania.
- Greg to jest ten którego chciałeś mi sprzedać? - Podniosłam jedną brew, a on z uśmiechem skinął głową - Szkoda, że tak cenne organy tak się marnują - Parsknęłam śmiechem - Pewnie nie masz otwieracza co?
- Nie, ale znam pewną sztuczkę - Przyznał, a ja zaciekawiona podniosłam jedną brew. Chłopak ściągnął swoją bluzę, owinął nią butelkę i delikatnie zaczął dziwnie pocierać po czym uderzać o ziemię, za chwilę oddał mi osobno trunek i drewniany korek. Swoją drogą dopiero teraz mogłam zauważyć, na jego rękach mięśnie, które pod bluzą były zupełnie nie widoczne. Widać, że regularnie przebywa na siłowni, nie był przypakowany jak niektórzy których spotykam "w pracy", i z których się śmieje, że przesadzili z zastrzykami, bo są jedynie napompowani. Były to mięśnie, na które pracuje się bardzo długi czas i to regularnie. Sama również nie oszczędzam się na siłowni, więc aż dziwne, że jeszcze nigdy go na żadnej nie spotkałam.
- Cóż teraz to mi zaimponowałeś - Przyznałam, biorąc łyka alkoholu, oblizałam delikatnie usta, czując jeszcze słodki posmak wina i podałam butelkę chłopakowi, który też wziął małego łyka.
- Trochę jak za czasów liceum - Zaśmiał się krótko.
- Tylko wino trochę droższe - Również lekko się zaśmiałam, jednak szybko odchrząknęłam. Nie chciałam wchodzić w tak luźne relacje z ludźmi z mafii, musiałam pamiętać, że w gruncie rzeczy jeżeli coś pójdzie nie tak w piwnicy, może następnego dnia mierzyć do mnie z broni z polecenia swojego szefa. - Jak jest w tej... pracy? Macie płacone od zlecenia czy jak? - Spojrzałam na niego zaciekawiona.
Rhys?
856 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz