wtorek, 28 września 2021

Od Harveya CD Lukrecji

 Pomimo, że mój głupiutki brat nawiał, nawiązałem całkiem interesującą znajomość. Nie sądziłem, że będzie aż tak dobrze mi się rozmawiało z nowo napotkaną dziewczyną. Rozmowa nam się kleiła, a nawet przez chwilę mogłem pożartować, zapominając o trudzie dzisiejszego dnia w pracy. Byłem zmęczony i padałem wręcz na twarz, lecz przy tej uroczej towarzyszce jakoś o tym zapomniałem. Nie udało mi się co prawda zdobyć numeru do pracy Rhysa, lecz zdobyłem coś cenniejszego. Ta dziewczyna była znajomą brata, jej numer telefonu mógł się jednak kiedyś przydać. Nigdy nic nie wiadomo.

Niestety zbyt długo nie dane mi było nacieszyć się towarzystwem dziewczyny. Jak tylko podała ciąg cyfr, które były jej numerem telefonu, ruszyła w stronę budynku. Była studentką, więc prawdopodobnie spieszyła się na jakiś wykład. Nie poszedłem za nią. Stałem w tym samym miejscu, odprowadzając ją spojrzeniem. Przynajmniej miałem numer. Oby okazał się prawdziwy. Równie dobrze mogła mi podać jakieś losowe cyfry, aby się ode mnie uwolnić. Spojrzałem na zapisany numer w kontaktach. Nie zdążyłem poznać jej imienia. Dlaczego wcześniej o nie nie zapytałem? Westchnąłem, zapisując ten numer pod ,,nieznajoma studentka".

Kiedy zostałem sam, rozejrzałem się raz jeszcze po otoczeniu. Miałem złudną nadzieję, że może Rhys jeszcze gdzieś tu się kręcił. Zastanawiałem się, co w ogóle tu robił. Z tego co mi wiadomo, nie studiował. Może jednak nie miałem aktualnych informacji o nim? Było to co najmniej podejrzane. Zachowywał się dziwnie, nawet jak na niego. Nie mając nic tu do roboty, ruszyłem z powrotem w stronę samochodu. Musiałem w końcu zrobić większe zakupy, bo moja lodówka świeciła pustkami.

Londyn był dla mnie kompletnie obcym miastem. Nie za bardzo orientowałem się, gdzie co się znajdowało. Na szczęście nie miałem problemu, aby odnaleźć supermarket. Po zrobieniu szybkich zakupów, wróciłem do swojego mieszkania. Po raz kolejny spróbowałem dodzwonić się do brata. Z takim samym, marnym skutkiem. Nie odbierał, a moja cierpliwość powoli się kończyła. Skoro nie miał czasu pogadać przez te pięć minut, stanę się jego wrzodem na tyłku. Będę go kontrolować jak małe dziecko, odwiedzę jego pracę i popytam jego znajomych. Wtedy z pewnością uzna, że pięć minut na spotkanie z bratem to nie tak dużo.

Wieczór powoli mijał, a ja nie mając co ze sobą zrobić, postanowiłem przystać na propozycję moich kolegów z pracy. Uprzedziłem ich, że jednak wpadnę się z nimi spotkać przy piwie. Od razu przesłali mi adres, gdzie ich spotkam.

Nie stroiłem się jakoś szczególnie. W końcu to miał być męski wieczór, gdzie przez większość czasu będziemy narzekać na swoją pracę. Stało się dokładnie to, co przewidziałem. Dołączyłem do towarzystwa siedzącego przy barze. Przywitałem się z nimi, zajmując wolny stołek. Nie wszystkich jeszcze znałem z imienia i nazwiska, lecz kojarzyłem ich twarze. Gadaliśmy głównie o robocie, wymieniając się ciekawymi przypadkami interwencji. Niektóre były komiczne, a inne przyprawiały o ciarki na plecach. Praca policjanta nie była łatwa.

Około północy wspólnie zdecydowaliśmy się zmienić lokum. Josh zdecydował, że pokaże mi najlepszy nocny klub w okolicy. Zamówiliśmy taksówkę, która zabrała nas pod wskazany adres. Lokal był znacznie większy od tego poprzedniego i cieszył się dość sporym zainteresowaniem. Musieliśmy swoje wystać w kolejce, lecz finalnie znaleźliśmy się w środku. Nie zdążyliśmy podejść nawet do baru, gdy zgasło światło, a chwilę wcześniej słychać było głośne strzały. Ktoś wybrał sobie nieodpowiednią porę na rozróbę.

Mężczyzna, który co chwilę strzelał w sufit musiał być pod wpływem narkotyków. Nikt normalny nie wpada z bronią do miejsca pełnego ludzi. Wykrzykiwał coś niezrozumiałego. Niestety nie mogliśmy zrozumieć sensu jego słów przez głośne krzyki i płacz osób znajdujących się w klubie. Jedynym źródłem światła były te ewakuacyjne, wskazujące kierunek do drzwi. Niektórzy z odważniejszych klubowiczów nie sparaliżowanych strachem uciekali w popłochu, tratując się nawzajem. Panował prawdziwy chaos.

- Trzeba odebrać mu spluwę - powiedział Patrick, klepiąc mnie w ramię.

Staraliśmy się nie dać ponieść uciekającemu tłumowi ludzi, który co chwilę na nas wpadał. Kiedy strzały znów się powtórzyły, ludzie zrezygnowali z ucieczki i padli na podłogę, szukając schronienia gdziekolwiek się dało. Światło ponownie się zapaliło, a odgłos policyjnych syren stał się głośniejszy. Pomoc już nadciągała.

Do lokalu wpadli policjanci w mundurach. To zajęło uwagę gangstera, który nie skupiał się na tłumie ludzi wokół siebie, nie uważając ich za jakiekolwiek zagrożenie. W tym nas. I tu się mylił. Gdy celował pistoletem w funkcjonariuszy, Josh wraz z Brucem przystąpili do próby rozbrojenia przestępcy. Nie był to rozważny ruch, aby rzucać się z gołymi rękami na niebezpiecznego typa. Szczęście im jednak sprzyjało i nim facet się zorientował, leżał twarzą do ziemi i był zakuwany w kajdanki. Broń trzymał Josh, który przekazał ją kolegom na służbie.

- Trzeba uspokoić ludzi i upewnić się, że nikt nie został ranny - powiedział mężczyzna w mundurze, podając mi odblaskową kamizelkę z napisem ,,Policja".

- Ja zacznę od loży po prawej, a ty sprawdź przy barze - zdecydował Patrick, zmierzając do przerażonej grupki ludzi.

Założyłem kamizelkę, aby każdy wiedział, że mogą do mnie zwrócić się o pomoc. Ruszyłem w stronę baru. Zauważyłem, że chowały się za nim roztrzęsione kobiety. Ukucnąłem przy nich, aby nie górować nad nimi. Nie chciałem ich dodatkowo stresować. Jedna z nich szczególnie zwróciła moją uwagę. Wyglądała znajomo. Gdzieś ją już widziałem. Zmarszczyłem brwi, próbując przypomnieć sobie jej imię. Po chwili uświadomiłem sobie, że to jest właśnie moja nieznajoma studentka z rana.

- Nic wam nie jest? - zapytałem, otrząsając się z pierwszego zaskoczenia. - Któraś z was jest ranna?

- Nic nam nie jest - zapewniła dziewczyna, spoglądając co chwilę na swoje roztrzęsione towarzyszki. - Gdy tylko usłyszałyśmy strzały, schowałyśmy się za barem.

- Dobrze zrobiłyście - przyznałem, rozglądając się po otoczeniu, próbując namierzyć jakąkolwiek osobę poszkodowaną.

- Jesteś z policji? - zapytała po chwili dziewczyna, wpatrując się w moją kamizelkę.

- Zgadza się, choć aktualnie nie na służbie - odpowiedziałem, pomagając im wstać. - Ale byłem na miejscu i chociaż trochę się przydam. Sprawca całego tego zamieszania jest złapany, karetka niedługo przyjedzie. Na pewno nie potrzebujecie pomocy?

- Może jedynie coś na uspokojenie - powiedziała, kiedy jedna z jej towarzyszek kurczowo się jej trzymała, bojąc się ją puścić.

- Może wyjdziemy na świeże powietrze - zaproponowałem. - Jak ci na imię?


Lukrecja?

983 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz