Ciężkie krople deszczu uderzały głośno w szybę sypialni Lwa. Nie było to jednak na tyle
głośne, żeby przebić się przez mocny sen chłopaka. Spoczynek przerwał mu dopiero
nieznośny dzwonek telefonu. Lew przebudził się, przecierając oczy i odruchowo chwycił
smartfona. Jego twarz oświetlił blask jasnego ekranu, na którym zobaczył imię swojego
bliskiego przyjaciela 6 Benjiego. Odebrał telefon i mruknął do swojego trenera:
- Chciałbyś mi wytłumaczyć czemu dzwonisz do mnie w środku nocy?
- Jest ósma rano... Mniejsza o to, grasz dziś partię pokazową z jakimś młodym szachistą.
Arcymistrz z uniwersytetu, ranking powyżej 2600 - odpowiedział Benji.
- Ugh... Przecież mówiłeś, że to jutro - odrzekł Lew.
- Tak, ale powiedziałem to wczoraj. Nie mam teraz zbyt wiele czasu, adres prześlę ci na
Facebooku, bądź tam na czternastą, pa! - streścił się rozmówca Lwa i się rozłączył.
Ciemnowłosy westchnął głośno i rzucił parę wulgaryzmów w stronę Benjiego. Chwilę później
zszedł z łóżka i udał się pod prysznic. Po porannej toalecie usiadł do szachownicy, by choć
chwilę potrenować przed dzisiejszym starciem.
***
Na miejscu był około 13:40. Na uczelni dobrze go przyjęli, pokazano mu gdzie będą grać,
zaproponowano coś do picia. Wedle swojego życzenia dostał szklankę wody, którą szybko
pochłonął. Nie widział swojego przeciwnika, do czasu aż nie usiadł przy szachownicy.
Wszedł na salę, jako drugi, dosłownie dwie minuty po swoim przeciwniku. Po stronie białych
bierek zasiadł jego konkurent, on sam zajął miejsce plecami do trybun, gdzie zasiadło dosyć
dużo osób. Podał rękę drugiemu szachiście i włączył zegar. W sposobie gry widział, że rywal
przygotowywał się do tej partii, by wypaść jak najlepiej. Sam Lew nic nie planował,
postanowił zagrać to, co znał najbardziej - obronę sycylijską. W partii udało mu się zagrać
wariant Najdorfa, szybko przeszli do dosyć skomplikowanej gry środkowej i przy każdym
ruchu musiał się dosyć długo zastanowić. Dotyczyło to również jego konkurenta, który wpadł
w niedoczas, przez co zaczął popełniać błędy. Lwu udało się zdobyć dwa piony. Od tamtego
czasu, Lew starał się przejść do końcówki, bo jeśli do tego by doszło, nie miałby szans na
przegraną. Pomęczył się jeszcze przez chwilę z przeciwnikiem, po czym ten zrezygnował.
Podali sobie ręce, a później na auli rozległy się oklaski, parę osób do niego podeszło, by mu
pogratulować. Po chwili wyszedł z sali, do poczekalni, skąd zabrał swój płaszcz i zarzucił go
na plecy. Wyszedł na dosyć rozległy korytarz i od razu zaczął szukać wyjścia, by zapalić
papierosa.
***
Błąkał się po tych labiryntach z dziesięć minut, w między czasie zdążył zahaczyć o toaletę.
Wcześniej dostał się do auli, ponieważ pomógł mu jeden z organizatorów, teraz nie za
bardzo mu to szło. Gdy tak przechadzał się po ogromnym budynku, usłyszał dwa damskie
głosy, dobiegające zza rogu. Zdążył wyłapać, że dwie dziewczyny rozmawiają o pewnej
miejskiej legendzie, na temat dealowania narkotykami na uczelni.
- To nie wierz. To i tak było z dwadzieścia lat temu... - oznajmiła jedna z nich.
- Gówno prawda - odpowiedział Lew. - Carrein nawet nie istniało dwadzieścia lat temu... Tak
na marginesie, wiecie może gdzie jest wyjście? - dodał po chwili milczenia.
Dziewczyny stały, jak zamurowane. Lew szybko doszukał się, że tu studiują.
- Yyy... To ty grałeś przed chwilą w szachy, tak? - wychyliła się jedna z nich. - Mam na imię
Lily, a moja koleżanka Riley. Piszemy artykuł o twojej partii.
Lew obejrzał je wzrokiem i po chwili odparł:
- Mogę wam udzielić wywiadu... Ale pokażcie mi wyjście i musiałbym coś zjeść.
Przystały na propozycję szachisty i cała trójka udała się do wyjścia. Nieopodal uniwersytetu
stała włoska knajpka, gdzie Lew i jego nowe koleżanki ulokowali się. Do wywiadu nie doszło.
Lew zaproponował "po piwku" i w mgnieniu oka dostali się na grubą popijawę. Mocny bas bił
ich po uszach, gdy ci wlewali w siebie kolejne ilości alkoholu. Zapowiadał się ciekawy
wieczór.
<Riley?>
608 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz