Toksycznych ludzi możesz spotkać wszędzie. Mogą do nich należeć: matka, ojciec, brat, siostra, córka, syn, ciotka, wujek, koleżanka, sąsiadka, pani urzędniczka, mąż, teściowa, pies teściowej, a nawet Ty, choć prawdopodobnie nie będziesz zdawać sobie z tego sprawy.
- Marlena Rytel, Jak przeżyć trudne chwile i nie zwariować
- Albo jesteś moja, albo wszystkich, czaisz Lan Ho? - coś w jego głosie sprawiło, że potraktowała te słowa poważnie, tym razem nie żartował.
Hidden nie wiedział, że uderzał w czuły punkt dziewczyny. Nie chciała znów należeć do kogoś, chciała być wolna i decydować sama o sobie. Czy może być wolna będąc jednocześnie w związku z bratem szefa mafii? Na to pytanie nie było odpowiedzi, musiała zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i zaufać mu.
Nie podejrzewała go też o taką zaborczość, była gotowa pogodzić się z faktem, że to będzie tylko seks. Ale czy na pewno? Martwiła się o niego, gdy leżał otruty w szpitalu i musiała przyznać przed samą sobą, że ten mężczyzna zaczął krążyć po jej głowie coraz częściej.
-Nie jestem niczyją własnością...- powiedziała powoli, niepewnie.
Chciała mu dać dobitnie znać, że nie tyle będzie do niego należała - lecz jak już to będzie mu wierna z własnej, nieprzymuszonej woli. I on jej też. Malinowy ślad nie skojarzył jej się, wbrew obawom, z niewolą. Partnerstwo, to było to.
Odchyliła delikatnie jego koszulkę i także zrobiła mu malinkę.
***
Następne trzy dni spędzili na wspólnych rozmowach o dosłownie...pierdołach. Ulubiony kolor, pies z dzieciństwa, historia blizn, ulubione danie. Raz nawet zamówili sushi i Lan uczyła chłopaka jedzenia pałeczkami - zauważyła, że jego nos śmiesznie się marszczy, gdy się złości. Azjatka mało mówiła o sobie, nie będąc wciąż gotową na zwierzenia o swojej przeszłości - o ile kiedykolwiek będzie na to gotowa.
Ich pocałunki ograniczały się do delikatnych muśnięć policzków lub czoła, spali oddzielnie, ale Lan często do późnych godzin nocnych siedziała z Hiddenem w jego pokoju. Chłopak nie naciskał na żaden bliższy kontakt fizyczny, za co była mu wdzięczna. Zaczęli bardziej przypominać przyjaciół, niż kochanków...i chociaż dziewczyna czuła się w jego towarzystwie świetnie, nadal nie wiedziała, o co chodzi jej sercu. Jak to bywa w filmach, czarna owca rodziny gangsterów okazała się mieć bardzo głęboką osobowość, której odkrywanie było codziennym wyzwaniem, przy młodym Moretti-Harrisie nie szło się po prostu nudzić. Pozostawała też sprawa między Hiddenem i Justinem. Zeno wezwał wszystkich na rozmowę, więc poszli z Hiddenem wysłuchać, co szef ma do powiedzenia. Lan Ho widziała w oczach białowłosego Justina tajemnicę, skrzętnie chowane emocje i niewypowiedzianą na głos groźbę. W jej stronę. Pewnym krokiem zbliżyła się do niego.
- Chyba jednak będziesz musiał się podzielić. Pytanie tylko, czy ja podzielę się z tobą? - warknęła do niego cicho, sama zaskoczona tonem swojego głosu
- Ej ej, spokojnie. Nie musicie się o mnie bić. Justin to mój przyjaciel, nie atakuj go tak bezpośrednio. To było wcześniej ustalone, że zbieramy się razem, Lan Ho.
Używał jej imienia tylko, gdy był śmiertelnie poważny. Poczuła się jak skarcony szczeniaczek, który nasikał panu do butów. Magia poprzednich trzech dni prysnęła jak bańka mydlana, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Stwierdziła, że nic tu po niej - wyszła.
Hidden dogonił ją na skraju posiadłości.
- Lan, gdzie idziesz? Nie powinnaś sama opuszczać...
- Idę dogadać z moim partnerem strój i plan na bankiet - obróciła się w jego stronę, uśmiechając się życzliwie, lecz zdystansowanie - Sam mnie z nim sparowałeś, zapomniałeś? - nie czekając na jego odpowiedź, przeszła przez bramę, nie oglądając się za siebie.
Zdecydowała się pójść do Noah na piechotę, by ochłodzić nieco emocje, które wręcz z niej wykipiały, gdy posiadłość zniknęła jej z pola widzenia.
- Przyjaciel. Ta, pieprzony manipulant i nic więcej - zaczęła mówić sama do siebie - Pilnuje go jak piesek, ale sam nic nie robi. Nie ma jaj mu powiedzieć, co czuje. Ja będę pierwsza, zrobię to - postanowiła w przypływie odwagi. - A Hidden będzie musiał wybrać.
Skrzywienie Lan, wynikające z życia w niewoli, polegało na spaczonym postrzeganiu relacji międzyludzkich. Chciała mieć Hide tylko dla siebie, na wyłączność, Justin musiał być usunięty z ICH życia.
Nieprędko miała dostrzec toksyczność swojego zachowania.
Nie widziała także niczego złego w tym, żeby wejść do domu Noah przez szczęśliwie dla niej, otwarte okno. Nie miała nastroju na spotkanie z przemiłą kobietą, jaką jest rodzicielka chłopaka. Obawiała się, że mogła stracić dziś w jej oczach. Podciągnęła się na rękach, miękko zeskoczyła na kanapę, rozejrzała się po pomieszczeniu. Plakaty piłkarzy, laptop, męskie gacie na pufie...to musiał być jego pokój, znów jej się poszczęściło. Podeszła do półki z książkami, przyglądając się każdej pozycji, nie miała jednak na to zbyt dużo czasu - po chwili drzwi się otworzyły, stanął w nich półnagi chłopak - miał jedynie ręcznik owinięty na biodrach. Przez chwilę taksowała go spojrzeniem, starając się nie zatrzymywać zbyt długo na wyrzeźbionym torsie i widocznych na przedramionach chłopaka żyłach.
- Arie? Co ty robisz w moim pokoju?
Spojrzała na niego pytająco, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że takie właśnie imię mu podała. Tak dawno nikt nie używał tych danych, że niemal zdążyła zapomnieć, że prowadzi podwójne życie.
Zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, że była bezmyślna i nie powinna była opuścić gardy. Przeszłość wciąż deptała jej po piętach.
- Czekam na ciebie - uśmiechnęła się lekko - Trochę się stęskniłam, dawno się nie widzieliśmy.
- No to ja ten, tego...tylko skoczę się przebrać - podreptał niezdarnie do pufy, jedną ręką przytrzymując ręcznik.
Dziewczyna obserwowała z rozbawieniem jego poczynania.
- Odwrócę się, żebyś miał łatwiej, wstydziochu - parsknęła śmiechem, obracając się do niego tyłem.
[Noah?]
900 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz