Cała ta akcja z tą strzelaniną zepsuła mi humor. To miał być miły wieczór, gdzie po ciężkim dniu służby mógłbym się zrelaksować przy piwie z kolegami. Tak się jednak nie stało. Zamiast odpoczywać, znów musiałem być w stanie gotowości. Czułem się odpowiedzialny za swoją nowo poznaną koleżankę. W pierwszej chwili oceniałem sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Dopiero teraz, gdy nie zagrażało naszemu życiu niebezpieczeństwo, przyjrzałem się dziewczynie z bliska. Nie wyglądała tak jak jej koleżanki. Chodziło tu w głównej mierze o zachowanie. Jej towarzyszki całe drżały z przerażenia, a jedna wpadła w taką histerię, że nie chciała puścić ręki swojej koleżanki. Na ich twarzach był rozmazany makijaż. Lukrecja, bo tak mi się przedstawiła nie wyglądała na szczególnie poruszoną całym tym zdarzeniem. Słysząc jej późniejsze wytłumaczenie, miało to sens. Musiała dużo już przeżyć.
Londyn był niebezpiecznym miastem.
Nie spodziewałem się, że zwykłe pójście do baru może kosztować mnie kiedykolwiek życie. Jak widać tutejsza policja miała sporo problemów z gangsterami. To oznaczało dużo pracy na służbie. Jako policjant musiałem zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców tego miasta. Nie mogłem dopuścić, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Wiedziałem, że potrzeba wiele czasu i zaangażowania, aby pozamykać wszystkich niebezpiecznych typów. Już ja o to zadbam.
W taksówce, kiedy Lukrecja poruszyła temat mojego brata, nieco się rozchmurzyłem i przestałem rozpamiętywać tamtą strzelaninę. Skupiłem swoje myśli na młodszym braciszku. Rhys był niezwykle skryty. Nie miałem o nim dużo informacji, prawie w ogóle. A przecież byliśmy rodziną! Okazało się, że Lukrecja wie o nim więcej, niż ja. Słuchałem każdej informacji, aby jak najwięcej zapamiętać.
Zastanawiałem się co konkretnie łączy Rhysa z dziewczyną. Z mojej obserwacji sprzed uczelni wynikało, że Rhys czekał w tym zaułku właśnie na nią. Tylko dlaczego był aż tak wypłoszony, kiedy go nakryłem? Zachowywał się zupełnie jak diler narkotykowy. Gdybym nie został rozproszony, najpewniej przeszukałbym wszystkie kieszenie braciszka. Szedłem o zakład, że znalazłbym jakieś zioło lub coś gorszego.
Moje rozmyślania przerwał taksówkarz. Zatrzymał pojazd tuż przed piękną rezydencją. Dokładnie to była imponująca willa. Uniosłem brwi w zdziwieniu. Było tu pięknie, nawet w nocy. Za dnia musiało być tu jeszcze piękniej.
- Ty tu mieszkasz? - zapytałem, otwierając drzwi, aby dziewczyna mogła wygodnie wysiąść z samochodu. Potrafiłem zachować się jak dżentelmen, tego mi nie można było zarzucić.
- To dom moich rodziców - wytłumaczyła jedynie, poprawiając swoje włosy.
Wyciągnąłem portfel, płacąc taksówkarzowi za kurs. Lukrecja zaprosiła mnie do środka, więc nie odmówiłem. Wszedłem zaraz za nią, co chwilę rozglądając się po wnętrzu. Nie chciałem być niegrzeczny, ale takie widoki wzbudzały zachwyt. Przez całe życie mieszkałem raczej w skromnych warunkach. Nie byliśmy biedni, ale też nie zaliczaliśmy się do bogaczy. Tu było po prostu... pięknie.
Kiedy Lukrecja zaproponowała wino, w pierwszej chwili chciałem odmówić. Nie powinienem pić. Niedługo pewnie będę zbierał się do swojego mieszkania. Ten wieczór był emocjonujący. Z drugiej jednak strony należała mi się chwila przyjemności. Do tej willi raczej nie dostaną się gangsterzy. Szansa, że te ściany widziały kiedykolwiek broń wynosiła zero, byłem pewien. Tu było bezpiecznie. Ciekawiło mnie to, czym zajmowali się rodzice dziewczyny. Jakoś musieli zarobić na taką willę. Pewnie prowadzili własną firmę czy coś w tym stylu.
- Odrobinka nie zaszkodzi - powiedziałem, posyłając jej czarujący uśmiech.
Zwykle unikałem mieszania jakichkolwiek alkoholi. Nie wychodziłem na tym za dobrze. Teraz postanowiłem zrobić wyjątek. Możliwe, że miałem jeszcze szansę spędzić miły wieczór w dobrym towarzystwie.
- Otworzę, a ty mogłabyś podać proszę kieliszki? - zapytałem, odbierając od niej butelkę z winem.
Kiedy rozlałem wino do dwóch kieliszków, jeden podałem Lukrecji. Usiedliśmy na sofie, zaczynając luźną rozmowę. Cały czas starałem się jakoś naprowadzić ją na tor mojego brata. Byłem ciekaw, co jeszcze mogłaby mi o nim opowiedzieć.
- Chyba przeszkodziłem wam w tamtym spotkaniu, tym pod uczelnią - zacząłem, spoglądając na jej twarz z uwagą. - Czekał na ciebie w tym zaułku... Nie wplątał cię w żadne kłopoty? Znam go trochę i nie jest taki niewinny, jakim chciałbym go widzieć.
Londyn był niebezpiecznym miastem.
Nie spodziewałem się, że zwykłe pójście do baru może kosztować mnie kiedykolwiek życie. Jak widać tutejsza policja miała sporo problemów z gangsterami. To oznaczało dużo pracy na służbie. Jako policjant musiałem zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców tego miasta. Nie mogłem dopuścić, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Wiedziałem, że potrzeba wiele czasu i zaangażowania, aby pozamykać wszystkich niebezpiecznych typów. Już ja o to zadbam.
W taksówce, kiedy Lukrecja poruszyła temat mojego brata, nieco się rozchmurzyłem i przestałem rozpamiętywać tamtą strzelaninę. Skupiłem swoje myśli na młodszym braciszku. Rhys był niezwykle skryty. Nie miałem o nim dużo informacji, prawie w ogóle. A przecież byliśmy rodziną! Okazało się, że Lukrecja wie o nim więcej, niż ja. Słuchałem każdej informacji, aby jak najwięcej zapamiętać.
Zastanawiałem się co konkretnie łączy Rhysa z dziewczyną. Z mojej obserwacji sprzed uczelni wynikało, że Rhys czekał w tym zaułku właśnie na nią. Tylko dlaczego był aż tak wypłoszony, kiedy go nakryłem? Zachowywał się zupełnie jak diler narkotykowy. Gdybym nie został rozproszony, najpewniej przeszukałbym wszystkie kieszenie braciszka. Szedłem o zakład, że znalazłbym jakieś zioło lub coś gorszego.
Moje rozmyślania przerwał taksówkarz. Zatrzymał pojazd tuż przed piękną rezydencją. Dokładnie to była imponująca willa. Uniosłem brwi w zdziwieniu. Było tu pięknie, nawet w nocy. Za dnia musiało być tu jeszcze piękniej.
- Ty tu mieszkasz? - zapytałem, otwierając drzwi, aby dziewczyna mogła wygodnie wysiąść z samochodu. Potrafiłem zachować się jak dżentelmen, tego mi nie można było zarzucić.
- To dom moich rodziców - wytłumaczyła jedynie, poprawiając swoje włosy.
Wyciągnąłem portfel, płacąc taksówkarzowi za kurs. Lukrecja zaprosiła mnie do środka, więc nie odmówiłem. Wszedłem zaraz za nią, co chwilę rozglądając się po wnętrzu. Nie chciałem być niegrzeczny, ale takie widoki wzbudzały zachwyt. Przez całe życie mieszkałem raczej w skromnych warunkach. Nie byliśmy biedni, ale też nie zaliczaliśmy się do bogaczy. Tu było po prostu... pięknie.
Kiedy Lukrecja zaproponowała wino, w pierwszej chwili chciałem odmówić. Nie powinienem pić. Niedługo pewnie będę zbierał się do swojego mieszkania. Ten wieczór był emocjonujący. Z drugiej jednak strony należała mi się chwila przyjemności. Do tej willi raczej nie dostaną się gangsterzy. Szansa, że te ściany widziały kiedykolwiek broń wynosiła zero, byłem pewien. Tu było bezpiecznie. Ciekawiło mnie to, czym zajmowali się rodzice dziewczyny. Jakoś musieli zarobić na taką willę. Pewnie prowadzili własną firmę czy coś w tym stylu.
- Odrobinka nie zaszkodzi - powiedziałem, posyłając jej czarujący uśmiech.
Zwykle unikałem mieszania jakichkolwiek alkoholi. Nie wychodziłem na tym za dobrze. Teraz postanowiłem zrobić wyjątek. Możliwe, że miałem jeszcze szansę spędzić miły wieczór w dobrym towarzystwie.
- Otworzę, a ty mogłabyś podać proszę kieliszki? - zapytałem, odbierając od niej butelkę z winem.
Kiedy rozlałem wino do dwóch kieliszków, jeden podałem Lukrecji. Usiedliśmy na sofie, zaczynając luźną rozmowę. Cały czas starałem się jakoś naprowadzić ją na tor mojego brata. Byłem ciekaw, co jeszcze mogłaby mi o nim opowiedzieć.
- Chyba przeszkodziłem wam w tamtym spotkaniu, tym pod uczelnią - zacząłem, spoglądając na jej twarz z uwagą. - Czekał na ciebie w tym zaułku... Nie wplątał cię w żadne kłopoty? Znam go trochę i nie jest taki niewinny, jakim chciałbym go widzieć.
Lukrecja?
634 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz