poniedziałek, 4 października 2021

Od Lydii CD Maxwella

Po całym tym ‘zebraniu’ każdy poszedł zająć się swoimi sprawami. Siedziałam razem z Zoe w naszym tymczasowym pokoju. Młoda oglądała jakiś serial, a ja korzystając z chwil spokoju szkicowałam. Od dawna nie miałam na to czasu. Gizmo leżał obok mnie i spał cicho mrucząc. 
Powoli robiło się ciemno, a kocur dał mi jasno do zrozumienia, że jest głodny. Jego miałczenie było okropnie irytujące. Głośno wzdychając podniosłam się z łózka.
- Chodź darmozjadzie – wzięłam kocura na ręce. Zoe była tak pochłonięta serialem, że nawet nie zauważyła, kiedy wyszłam. - Czym ja cię dzisiaj nakarmię – otworzyłam lodówkę szukając czegoś, co mały zasraniec mógłby zjeść. O dziwo lodówka świeciła pustkami. W sumie nie dziwiło mnie to. – Mamy problem… - spojrzałam na kota. Wlepił we mnie spojrzenie i sekundę później uderzył mnie łapą w twarz. – Nienawidzę cię – mruknęłam. Chciałam się poddać i wrócić do pokoju zmuszając kota do głodówki, co swoją drogą bardzo by mu się przydało, jednak do moich uszu dobiegł dźwięk otwierania drzwi wejściowych. Ktoś opuścił dom, a ja miałam szansę go złapać. Biegiem ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazały się plecy mężczyzny. – Jedziesz może do miasta? – zapytałam od razu, a on się zatrzymał. Odwrócił się w moją stronę.
- W sumie to tak. Potrzebujesz czegoś? – Maxwell, bo chyba tak miał na imię uśmiechnął się delikatnie.
- Muszę kupić kilka rzeczy. Mogę się zabrać? – spojrzał na telefon. Zastanowił się chwilę.
- Jeśli nie potrzebujesz godziny do ogarnięcia się to nie ma problemu. Będę czekał w samochodzie – nie chciałam kazać mu czekać więc odstawiłam kota do pokoju i wzięłam bluzę. Nie minęło nawet pięć minut, a ja siedziałam już na miejscu pasażera. – Nie mieliśmy w sumie okazji bliżej się poznać – wyciągnął dłoń w moją stronę. – Mów mi Max – uśmiechnął się.
- Lydia – odwzajemniłam delikatnie gest i uścisnęłam jego dłoń. 
- Czego dokładnie potrzebujesz z miasta? – wyjechaliśmy z posiadłości.
- Teoretycznie karmy dla kota… ale szczerze mówiąc wyrwane się ze złotej klatki bardzo mi się przyda. 
- Złotej klatki? – uniósł jedną brew patrząc na mnie. 
- Zeno sprowadził mnie i Zoe, moją siostrę, tutaj siłą. 
- I źle ci tutaj?
- Nie tyle co źle ale mam wrażenie, że tutaj nie pasuję. Poza tym czuje się taka… ograniczona. 
- I mówiłaś o tym Zeno? – Max wydawał się być naprawdę miły, albo tylko udawał, że mnie słucha… i że w ogóle chce mnie słuchać. 
- Myślisz, że miałam coś do gadania? Po tym jak mnie pobili stwierdził, że to niebezpieczne żebym mieszkała sama. 
- Ktoś cię pobił? -westchnęłam głośno.
- Dealowałam dla Connora. Pewnie się znacie… No i jakoś tak się stało, że mnie pobili. Liczyłam na to, że na spokojnie wrócę sobie po tym wszystkim do pracy, ale nie. Teraz siedzę na dupie, nic nie robię i udaję, że w sumie to wszystko jest spoko. 
-  A nie jest? Narzekasz, że nie musisz nic robić?
- Nie lubię niczego dostawać. Wolę sobie na to zapracować. Teraz czuję się jakbym była coś winna Zeno – milczałam przez dłuższą chwilę. – Właśnie sobie uświadomiłam, że rozmawiam z tobą tak naprawdę po raz pierwszy i od razu zaczęłam narzekać. Przepraszam – westchnęłam głośno przecierając twarz dłońmi. Max zaśmiał się.
- Nic się nie stało. Jeśli chcesz możesz kontynuować.
- Nie nie. Wystarczy jak na jeden dzień.
- Interesuje mnie jednak to co powiedziałaś wcześniej. Dealowałaś dla Connora, tak? Ci, którzy cię pobili weszli na nasz teren, czy ty zapuściłaś się nie tam gdzie trzeba?
- Szczerze mówiąc nie wiem. Chodziłam tam gdzie zawsze i nigdy wcześniej mnie to nie spotkało. Wydaje mi się, że oni wkroczyli na teren Pangei ale kompletnie nie mam pojęcia jak przebiega granica. Byłam i jestem tylko pionkiem – wzruszyłam ramionami. Max przez dłuższą chwilę milczał i wydawał się być bardzo zamyślony. 
- Dobra, zmieńmy może temat na bardziej przyjemny. Jesteś głodna? – spojrzałam na niego. Mógł dostrzec błysk w moich oczach.
- Jeśli zabierzesz mnie na Maka będę ci wdzięczna do końca życia. 

<Maxwell?>

624 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz