sobota, 2 października 2021

Od Hiddena CD Justina

 Ta sytuacja była jak sen. Właściwie całe zajście najpierw z Lan Ho, a teraz z Justinem zdawało mi się być czymś nierealnym. Nigdy nie sądziłem, że mój przyjaciel może czuć do mnie coś więcej niż tylko... WŁAŚNIE przyjaźń. W sumie nie powiedział, że mnie kocha, a jedynie potwierdził fakt że jest zazdrosny o azjatkę, która ostatnio poznałem. Sam już nie wiedziałem co się dookoła mnie dzieje i to na pewno nie przez ranę na brzuchu. Z sennych rozmyśleń wyrwał mnie głos siwka, który w tym momencie już stał na nogach i odsłaniał okna. Słońce, które w tym momencie wpadło do pomieszczenia delikatnie mnie oślepiło przez co zmarszczyłem nos i wlepiłem twarz nieco bardziej w poduszkę. Otworzyłem jedno oko dopiero po czasie, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do natężenia światła. Bacznie obserwowałem Justina maszerującego po pokoju, który... chyba chciał się ubrać. Zanim jednak to zrobił, wyciągnąłem sobie spod głowy poduszkę i rzuciłem w niego. Nadal znajdowałem się w pozycji leżącej, więc jak tylko spojrzał w moją stronę, zwiesiłem rękę z łóżka tak, by moje palce błądziły po dywanie, a na ustach zagościł delikatny uśmiech. 

- Od kiedy jesteśmy na per 'słońce'? - zapytałem zadziornie uświadamiając sobie co to musi u niego wywołać. Nawet się nie odezwał, a ja dopiero teraz zacząłem zauważyć z jakim nieśmiałym człowiekiem mam do czynienia. Justin tak naprawdę wszelkie głębsze emocje skrywał głęboko pod skorupą niemoralnego śmieszka, a w takiej sytuacji jak ta prawdopodobnie widziała go przede mną wyłącznie Elodie. - Nie ubieraj się, tak wyglądasz lepiej. - oznajmiłem przyglądając się jego ciału. W sumie jakby nie patrzeć moja orientacja była na tyle zajebista, ze potrafiłem dostrzec elementy piękna zarówno w ciele kobiety jak i mężczyzny. Do tej pory starałem się hamować przy Justinie i nie robić nic, by czuł się niekomfortowo. Dopiero teraz okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się tym stresowałem. 

- Jak wpadnie tu Lan Ho, albo moja siostra to nie wiem czy powiedzą to samo co ty. - odpowiedział szorstko, ale jednocześnie z lekkim rozbawieniem. Miałem wrażenie, że targają nim dwie, całkowicie sprzeczne emocje, a ja nie potrafiłem nawet dobrze zacząć rozmowy, żeby to zmienić. 

- Czemu tak przejmujesz się Lan? - usiadłem po turecku przeczesując delikatnie zmierzwione od poduszki włosy. - Jeszcze nie jest moją dziewczyną. - wzruszyłem ramionami nadal przyglądając się temu co robi.

- Jeszcze? No właśnie czyli to tylko kwestia czasu jak do tego doj..

-Skończyłeś? - warknąłem jak najbardziej poważnie, bo już się nieco rozbudziłem. Justin nie często miał możliwość konfrontacji ze mną, bo ja tak samo jak on wszystko zmieniałem w żart. Do ... wczoraj? Sytuacja zaczynała być poważna, a uświadomiłem to sobie w momencie konfrontacji Lan Ho z moim przyjacielem. Patrzyli na siebie jak wściekłe psy, które już za chwilę rzucą się sobie do gardeł. I to wszystko z mojego powodu? - Nie rozumiem tego waszego wyścigu szczurów. Dobrze się bawicie moim kosztem? - kontynuowałem przyglądając się jak chłopak ubiera na siebie czysta koszulkę. 

- Słucham? Czemu twierdzisz, że się bawimy twoimi uczuciami? Ona może tak, ale ja? 

- Nigdy nie rozmawiamy o uczuciach, nigdy nie powiedziałeś niczego co wskazywałoby na to, że kogoś lubisz.... stary, ja ciebie nawet nigdy nie widziałem w sytuacji z kimkolwiek jeden na jeden. - złapałem biała kołdrę i bardziej zagarnąłem do siebie. Nie chciałem jeszcze wstawać, ale z drugiej strony nie chciałem już spać. Nie potrafiłem się zdecydować czego teraz chcę, a sytuacja z nimi wcale nie ułatwiała mi życia. 

- Szczerze? To ty jesteś jakiś dziki. Robisz na dwa fronty i spodziewasz się, że będzie łatwo? - w tym momencie chyba się już lekko zdenerwował, ale jego irytacja dla mnie była... urocza. Robił ze mnie trochę męską dziwkę, nie ma co ukrywać. Nie chciałem wcale nikogo zranić, a po prostu nie odnajdowałem się w tej sytuacji. I z jednej i z drugiej strony byłem stawiany pod murem bez zapytania co czuję i czy wszystko u mnie okey.

- Gdyby nie ona to już bym nie żył. 

- Gdyby nie ONA to ja bym za tobą poszedł! - zirytowany na maksa podszedł do mnie i zabrał kołdrę, którą ze stresu miętoliłem w dłoni. 

- To trzeba było przyjść, a nie teraz mieć pretensje do całego świata, że to TY byłeś pizdą i wolałeś zostawić nas samych. - nachyliłem się trochę do przodu by ponownie chwycić kołdrę i mocno pociągnąć w swoją stronę. Oczywiście Justin nigdy nie dałby za wygraną, więc tak jak kołdra poleciała na mnie tak też i siwek, który chyba nie spodziewał się czegoś takiego i w niekontrolowanej sytuacji przez przypadek lekko przygniótł mnie do łóżka. Pisnąłem jak mała dziewczynka czując ból. Nie wiedziałem gdzie, po prostu go czułem. Na szczęście mój przyjaciel bardzo szybko ogarnął co się stało i sturlał się ze mnie znajdując się teraz tuż obok mnie na łóżku. 

-Hidden.. żyjesz?- zapytał kładąc mi dłoń na ramieniu, bo ja niczym zwinięty w kulkę jeżyk próbowałem dojść do siebie. - Nie chciałem..

-Szybki nokaut żebym się zamknął? - zaśmiałem się cicho czując jak moje oczy nabierają z bólu trochę łez - Nie krzycz na mnie, jestem kontuzjowany. - usprawiedliwiałem się dalej, a już po chwili odwróciłem się ostrożnie w jego stronę. - Gubię się w tej sytuacji, Justin. - mruknąłem patrząc mu w oczy

<Justin?>

836 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz