Nie sądziłam, że Vincent lubuje się w muzyce. Przez chwilę poczułam miedzy nami nić porozumienia - mnie muzyka też często ratowała. Zagłuszanie natrętnych myśli, wymyślanie innego życiowego scenariusza do piosenki to niemal moje codzienne czynności. Moją ulubioną była ta o bitwie, najczęściej wyobrażałam sobie siebie jako rycerza, który ukrywa to, że jest kobietą, by móc walczyć o swój kraj. Oczywiście - najczęściej kończyłam w ramionach ukochanego, który nigdy o dziwo nie był księciem czy coś takiego...wolałam bardów. Mężczyźni zajmujący się muzyką mają u mnie od razu +100 do atrakcyjności. I tak, w tej bajce były smoki. Dosiadałam największego z nich.
Nagle mężczyzna przestał grać i obrócił się twarzą do mnie, czyżbym wydała z siebie jakiś dźwięk? Nie wydaje mi się, hm, dziwne. No cóż, częściowo do tego przywykłam.
- Obudziłaś się. Jak się czujesz?
Nagle mężczyzna przestał grać i obrócił się twarzą do mnie, czyżbym wydała z siebie jakiś dźwięk? Nie wydaje mi się, hm, dziwne. No cóż, częściowo do tego przywykłam.
- Obudziłaś się. Jak się czujesz?
- Poza tym, że pęka mi głowa i czuję się, jakby przejechał mnie pociąg, to chyba w porządku - spojrzał na mnie zszokowany - Panie Harper - dodałam, myśląc, że o to mu chodzi.
Westchnął głośno.
- Mówiłem, żebyś mówiła mi w domu po imieniu.
- Ale...to o co cho...
- Pierwszy raz powiedziałaś, co myślisz, na głos. W dodatku zażartowałaś i wypowiedziałaś najdłuższe zdanie od przyjazdu tutaj.
- Cóż, czuję się lepiej, odkąd biorę moje tabletki.
- A, tak, psychotropy.
Cisza, która nastała po tym zdaniu szybko stała się niezręczna.
- Wiesz, nadal jestem na ciebie zły. Mogliśmy uniknąć wzywania lekarza, gdybyś od razu wyjawiła prawdę.
Lekarz? Po moim zjeździe wezwał do mnie specjalistę, brzmi to trochę tak, jakby mu zależało. Dziwne.
A może po prostu nie chce mu się szukać kolejnej kandydatki do sprawowania roli damy do towarzystwa?
- Przepraszam, panie Harper. Znaczy, panie Vincencie. O boże, Vincencie - wywróciłam oczami z irytacją, a na jego twarzy zagościł lekki uśmieszek.
Nagle zakręciło mi się w głowie, niemal upadłam, ale na szczęście zdążyłam podtrzymać się stołka, na którym siedział Vincent. Poczułam, że pieką mnie policzki, gorąco uderzyło także w moje nogi. Mój organizm wciąż był słaby.
- Okey, russian girl. Kładź się z powrotem do łóżka. Dasz radę sama?
Skinęłam głową, podnosząc się do pionu. Z lekkim trudem dotarłam do swojej sypialni, walnęłam się do łóżka z głuchym plaskiem i zniknęłam pod ciepłą kołderką. Czułam się brudna, ale bałam się, że zemdleję pod prysznicem. Miałam na sobie tylko długą do połowy uda koszulkę, Vincent pewnie mnie w nią przebrał, ale nie pamiętam tego. Ciekawe, czy to jego koszulka. Znów usłyszałam dźwięki fortepianu, ale tym razem była to spokojna, jednostajna melodia - po chwili przysnęłam, słuchając jej jak kołysanki.
[Vincent?]
409 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz