Uparcie wlepiałam wzrok w swojego rozmówce, który nie wyglądał na zainteresowanego przedstawionym tematem.
- Tłumaczę ci w grzeczny sposób – nachyliłam ciało tak, aby wywrzeć presję na mężczyźnie. – To jest ważna sprawa i musimy się tym zająć.
Pierwszy raz od dłuższego czasu zostałam obdarzona spojrzeniem, które jednak równie szybko uciekło od mojej osoby. Zrezygnowana westchnęłam, przysuwając plik dokumentów bliżej jego osoby.
- Tłumaczę ci w grzeczny sposób – nachyliłam ciało tak, aby wywrzeć presję na mężczyźnie. – To jest ważna sprawa i musimy się tym zająć.
Pierwszy raz od dłuższego czasu zostałam obdarzona spojrzeniem, które jednak równie szybko uciekło od mojej osoby. Zrezygnowana westchnęłam, przysuwając plik dokumentów bliżej jego osoby.
- W takim razie sama zajmij się tą sprawą. Myślisz, że ci się uda? – w jego głosie przebijało się wyraźne rozbawienie. – Handel narkotykami nie skończy się nagle, bo naiwna policjantka tego chce. Idź i zajmij się czymś pożytecznym.
Odsunął się od biurka, wsadzając między usta cygaro. Zanim zdążyłam jakkolwiek odpowiedzieć, siwowłosy staruszek opuścił pomieszczenie. I jeszcze przez dłuższy czas nie potrafiłam się poruszyć, zastygając w zdumionej pozycji.
Carlo nie mógł wyraźniej pokazać swojej niechęci w stosunku do mojej osoby. Byłam mu za to wdzięczna, a jednocześnie wybudził uczucia, którym wolałabym nie zezwolić na działanie. Dlatego też, zabrałam jedynie papiery z drewnianego blatu, gniotąc je ze złością między palcami i głośno wypuściłam powietrze.
Ponownie obrzuciłam wzrokiem czarne litery, jakby to miało mi dać głębsze zrozumienie całej sprawy. W mieście pojawił się nowy narkotyk, rozprzestrzeniający się w zabójczym tempie. Obecnie jego ofiarą padali bezdomni, ale z własnych doświadczeń wiedziałam, że odbije się to na większej ilości osób. Nigdy nie stała za tym jedna osoba, przeważnie to wielkie zorganizowane grupy siały zamęt. I być może to jedynie kobieca intuicja, być może dobre przewidywanie, ale byłam pewna, że pozostawienie tej sprawy nie wyjdzie nam na dobre. Opinia publiczna policji już i tak była mocno nadszarpnięta.
Odchrząknęłam, ostatecznie wrzucając dokumenty do kosza umiejscowionego zaraz obok mnie. Żałowałam, że nie mam większej mocy sprawczej. Miałam wręcz wrażenie, że moje stanowisko, mimo wysokiej rangi jest coraz mocniej ignorowane.
Ruszyłam do drzwi, za którymi niemal od razu natknęłam się na asystentkę. Jej twarz wygięta była w grymasie niezadowolenia, a ulizane włosy jedynie potęgowały moje odczucia. Zielone oczy szybko zdradziły znudzenie, przez co poczułam się jeszcze gorzej.
- Do pani. – jej pełne piersi, wylewające się z dużego dekoltu zafalowały pod wpływem jej ruchów, a wysoki głos uderzył mnie niemal natychmiast.
Podała mi firmowy telefon, wciskając go do mojej dłoni.
- Coś ważnego?
- Chyba tak.
Każda jej odpowiedź pozbawiona była emocji, co działało mi na nerwy. Z reguły.
- Słucham? – wygięłam usta w uśmiech, aby nadać autentyczności swojemu głosu.
I kiedy tylko osoba w słuchawce podjęła wypowiedź, wiedziałam, że ten dzień szybko się nie skończy.
Miejsce ataku wyglądało źle. Budynek, co prawda stał nienaruszony, jednak w środku panował istny chaos. Przewrócone krzesła, rozbite szyby i kawałki tynku.
Wpełzłam tam dość szybko, oglądając dokładnie cały teren. Podążałam grzecznie za inspektorem, trzymając prawą dłoń na członie broni umiejscowionej przy moim prawym biodrze.
Pył wdarł się w nozdrza, podrażniając je i wywołując katar. Wolną ręką przysłoniłam nos, mrużąc przy tym czujnie oczy. Cisza, która tu panowała czyniła na moim ciele nieprzyjemne dreszcze.
- Tu, tu i tu – mężczyzna kolejno wskazywał miejsca w pomieszczeniu – Wybuchły podłożone ładunki. Specjaliści zdążyli ustalić, że ich celem nie było wywarzenie drzwi. Nie wiemy jeszcze, czy to przez niedoświadczenie, czy może ukryty cel użyli bardzo słabych środków.
Przytaknęłam bezgłośnie głową, wyobrażając sobie zdarzenia, które jeszcze niedawno miały tutaj miejsce.
- Strzałów było około trzydziestu, ale nikt nie został ranny.
Kontynuował, nawet, kiedy stanęliśmy przed drogą ucieczki rabusiów. Była nią wielka dziura w ścianie, której wcześniej nie było widać.
- Ukradli coś? – zapytałam, nareszcie zabierając głos.
Nie zdziwiło mnie zaprzeczenie mężczyzny.
- Wygląda na celowe zastraszenie. Tylko, kto jest na tyle głupi, żeby robić to w tak jawny i narażający sposób? – mruknęłam bardziej do siebie, niż do rozmówcy. – A świadkowie?
Przeniosłam dłoń na czoło, pocierając lewą skroń. Drugą rękę mocniej zacisnęłam na broni, która niemal ciągle wrzynała się w moją skórę przypominając o swojej obecności.
- Wydaje mi się, że powinnaś się zainteresować tylko jedną osobą.
Jego odpowiedź sprawiła, że poczułam znajomy prąd podniecenia. Po krótce wytłumaczył, z kim będę miała do czynienia, co sprawiło, że moje usta minimalnie wygięły się w uśmiech. Apolline Morgan-Derry. Szanowana bizneswoman, ciekawe. Odchrząknęłam jednak, prosząc, aby mnie do niej zaprowadził. I szczerze powiedziawszy spodziewałam się zupełnie kogoś innego.
Piękna, olśniewająca i skutecznie przyciągająca wzrok kobieta siedziała na skraju ambulansu. Owinięta w biały koc, podkreślający oliwkowy odcień skóry i ciemne, czekoladowe lśniące włosy, spoglądała przed siebie. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, pochłonięta jedynie zamyśleniem. I kiedy się zbliżałam, czułam, że to może być ciężka rozmowa. Chociażby przez różnicę społecznego statusu.
- Dzień dobry – rzuciłam przyjacielsko, stając zaraz przed świadkiem. – Nazywam się Keya Al Capone i jestem komendantem tutejszej policji. Mogłabym zająć pani chwilkę?
Pogłębiłam uśmiech, wyciągając ku niej dłoń, aby poprawić wizerunek.
Kobieta jednak zmierzyła mnie wzrokiem, powodując zakłopotanie.
- Zamierzacie mnie przesłuchiwać? – w jej głosie nie słyszałam wcale pozytywnego nastawienia.
Pokręciłam przecząco głową, cofając dłoń, którą odrzuciła.
- Nie, zamierzam zebrać dane o napadzie i liczę, że dobrowolnie mi pani pomoże. – wytłumaczyłam, głośno wzdychając.
- Oczywiście, nie mam nic do ukrycia. – w jednej chwili jej nastawienie się zmieniło, a nawet barwa głosu wydała się niezwykle ciepła i przyjacielska. – Zakładam, że znasz już moje imię? Możemy mówić sobie po imieniu?
Zdecydowanie uderzyło we mnie zaskoczenie, które równie pewnie wymalowało się na mojej twarzy. Ściągnęłam nieznacznie brwi, przytakując jednak bardzo widocznie.
- Z mojej strony nie ma problemu – zaśmiałam się, przechodząc z nogi na nogę. – W takim razie…
- Uwa… - z gardła
Nie dokończyła. Nagle rozległ się huk wystrzału. Kula przeleciała zaraz obok mnie, cudem omijając Apolline. Trafiła jednak w lekarkę za nami, raniąc jej bark. Krew trysnęła, a zamieszanie powstało nagle i niespodziewanie.
Nie myślałam, działając zupełnie instynktownie. Natychmiast w mojej dłoni znalazła się broń, a ciało skierowało zabójcze pociski w atakującego nas mężczyznę.
Jeden za drugim, śmiertelnie raniąc osiłka. Kiedy przestałam strzelać, zdałam sobie sprawę, że wcisnęłam w ciało już martwego człowieka cały magazynek z ośmioma nabojami.
Dyszałam, czując przyjemny rozpływ adrenaliny po całym ciele. Zrobiło mi się gorąco, ale nie mogłam oderwać wzroku od nieznajomego. Dopiero, kiedy podbiegł do niego kolejny policjant, sprawdzając puls i obrzucając mnie wzrokiem, zrozumiałam wagę tego, co się właśnie wydarzyło.
- Nic pani nie jest? – opuściłam dłoń zaciśnięta na pustej broni, odwracając się w stronę młodej kobiety, która wciąż siedziała na miejscu. Pokiwała jedynie przecząco głową.
Jej twarz była równie zdziwiona, a jej palce mocniej zaciskały się na krańcach kocu. Zarówno za mną, jak i za nią ludzie rozpoczęli swoją pracę. A my patrzyłyśmy na siebie, obserwując swoje sylwetki.
- Omal pani nie zabił… - jęknęłam pod nosem, ruszając w jej stronę.
Obie dłonie zacisnęłam, aby ukryć drżenie. Teraz z pewnością rozpocznie się potok pytań i moje stanowisko znów zostanie zagrożone. I przez chwilę poczułam żal, obarczając winę nowopoznaną kobietę. Być może, dlatego, że to w nią wycelowana została lufa.
- I mam złe wieści. Chyba będziemy musieli wszcząć śledztwo. Wie pani, co to oznacza? – uśmiechnęłam się pokrzepiająco, jakby te słowa miały jej przekazać to, co zostało niewypowiedziane.
A przecież każdy wie, że niecodziennie ktoś na niego poluje.
Odsunął się od biurka, wsadzając między usta cygaro. Zanim zdążyłam jakkolwiek odpowiedzieć, siwowłosy staruszek opuścił pomieszczenie. I jeszcze przez dłuższy czas nie potrafiłam się poruszyć, zastygając w zdumionej pozycji.
Carlo nie mógł wyraźniej pokazać swojej niechęci w stosunku do mojej osoby. Byłam mu za to wdzięczna, a jednocześnie wybudził uczucia, którym wolałabym nie zezwolić na działanie. Dlatego też, zabrałam jedynie papiery z drewnianego blatu, gniotąc je ze złością między palcami i głośno wypuściłam powietrze.
Ponownie obrzuciłam wzrokiem czarne litery, jakby to miało mi dać głębsze zrozumienie całej sprawy. W mieście pojawił się nowy narkotyk, rozprzestrzeniający się w zabójczym tempie. Obecnie jego ofiarą padali bezdomni, ale z własnych doświadczeń wiedziałam, że odbije się to na większej ilości osób. Nigdy nie stała za tym jedna osoba, przeważnie to wielkie zorganizowane grupy siały zamęt. I być może to jedynie kobieca intuicja, być może dobre przewidywanie, ale byłam pewna, że pozostawienie tej sprawy nie wyjdzie nam na dobre. Opinia publiczna policji już i tak była mocno nadszarpnięta.
Odchrząknęłam, ostatecznie wrzucając dokumenty do kosza umiejscowionego zaraz obok mnie. Żałowałam, że nie mam większej mocy sprawczej. Miałam wręcz wrażenie, że moje stanowisko, mimo wysokiej rangi jest coraz mocniej ignorowane.
Ruszyłam do drzwi, za którymi niemal od razu natknęłam się na asystentkę. Jej twarz wygięta była w grymasie niezadowolenia, a ulizane włosy jedynie potęgowały moje odczucia. Zielone oczy szybko zdradziły znudzenie, przez co poczułam się jeszcze gorzej.
- Do pani. – jej pełne piersi, wylewające się z dużego dekoltu zafalowały pod wpływem jej ruchów, a wysoki głos uderzył mnie niemal natychmiast.
Podała mi firmowy telefon, wciskając go do mojej dłoni.
- Coś ważnego?
- Chyba tak.
Każda jej odpowiedź pozbawiona była emocji, co działało mi na nerwy. Z reguły.
- Słucham? – wygięłam usta w uśmiech, aby nadać autentyczności swojemu głosu.
I kiedy tylko osoba w słuchawce podjęła wypowiedź, wiedziałam, że ten dzień szybko się nie skończy.
Miejsce ataku wyglądało źle. Budynek, co prawda stał nienaruszony, jednak w środku panował istny chaos. Przewrócone krzesła, rozbite szyby i kawałki tynku.
Wpełzłam tam dość szybko, oglądając dokładnie cały teren. Podążałam grzecznie za inspektorem, trzymając prawą dłoń na członie broni umiejscowionej przy moim prawym biodrze.
Pył wdarł się w nozdrza, podrażniając je i wywołując katar. Wolną ręką przysłoniłam nos, mrużąc przy tym czujnie oczy. Cisza, która tu panowała czyniła na moim ciele nieprzyjemne dreszcze.
- Tu, tu i tu – mężczyzna kolejno wskazywał miejsca w pomieszczeniu – Wybuchły podłożone ładunki. Specjaliści zdążyli ustalić, że ich celem nie było wywarzenie drzwi. Nie wiemy jeszcze, czy to przez niedoświadczenie, czy może ukryty cel użyli bardzo słabych środków.
Przytaknęłam bezgłośnie głową, wyobrażając sobie zdarzenia, które jeszcze niedawno miały tutaj miejsce.
- Strzałów było około trzydziestu, ale nikt nie został ranny.
Kontynuował, nawet, kiedy stanęliśmy przed drogą ucieczki rabusiów. Była nią wielka dziura w ścianie, której wcześniej nie było widać.
- Ukradli coś? – zapytałam, nareszcie zabierając głos.
Nie zdziwiło mnie zaprzeczenie mężczyzny.
- Wygląda na celowe zastraszenie. Tylko, kto jest na tyle głupi, żeby robić to w tak jawny i narażający sposób? – mruknęłam bardziej do siebie, niż do rozmówcy. – A świadkowie?
Przeniosłam dłoń na czoło, pocierając lewą skroń. Drugą rękę mocniej zacisnęłam na broni, która niemal ciągle wrzynała się w moją skórę przypominając o swojej obecności.
- Wydaje mi się, że powinnaś się zainteresować tylko jedną osobą.
Jego odpowiedź sprawiła, że poczułam znajomy prąd podniecenia. Po krótce wytłumaczył, z kim będę miała do czynienia, co sprawiło, że moje usta minimalnie wygięły się w uśmiech. Apolline Morgan-Derry. Szanowana bizneswoman, ciekawe. Odchrząknęłam jednak, prosząc, aby mnie do niej zaprowadził. I szczerze powiedziawszy spodziewałam się zupełnie kogoś innego.
Piękna, olśniewająca i skutecznie przyciągająca wzrok kobieta siedziała na skraju ambulansu. Owinięta w biały koc, podkreślający oliwkowy odcień skóry i ciemne, czekoladowe lśniące włosy, spoglądała przed siebie. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, pochłonięta jedynie zamyśleniem. I kiedy się zbliżałam, czułam, że to może być ciężka rozmowa. Chociażby przez różnicę społecznego statusu.
- Dzień dobry – rzuciłam przyjacielsko, stając zaraz przed świadkiem. – Nazywam się Keya Al Capone i jestem komendantem tutejszej policji. Mogłabym zająć pani chwilkę?
Pogłębiłam uśmiech, wyciągając ku niej dłoń, aby poprawić wizerunek.
Kobieta jednak zmierzyła mnie wzrokiem, powodując zakłopotanie.
- Zamierzacie mnie przesłuchiwać? – w jej głosie nie słyszałam wcale pozytywnego nastawienia.
Pokręciłam przecząco głową, cofając dłoń, którą odrzuciła.
- Nie, zamierzam zebrać dane o napadzie i liczę, że dobrowolnie mi pani pomoże. – wytłumaczyłam, głośno wzdychając.
- Oczywiście, nie mam nic do ukrycia. – w jednej chwili jej nastawienie się zmieniło, a nawet barwa głosu wydała się niezwykle ciepła i przyjacielska. – Zakładam, że znasz już moje imię? Możemy mówić sobie po imieniu?
Zdecydowanie uderzyło we mnie zaskoczenie, które równie pewnie wymalowało się na mojej twarzy. Ściągnęłam nieznacznie brwi, przytakując jednak bardzo widocznie.
- Z mojej strony nie ma problemu – zaśmiałam się, przechodząc z nogi na nogę. – W takim razie…
- Uwa… - z gardła
Nie dokończyła. Nagle rozległ się huk wystrzału. Kula przeleciała zaraz obok mnie, cudem omijając Apolline. Trafiła jednak w lekarkę za nami, raniąc jej bark. Krew trysnęła, a zamieszanie powstało nagle i niespodziewanie.
Nie myślałam, działając zupełnie instynktownie. Natychmiast w mojej dłoni znalazła się broń, a ciało skierowało zabójcze pociski w atakującego nas mężczyznę.
Jeden za drugim, śmiertelnie raniąc osiłka. Kiedy przestałam strzelać, zdałam sobie sprawę, że wcisnęłam w ciało już martwego człowieka cały magazynek z ośmioma nabojami.
Dyszałam, czując przyjemny rozpływ adrenaliny po całym ciele. Zrobiło mi się gorąco, ale nie mogłam oderwać wzroku od nieznajomego. Dopiero, kiedy podbiegł do niego kolejny policjant, sprawdzając puls i obrzucając mnie wzrokiem, zrozumiałam wagę tego, co się właśnie wydarzyło.
- Nic pani nie jest? – opuściłam dłoń zaciśnięta na pustej broni, odwracając się w stronę młodej kobiety, która wciąż siedziała na miejscu. Pokiwała jedynie przecząco głową.
Jej twarz była równie zdziwiona, a jej palce mocniej zaciskały się na krańcach kocu. Zarówno za mną, jak i za nią ludzie rozpoczęli swoją pracę. A my patrzyłyśmy na siebie, obserwując swoje sylwetki.
- Omal pani nie zabił… - jęknęłam pod nosem, ruszając w jej stronę.
Obie dłonie zacisnęłam, aby ukryć drżenie. Teraz z pewnością rozpocznie się potok pytań i moje stanowisko znów zostanie zagrożone. I przez chwilę poczułam żal, obarczając winę nowopoznaną kobietę. Być może, dlatego, że to w nią wycelowana została lufa.
- I mam złe wieści. Chyba będziemy musieli wszcząć śledztwo. Wie pani, co to oznacza? – uśmiechnęłam się pokrzepiająco, jakby te słowa miały jej przekazać to, co zostało niewypowiedziane.
A przecież każdy wie, że niecodziennie ktoś na niego poluje.
< Apolline? Nie wiem, co tu się stało. Nie bij XD czysta improwizacja >
1132 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz