Nietrudno było się domyślić, że Vincent nie był zbyt zachwycony naszym wkładem podczas grzebania zwłok, którymi pierwotnie miał się zająć sam Rhys. Z jednej osoby odpowiedzialnej za szybkie i ciche załatwienie sprawy, prędko utworzyła się cała gromadka, a jak można się domyślić, w takich sytuacjach każda kolejna persona tworzy coraz więcej problemu i nieprzyjemną możliwość zostania przyłapanym. Osobiście nie miałam sobie nic do zarzucenia — gdyby nie to, że znalazłam się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze, Rhys musiałby sam użerać się z zadaniem od Vincenta, a będąc szczerą, wątpię, by poradził sobie z tym bez zszargania resztki swoich nerwów.
Wielkie monologi naszego szefa nie robiły na mnie wrażenia, a sama jego osoba nigdy nie wzbudzała we mnie lęku czy automatycznego szacunku, jak to bywało w przypadku innych jego podwładnych. Znałam mężczyznę prywatnie od lat i nigdy nie przeszło mi przez myśl, że powinnam się go bać. Dlatego podczas zbiorowego ochrzanu, który zbieraliśmy w jego gabinecie, trzymałam hardo głowę w górze i nie dałam po sobie poznać żadnej emocji, nawet w momencie, gdy Vincent zdecydowanie przekroczył moją strefę osobistą. Mężczyzna dobrze wiedział, że mnie nie da się zastraszyć i wydaje mi się, że w pewnym sensie podobało mu się to.
Po wyjściu z pomieszczenia, zastanawiałam się, czy dołączyć do naszej wesołej gromadki, która powoli zaczęła kierować się w stronę wyjścia, czy może nareszcie zająć się własnymi sprawami. Zważywszy jednak na to, że godzina goniła mnie nieubłaganie, wyminęłam towarzystwo i skierowałam się do wyjścia, o którym niewiele osób wie, co zagwarantowało mi spokój i możliwość wymknięcia się z tego ponurego budynku bez zbędnych rozmów z osobami, z którymi chwilę temu grzebałam zwłoki, jakkolwiek irracjonalnie by to nie zabrzmiało. Nie zamierzałam mieszać się dalej w ich sprawy, jako, że mnie nie dotyczą i wyraźnie nie byłam już tam potrzebna. Zwłoki zostały zakopane, dostaliśmy pouczenie i moi partnerzy zbrodni mogli odetchnąć z ulgą. Ja za to wiedziałam, że w domu czeka mnie rozmowa na ten temat z narzeczonym, którego we wszelkie szczegóły wprowadzi Vincent. Nie obchodziło mnie jednak jego zdanie w tej kwestii, gdyż byłam pewna, że i on maczał palce w kwestii trupa, co automatycznie zwalniało go z możliwości pouczania mnie w tej sprawie.
Od pewnego czasu zaczęłam zauważać, że Travis coraz częściej ukrywa przede mną drobne sprawki związane z mafią i Vincentem, i nie byłam tym faktem zachwycona, ale wierzyłam w to, że mężczyzna wie co robi i nie wplącze się w nic głupiego. Już wystarczająco śladów musiałam zacierać po ich dwójce.
Następne dwa dni mojego życia minęły względnie spokojnie — mój narzeczony nie poruszył tematu akcji, w której nieplanowanie wzięłam udział, ale niewątpliwie wiedział o wszystkim. Pomijając ten fakt, na palcach jednej ręki mogłam zliczyć, ile razy odezwał się do mnie przez te dni. Dwukrotnie skrzyżowałam drogi również z Vincentem, którego śmiałe uśmieszki w połączeniu ze skrytym zachowaniem Travisa podpowiedziały mi, że coś się szykuje. Coś większego.
— Wieczorem czeka nas zebranie — oznajmił mój narzeczony kilka dni później, wyrywając mnie z monotonii, w którą wpadłam podczas fałszowania dokumentów firmy mojego ojca, co zlecił mi osobiście w zaufaniu. A prawdopodobnie zwyczajnie nie chciał zajmować się tym sam.
Z zewnątrz nie pokazałam zainteresowania tematem, który poruszył Travis, raptem skinęłam głową, pokazując mu w ten sposób, że słyszałam jego słowa i dostosuję się do tych planów. Moje myśli za to zapełniły się wieloma możliwościami, jakimi mogło zostać spowodowane zwołanie zebrania. Czułam, że tym razem stanie się coś, w czym będę musiała wziąć większy udział. Bardziej ryzykowny.
Ubierając się wieczorem w piękną, połyskującą sukienkę z rozcięciem na udzie i dodatkami w postaci złotej bransolety i kolczyków, które dostałam dawno temu w prezencie od Travisa, zastanawiałam się nad tym, jaką bombę zrzuci na nas tym razem jego drogi przyjaciel. Z pewnością jednak nie było to nic, czemu nie dałabym rady podołać.
Stojąc już przed wejściem do klubu należącego do szefa Carrein, oczyściłam umysł z niepotrzebnych myśli. Byłam tu w pewnym celu. Traktowałam to jako spotkanie biznesowe, więc nie mogłam pozwolić sobie na rozproszenie, zwłaszcza, że spotkania mafii zawsze noszą ze sobą pewne ryzyko, że coś pójdzie nie tak.
Dałam się objąć mojemu narzeczonemu i złożyłam na jego ustach słodki pocałunek, który wyraźnie pokazywał, że żadne z nas nie przybyło tu, by szukać wrażeń w ramionach innych.
Wchodząc do wnętrza klubu, dostrzegłam kilka znajomych mi twarzy.
<Lew?>
708 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz