Spokój został przerwany przez głośny wybuch. Ziemia zadrżała, a uszy wychwytywały ludzkie krzyki. Natychmiast moje zmysły wróciły na tory czujności, a serce mimowolnie przyspieszyło. Tylko przez chwilę nasłuchiwałam, spoglądając na ludzi, którzy zachowywali się zupełnie tak samo, jak ja. Zdezorientowanie, a nawet panika jasno malowała się na obcych twarzach.
Zanim jednak podjęłam kroki ku działaniu z lokalu pierwsza wyszła kobieta z dzieckiem. Wyglądała na szczególnie spłoszoną, co przykuło moją uwagę. Na jej ramionach leżało dziecko, skryte jednak pod kapturem. Tylko przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały, ale równie szybko o sobie zapomniały. Potem pojawił się kolejny wybuch.
Z bólem serca zostawiłam jeszcze ciepłą herbatę, upijając ostatni łyk. Musiałam natychmiast udać się na miejsce zdarzenia, zaniepokojona tak jawnym atakiem. Odruchowo również zadzwoniłam do Tenjiego, mojego partnera, który oczywiście nie odebrał. Zawsze, kiedy go potrzebowałam, znikał.
Wykonałam więc jeszcze jedno połączenie, które ukierunkowało moje przyszłe działania. Miałam spotkać się z Antonem, człowiekiem, który sprawował opiekę nad tą częścią miasta. Nie wiedziałam jedynie, po co.
- Dlaczego? Powinniśmy…
- To rozkaz, nie prośba. – głos w słuchawce był stanowczy i absolutnie nie przyjąłby sprzeciwu.
I tak też wyglądała ta rozmowa. Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi, ale to nie znaczyło, że się tego nie dowiem.
Na chwilę przystanęłam, spoglądając na obłok dymu, który wydobywał się z jednego z przyulicznych sklepów. Widziałam, jak ludzie w popłochu uciekają. Chaos wdarł się zbyt niepostrzeżenie, aby w jednym momencie go ujarzmić. Moje ciało wypełniał lęk i adrenalina, podsycając te emocje, które zawsze pokazywały się w nagłych sytuacjach.
Westchnęłam, słysząc kolejne wybuchy gdzieś w oddali. Poprawiłam mundur, sprawdzając ułożenie broni i ruszyłam w stronę portu, gdzie miał czekać Anton. I cała sprawa wydawała mi się nielogiczna. Dlaczego to ja miałam się spotkać z kimś tak mało istotnym jak emerytowany policjant?
To nie on mnie potrzebował, a walące się miasto. Pojawiło się zagrożenie, a to ja powinnam stać na czele przy moich ludziach i jemu sprostać. Nie byłam może detektywem, ale moja rola wcale od tego tak mocno nie odbiegała.
Dziecko, młoda kobieta i jego rodzina. Zupełnie nie rozumiałam sensu mojej obecności w tym miejscu. I najwyraźniej Anton wyczuł moje niezadowolenie, bo jego wzrok skierował się na moją osobę.
- Bardzo miło mi poznać, ale niestety nigdzie się z wami nie wybieram. – ściągnęłam brwi do siebie, kolejno spoglądając na towarzyszy. – Jestem tu od tego, aby pomagać, a nie uciekać przy pierwszej lepszej okazji. – przestąpiłam z nogi na nogę, słysząc już jedynie spokojną ciszę. – Liczyłam, że jako były policjant lepiej zrozumiesz sytuację.
I nie czekając na reakcję pozostałych, tak naprawdę nieznajomych mi osób rozpoczęłam powrót do miejsca, w którym całe to zamieszanie się zaczęło. Ktoś nie postępował logicznie, po co miałby wysadzać budynki w biały dzień? I nie obchodziło mnie, co ten stary pryk sobie myśli. Mam obowiązki, które muszę wypełnić.
Zanim jednak podjęłam kroki ku działaniu z lokalu pierwsza wyszła kobieta z dzieckiem. Wyglądała na szczególnie spłoszoną, co przykuło moją uwagę. Na jej ramionach leżało dziecko, skryte jednak pod kapturem. Tylko przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały, ale równie szybko o sobie zapomniały. Potem pojawił się kolejny wybuch.
Z bólem serca zostawiłam jeszcze ciepłą herbatę, upijając ostatni łyk. Musiałam natychmiast udać się na miejsce zdarzenia, zaniepokojona tak jawnym atakiem. Odruchowo również zadzwoniłam do Tenjiego, mojego partnera, który oczywiście nie odebrał. Zawsze, kiedy go potrzebowałam, znikał.
Wykonałam więc jeszcze jedno połączenie, które ukierunkowało moje przyszłe działania. Miałam spotkać się z Antonem, człowiekiem, który sprawował opiekę nad tą częścią miasta. Nie wiedziałam jedynie, po co.
- Dlaczego? Powinniśmy…
- To rozkaz, nie prośba. – głos w słuchawce był stanowczy i absolutnie nie przyjąłby sprzeciwu.
I tak też wyglądała ta rozmowa. Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi, ale to nie znaczyło, że się tego nie dowiem.
Na chwilę przystanęłam, spoglądając na obłok dymu, który wydobywał się z jednego z przyulicznych sklepów. Widziałam, jak ludzie w popłochu uciekają. Chaos wdarł się zbyt niepostrzeżenie, aby w jednym momencie go ujarzmić. Moje ciało wypełniał lęk i adrenalina, podsycając te emocje, które zawsze pokazywały się w nagłych sytuacjach.
Westchnęłam, słysząc kolejne wybuchy gdzieś w oddali. Poprawiłam mundur, sprawdzając ułożenie broni i ruszyłam w stronę portu, gdzie miał czekać Anton. I cała sprawa wydawała mi się nielogiczna. Dlaczego to ja miałam się spotkać z kimś tak mało istotnym jak emerytowany policjant?
To nie on mnie potrzebował, a walące się miasto. Pojawiło się zagrożenie, a to ja powinnam stać na czele przy moich ludziach i jemu sprostać. Nie byłam może detektywem, ale moja rola wcale od tego tak mocno nie odbiegała.
* * *
- To tak, zaprowadzę was na łódź. Moja siostra i mój siostrzeniec, także się przyłącza. W tym i Keya. – mężczyzna miał niski, barowy głos, który z pewnością przyciągał niegdyś ku sobie wiele kobiet.
- Jeszcze raz, bo nie wiem czy dobrze rozumiem. – przerwałam mu, kiedy do naszej dwójki dołączyły się kolejne osoby. Dziecko, młoda kobieta i jego rodzina. Zupełnie nie rozumiałam sensu mojej obecności w tym miejscu. I najwyraźniej Anton wyczuł moje niezadowolenie, bo jego wzrok skierował się na moją osobę.
- Bardzo miło mi poznać, ale niestety nigdzie się z wami nie wybieram. – ściągnęłam brwi do siebie, kolejno spoglądając na towarzyszy. – Jestem tu od tego, aby pomagać, a nie uciekać przy pierwszej lepszej okazji. – przestąpiłam z nogi na nogę, słysząc już jedynie spokojną ciszę. – Liczyłam, że jako były policjant lepiej zrozumiesz sytuację.
I nie czekając na reakcję pozostałych, tak naprawdę nieznajomych mi osób rozpoczęłam powrót do miejsca, w którym całe to zamieszanie się zaczęło. Ktoś nie postępował logicznie, po co miałby wysadzać budynki w biały dzień? I nie obchodziło mnie, co ten stary pryk sobie myśli. Mam obowiązki, które muszę wypełnić.
< Kirke? >
510 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz