Podeszła do barierki balkonu, wpatrując się w ciemną noc. Zeno pokazał jej potem więcej filmików, sam siadł na łóżku, nie poświęcając im większej uwagi.
Świt zastał ją przed laptopem, oglądała ponownie fragment, na którym jej siostra zdmuchuje świeczki z tortu ozdobionego cyfrą "21". Moretti-Harris od paru godzin leżał na łóżku, oddychając miarowym tempem śpiącej osoby. Lan podeszła do niego na palcach i zdjęła mu słuchawki, w których zasnął. Dziwnie się na niego patrzyło, wyglądał tak bezbronnie z tymi loczkami zasłaniającymi mu twarz, tak niewinnie. I ją teraz dopadło zmęczenie, więc nakryła go kocem znalezionym na pufie i wyszła.
***
Nie położyła się spać - nie mogła, nie po tym wszystkim. Chciała działać. Jednak jedyne, co mogła na razie zdziałać, to zajęcie się sobą.
Znów wróciła do kuchni, pozostawione na blacie przez całą noc lody zdążyły się paskudnie rozpuścić, zalewając połowę blatu. Znalazła w szafce ręcznik papierowy i zaczęła wycierać bałagan. Zajęta własnymi myślami, nie usłyszała kroków, ale odgłosu zderzającej się z podłogą szklanki nie mogła przegapić.
- Przepraszam, ja... - zaczęła się tłumaczyć kobieta, która mogłaby być damską wersją Hiddena. To musiała być ich matka.
- Nie, to ja proszę o wybaczenie, zajęłam pani kuchnię.
Lan podeszła do rozbitej szklanki i pomogła kobiecie ją pozbierać. Gdy ich dłonie złapały ten sam kawałek szkła i zetknęły się, Lan błyskawicznie wycofała rękę. Wstała i podeszła do kosza, czując wzrok kobiety na sobie.
- Wyglądasz praktycznie jak ona, od tyłu mogłabym was pomylić, gdyby nie te włosy.
- Byłyśmy bliźniaczkami - rzuciła krótko Azjatka.
- Wiem, powiedzieli mi. Nie rozumiem, czemu pozwolił ci tutaj mieszkać.
- Słucham? - zamarła.
- To musi być dla niego udręka, patrzeć na ciebie.
Dziewczyna poczuła, jak coś ściska ją mocno w piersi. Szybko pokonała odległość dzielącą ją od korytarza tak, by kobieta nie widziała wyrazu jej twarzy. Grymas bólu.
- Przepraszam, nie słuchaj gadaniny starszej pani, wypiłam dziś w nocy za dużo wina - krzyknęła za nią, ale ubrana w płaszcz Lan już wychodziła głównymi drzwiami na zewnątrz.
Musiała stąd uciec, i to jak najszybciej. Z tego domu, w którym nikt jej nie chce. Ścisnęła rękami kołnierz płaszcza, opatulając nim szyję - było naprawdę chłodno, powoli nadchodziła jesień. Nie liczyła na złapanie stopa do centrum miasta, w końcu był weekend i szósta rano. Skierowała swoje kroki w stronę pobliskiego "lasku", ścieżka była mało uczęszczana, ale wciąż widoczna. Nie miała ze sobą telefonu ani nic, co mogłoby ją skontaktować ze światem zewnętrznym, postanowiła więc nie oddalać się zbytnio.
Żródło: Pinterest
Usiadła na ściętym pniu, kompletnie nie przejmując się panującą wilgocią.- Paskudna ta pogoda, będzie padać - usłyszała za plecami.
Znów dała się podejść. Skoczyła na równe nogi i złapała w biegu największą gałąź, jaką zdążyła chwycić wzrokiem. Przyjęła postawę obronną, mierząc przybysza gniewnym wzrokiem. Jej twarz skrywał kaptur, dostrzegła jedynie rude kosmyki włosów.
- Nie widziałam cię w willi.
- Bo nigdy mnie tam nie było...chyba - powiedziała postać w zamyśleniu.
- To teren prywatny, nie powinno cię tu być.
- Ja tylko spaceruję, a ty? Nie powinnaś tu być sama.
- Mam nadzieję, że to nie groźba. Wynoś się - warknęła Lan, tracąc już cierpliwość do lakonicznych odpowiedzi kobiety.
[Mika? Wena gdzieś uleciała >.>]
608 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz