sobota, 28 maja 2022

Od Kirke

Bankiet był czymś w rodzaju "przyjęcia", które mnie nudziło. To przebywanie wśród elity oraz te wszystkie rozmowy, zaczepki czy pomylenie mnie z tamtejszą obsługą.. Było to śmieszne i poniżej poziomu. Chciałam jak najszybciej stamtąd się wydostać, jednakże musiałam siedzieć i pilnować porządku, albo przynajmniej tego, by Zeno miał swego rodzaju spokój. Problemy, jak to one, nie uciekną ani nie zawrócą. Jednakże nawet ten spokój został zawalony. Piłam w najlepsze, a gdy miałam zaczynać kolejną butelkę, dostała wiadomość, że ma się coś wydarzyć. Oczywiście, gdy tylko chciałam o tym powiadomić szefa, dostałam telefon. Moje dziecko dostało gorączki i wylądowało w szpitalu. Musiałam czym prędzej wyjść. Gdy nie znalazłam obiektu, którego szukałam.
Zwyczajnie wysłałam mu wiadomość i wyszłam czym prędzej..
***
Dotarcie do szpitala, graniczyło z cudem nierozbicia się, czy też korkami. Gdy tylko udało mi się znaleźć miejsce, jak torpeda pognałam, by spytać się którejś z pielęgniarek, o dziecko. Na szczęście po kilku męczących minutach udało mi się dostać do odpowiedniej sali. Dowiedziałam się od lekarza wszystkiego. Po czym przysiadłam na łóżku obok dziecka.
Przesiedziałam z nim całą noc, kilka razy się obudził, a pielęgniarki przychodziły, by sprawdzić jego stan, oraz coś mu podać. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. Udało mi się w międzyczasie zadzwonić po przyjaciółkę, by wpadła, gdy znajdzie większą chwilę czasu. Choć mogło to graniczyć z cudem. Telefon w końcu mi padł, a synek zasnął wtulony we mnie. Męczyłam się, by się nie obudził, by szybko wyzdrowiał. Martwił mnie jego stan oraz to, że najpewniej to nie koniec problemów.
***
Po nastaniu dnia. Cami przyszła, przyniosła mi ubrania na zmianę oraz dla młodego do tego wszystko, co potrzebne na kaca, w tym także kilka nowinek. Akurat, gdy wyszłam, by móc się trochę w łazience ogarnąć, przyszedł lekarz. Starałam się szybko dojść do ładu i składu, by szybko wrócić do dziecka. Gdy tylko to mi się udało, chłopiec i Cami nie byli jedyni w pokoju. Byli tam także policjanci, opieka społeczna i jeszcze ktoś.
Niemalże, gdy chłopiec mnie obaczył, pognałam do niego. Przytulił mnie bardzo mocno, a ja jedynie zapewniłam mu bezpieczeństwo w swoich objęciach. Chciałam się też dowiedzieć, co się tu dzieje.
- Czy ktoś mi wyjaśni, czemu straszycie moje dziecko? - spytałam, nieco głośniej, by zwrócili na mnie swoją uwagę.
- Doniosły nas słuchy, że nie zajmujesz się dobrze tym dzieckiem. - odezwała się kobieta.
- To dziecko ma imię i matkę. Był pod opieką Rei Santos. Jest to nasza sąsiadka. - odezwała się Cami. Choć jej głos wskazywał, że zaraz jej nerwy puszczą. Nie dawała nikomu dojść do słowa i od razu zadzwoniła do Rei.
- Wyjdźcie i rozmawiajcie na korytarzu, chłopczyk musi odpocząć. - odezwał się łagodnym tonem lekarz.
Starał się jakoś zatrzymać ten bezsensowny zgiełk zamieszania. Po ich wyjściu. Mogłam na spokojnie zając się dzieckiem. Musiał zjeść oraz zapomnieć o czymś takim. Chciałam, żeby jak najszybciej go wypisali i bym mogła zabrać go do domu. Po czymś takim potrzebuje spokoju, a ja jestem na granicy wybuchu.
***
Cami się wszystkim zajęła. Momo musiał jeszcze jeden dzień zostać w szpitalu. Olałam wszystko inne, gdyż ten mały promyk słońca jest dużo ważniejszy niż wszystko inne.
Akurat, gdy mieliśmy zaczynać jeść, ktoś wszedł na sale.

< ? >
517 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz