Kiedy z jego ust padły słowa o przetrzymywaniu siłą pomyślałam, że chyba wybuchnę śmiechem. To wszystko było wprost absurdalne, nie mogłam uwierzyć w to, jak dwulicowy teraz był. W porównaniu z naszą wczorajszą nocną rozmową? Nie mogłam uwierzyć ani oczom, ani uszom. Wszystko co mi wtedy mówił, równie dobrze mogę wyrzucić do śmietnika. Wszystko co mówił o ich 'organizacji' również. Najchętniej całą pamięć o tym przeklętym człowieku wyrzuciłabym do śmietnika.
- Jesteś największą żmiją jaką miałam okazję poznać.. - moje ręce opadły wzdłuż ciała w wyrażeniu rezygnacji. Podniosłam wzrok, który wcześniej wbiłam w podłogę aby spojrzeć w te jego zakłamane oczy.
- Słucham? I kto jest tym z charakterkiem? - czułam, jakby ten mężczyzna w ogóle nie wiedział co mogę mieć na myśli. Czy wszystkim facetom tak ciężko przychodzi pamiętanie czegokolwiek? Czy może po prostu wolał grać głupiego?
- Wypuścisz mnie stąd. W tej chwili. MAM WRÓCIĆ DO DOMU. - w przypływie emocji poczułam łzy, które zaczęło powoli pojawiać się w kącikach moich oczu. - WYPUŚCISZ MNIE STĄD ROZUMIESZ?
- Blair do cholery jasnej..
- NIE BĘDZIESZ MNIE TU PRZETRZYMYWAĆ!
- Na miłość boską nie krzycz tak! - czarnowłosy sam podniósł teraz na mnie głos i zrobił krok w moją stronę. Naturalną odpowiedzią z mojej strony było zrobienie dwóch do tyłu i uważne obserwowanie jego ciała. Na wypadek gdyby chciał mnie złapać.
- Nawet przez chwilę nie myśl, że zgodzę się na coś takiego! Próbowano mnie zabić dwa razy! DWA! To jest twoja definicja jakiegoś immunitetu!? JA NIE UMRĘ PRZEZ TAKICH WYRZUTKÓW JAK WY!
Może było to wyolbrzymianie. Może dzięki temu nie dałam sobie dalej zamydlić oczu. Jest wiele opcji, ale to co na tę chwilę się działo, wydawało się być właściwym wyjściem. Cały czas na niego patrząc zaczęłam powoli cofać się do tyłu, a ten w tym samym tempie podążał za mną. Czułam, że serce mam pod samym gardłem, ale nie mogłam się teraz z czegokolwiek wycofać. Teraz albo nigdy. Nie chciałam dowiedzieć się, co może się stać jeśli nie uda mi się uciec. Ale jak mam go wyminąć, żeby dostać się do drzwi? Nie mogę uciekać przez całe mieszkanie, bo jest mi kompletnie nieznajome. Jak głupim byłoby zapuścić się jeszcze głębiej w miejsce którego nie znam?
W pewnym momencie łydką uderzyłam w stolik kawowy, na który stały nasze kubki z herbatą. Odruchowo spojrzałam w dół, a w ułamku sekundy ujrzałam światło w tym ciemnym tunelu. Telefon. Na pewno nie prywatny, bo był zbyt mały i.. mało skomplikowany. Nic co można porównać do typowego smartfona. Ale ma to jedną zaletę; brak blokady. I może mi to uratować życie. Słysząc jego nagły krok szybko złapałam telefon i pobiegłam do jedynego pokoju, do którego znałam drogę; sypialni w której spędziłam noc. Ominięcie go graniczyło z cudem jednak udało mi się. Był szybki, jednak udało mi się z wyprzedzeniem kilku sekundowym zamknąć drzwi na klucz.
Na nic było walenie pięściami w drzwi i prośby rozmowy. Było już za późno na rozmowy. Bałam się tego, że w ogóle dałam się urobić na tyle, żeby spędzić tu noc. Z łzami spływającymi po moich policzkach i z sercem bijącym tak szybko, że mogłoby wyskoczyć mi z piersi zadzwoniłam do jedynej osoby która mogła mi pomóc.. i nie był nią mój ojciec. To byłoby jak wydanie wyroku na moich bliskich. Cholera wie, co by się wydarzyło. Istniała jednak jedna osoba, która była gotowa wpaść tutaj i wyciągnąć mnie z opresji bez włączania do sprawy kogokolwiek innego.
Jeden sygnał.. drugi.. a głos za drzwiami nadal nie ustawał.
- Blair na litość boską wyjdź stamtąd. Nic Ci nie zrobię...
-.. no dalej.. dalej.. - szeptałam czując, że mój czas może się kończyć. Przecież mógł mieć jakieś dodatkowe klucze, wyważyć drzwi, cokolwiek..
- Kto to? - lekko zachrypnięty damski głos po drugiej stronie wzbudził we mnie nadzieję.
- Polissena.. - odpowiedziałam łamiącym się głosem. - Błagam pomóż mi..
< Zeno? :> >
747 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz