- Nie sądzę byś był samolubem. - ponownie troszkę go uspokoiłam, bo widziałam, ze jest już na totalnej granicy swojej wytrzymałości. On prawie nigdy nie rozmawiał z nami na takie tematy. Pod tym względem i on i Zeno byli tacy sami. Kisili w sobie wszystkie uczucia nie chcąc, by ujrzały światło dzienne. To było wszystko w obawie o to, że ktoś mógłby ich słabości wykorzystać wiec rozumiałam to w pełni i nie miałam nic za złe. Dostrzegałam przepaść jaka dzieliła mnie od chłopaków. Przede wszystkim to, ze częściej reagowałam bardziej emocjonalnie pomagało mi radzić sobie z tą całą presją jaką narzucała na mnie ścieżka przestępcza. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę kanapy. Oboje usiedliśmy a ten od razu zakrył twarz w dłoniach chcąc jak najszybciej się uspokoić, bym nie dostrzegła tego co tak naprawdę go uwiera. - Myślę, że gdyby nie ty to wielu z nas mogłoby już nie żyć lub być w ciężkim stanie. Nie zawsze to wygląda tak, ze jak komuś powiesz to od razu skazujesz go na śmierć. To jest... los. Nie przewidzisz go.
-To jak wytłumaczysz to co się stało z Leah? To co teraz dzieje się z Hiddenem? To wszystko..
-Max. - przerwałam mu starając się jak najszybciej odciąć go od negatywnych myśli i takiego zataczania się w histerię. - Ze wszystkich kalkulacji jakie już zrobiliśmy wynika, ze Leah i Hidden to był... przypadek. - ten gdy tylko to usłyszał lekko prychnął i od razu spojrzał na mnie. - Może ciężko Ci w to uwierzyć, ale nikt nie kojarzy Pangei z nami. Jesteśmy czyści, a gdyby było inaczej wiedzielibyśmy o tym, bo mamy za dużo wtyk. Jedynym sensownym rozwiązaniem jakie możesz zrobić to nauczyć bliskich.... się bronić. - dokończyłam nieco niepewnie, jednak dostrzegłam w jego zaszklonym spojrzeniu małe iskierki nadziei i zainteresowania.
Jeszcze chwilę spędziliśmy na rozmowie o tym co było i przede wszystkim na tym jak to wszystko rozegrać. Nerwy nie były dobrym przewodnikiem, a właśnie teraz dostrzegłam, ze nam wszystkim przyda się przerwa i....wakacje. Nim się spostrzegliśmy do domu wszedł Zeno, który widząc nas już teraz razem w salonie... nie wyglądał na szczęśliwego. Nawet nic nie powiedział, po prostu stał i patrzył podczas, gdy Max miał wzrok wbity w podłogę.
-Chyba powinniście porozmawiać. - wstałam z miejsca podchodząc do brata, który piorunował mnie spojrzeniem, że w ogóle wpadłam na taki poroniony pomysł. - Prawda jest taka, że Pangea nie przetrwa bez Maxa, a jeszcze chwila i..
-Nie będę go trzymał siła. - przerwał mi twardym tonem Zeno. Mogłam się tego po nim spodziewać. Jego duma była zbyt duża, by pozwolił komuś będącemu tak blisko niego na tak proste kłamstwa. Ostatecznie udało mi się go poprosić żeby chociaż usiadł i wysłuchał przyjaciela co zajęło z jakieś dwie godziny. Przez cały ten czas nie odzywał się choćby słowem, ale bacznie obserwował to jak Max wylewa w końcu swoje emocje.
- Nic nie usprawiedliwia kłamstw na temat twoich związków, posiadania żony, jakichś lasek, o których nikt nic nie wiedział. Czy ty sobie matole zdałeś sprawę z tego, że one były na odstrzał na starcie, gdyby ktoś dowiedział się szybciej niż ja?
-Po prostu uważam, że były bezpieczniejsze kiedy one nic nie wiedziały i wy nic nie wiedzieliście...-Max nieco przygasł po tym wszystkim, dlatego starałam się go lekko wesprzeć i ponownie złapałam go za dłoń.
- Twoja logika się mija z rzeczywistością, dlatego to nie ty jesteś tutaj szefem. - odburknął mu Zeno, który najwidoczniej przyjął teraz postawę groźnego dobermana.
-Chociaż postaraj się go zrozumieć! - wyrwałam widząc, ze rozmowa wcale nie zmierza w dobrym kierunku.
-Rozumiem. - odpowiedział bez namysłu - Ale to nie oznacza, że to popieram. Po prostu... od teraz zero tajemnic... - jego ostatnie słowa sprawiły, że zrobiło się nieco spokojniej. Ja odebrałam to jako ciche zaprosze4nie do rozejmu i dania sobie jeszcze jednej szansy..
<Max?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz