Na widok Zeno uśmiechnęłam się jednak tego samego o jego koleżance nie mogłam powiedzieć. Jeszcze do niedawna była jego klientką, a teraz?
- Faye chciała ci coś powiedzieć - położył dłoń na ramieniu
kobiety, a ta westchnęła ciężko jakby zbierała w sobie energię.
- Przepraszam - mruknęła i wręczyła mi pudełeczko z
chińszczyzną. W jej głosie nie było słychać przekonania. W ogóle słowo
wypowiedziane z jej ust ledwo można było zrozumieć.
- Nie do końca rozumiem - zmarszczyłam brwi patrząc to na niego, to na nią. Mężczyzna zacisnął mocniej rękę tak, że blondynka prawie zgięła się z bólu.
- Chciałam cię wykorzystać do manipulowania Zeno -
zamrugałem kilka razy dalej nie wiedząc o co dokładnie chodzi ale nie chciałam
dociekać. Uśmiechnęłam się i przyjęłam prezent chociaż od środka zżerała mnie
zazdrość.
- Za chwilkę mam następnego klienta. Pogadamy innym razem -
Zeno trochę się zdziwił, że tak po prostu ich zbyłam jednak zrozumiał. W końcu
byłam kobietą pracującą utrzymującą siebie i siostrę.
Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Ostatni klient
odwołał wizytę. Nie chciało mi się szukać zastępstwa na jego miejsce więc postanowiłam
wykorzystać ten czas na lenistwo. Po drodze kupiłam jeszcze składniki na
kolację dla siebie i siostry wiedząc, że ten darmozjad nawet nie pomyślał o
tym, żeby coś ugotować.
- Siemano - wyszła ze swojego pokoju z kotem na rękach. -
Jak ci minął dzień? - nawet nie zapytała czy coś pomóc tylko zajęła miejsce na
krzesełku przy blacie.
- Bolą mnie plecy jak cholera - wyprostowałam się, a kilka
kości wydało z siebie dźwięk tak głośny, że na pewno go usłyszała. - Był u mnie
Zeno z jakąś babą. Coraz więcej się ich kręci wokół - zaczęłam rozpakowywać
torby.
- Zazdrosna? - uśmiechnęła się wrednie i dostała bochenkiem
chleba prosto w twarz. Kot uciekł z jej kolan. - Odbieram to za tak. Cały czas
się zastanawiam, dlaczego się tak czaisz. Przecież jesteście blisko - wzruszyła
ramionami. - Bierz co twoje, nie czaj się.
- Ta, gdyby to takie proste było - przewróciłam oczami.
Zostawiłam telefon na blacie po czym poszłam się przebrać do sypialni. Kiedy
wróciłam Zoe siedziała z moim telefonem w łapach.
- Ogólnie to nie musisz mi dziękować - otworzyłam szerzej
oczy i podbiegłam do niej. Popatrzyłam na wyświetlacz, na którym znajdowała się
rozmowa „moja” z Zeno.
Lydia: Wpadniesz wieczorem na kolacje?
Zeno: Będę o 20
- ZABIJE CIĘ - wykrzyczałam w stronę młodszej siostry i
wyciągnęłam ręce w jej stronę z zamiarem uduszenia.
- Japa. Ja się zajmę wszystkim. Zrobimy makaron z pesto, a
na deser tiramisu chociaż może będzie tak, że to ty zostaniesz deserem -
puściła mi oczko. To dziecko kiedyś mnie wykończy. Coraz bardziej byłam
przeciwna wizji posiadania kiedyś własnych. To nic innego jak chodzący problem.
Dużo czasu na przygotowanie się nie miałam. Razem z Zoe ogarnęłyśmy
kolację. Dokładnie instruowała mnie co robić. Nie skomentowałam tego. Sama
nigdy nic nie zrobi, a nagle okazało się, że jest mistrzem kuchni. Zasraniec
przebrzydły. Na jej polecenie poszłam się umyć, a ona zadeklarowała, że posprząta
i przygotuje stół.
Zostało niecałe pół godziny do nadejścia umówionej godziny. Mieszkanie
wyglądało naprawdę dobrze, czego nie można było powiedzieć o mnie. Stałam przed
szafą razem z Zoe.
- Jakim cudem nie masz żadnej sukienki? – mruknęła zawiedziona.
- No tak jakoś… - zaśmiałam się nerwowo. Uwagę młodej
przykuła biała, papierowa torba ukryta na najwyższej półce schowana tak, żeby
nikt jej nie znalazł. Od razu ją zdjęła i wyciągnęła zawartość.
- Sukienka na bankiet, na który nie poszłaś! I-de-al-nie! – pisnęła rzucając ją na mnie. W zestawie oczywiście były też buty. Szpilki, w których jeśli nie upadnę i głupiego ryja sobie nie rozwalę to będzie cud. Młoda delikatnie mnie pomalowała i zakręciła włosy. Stanęłam przed lustrem i nie byłam w stanie uwierzyć, że mogę wyglądać tak dobrze.
No i nadeszła godzina zero. Wszystko było gotowe. Zoe wyszła
do kina z koleżanką, a ja zostałam sam na sam z jej wspaniałym pomysłem.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Głośno wypuściłam powietrze z ust z nadzieją, że to
mnie choć trochę uspokoi. Otworzyłam zamek i uchyliłam drzwi. Tak jak myślałam
przyszedł ubrany w czarną, przylegającą do ciała koszulę, która idealnie, po
prostu idealnie podkreślała jego budowę. Patrzyłam mu w oczy i byłam pewna, że
zrobiłam się czerwona jak buraczek. Wpuściłam go do środka.
- Siadaj do stołu. Jedzenie jest już w sumie gotowe – mruknęłam
wskazując mu drogę do części mieszkania z kuchnią połączoną z mini jadalnią.
Białe lampy wiszące tuż nad stołem oświetlały dania, które przyrządziłam razem
z siostrą.
- Do twarzy ci w liliowym – powiedział przechodząc tuż obok.
Dzięki bogu nie widział mojej twarzy bo czułam jakby głowa miała mi eksplodować.
Zeno usiadł przy stole, a ja zajęłam miejsce na przeciwko. Wiedząc, że nie
byłabym w stanie donieść jedzenia na stół w tych butach wyłożyłam je na talerze
przed przyjściem gościa. Podany był makaron, estetycznie polany zielonym pesto,
posypany rozdrobnionymi orzechami nerkowca i parmezanem.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować – siedząc już przy
stole unikałam jego spojrzenia. Ogólnie czułam się jakby atmosfera była ciężka.
Oczywiście tylko z mojej strony, ponieważ byłam pewna, że Zeno czuł się pewny
siebie jak zwykle.
- Widzę, że coś ci siedzi na języku. Wyrzuć to z siebie i
będzie ci lżej bo widzę jak się męczysz – zacisnęłam dłonie na sukience i
wzięłam głęboki wdech. Miał rację. Westchnęłam głośno. Nie miałam odwagi
spojrzeć mu w oczy więc wpatrywałam się w makaron, który wydawał się być najlepszą
opcją na tamten moment.
- To był pomysł Zoe. W sensie… No bo… Lubię cię. Nawet bardzo
cię lubię ale wiem, że oprócz przyjaźni nic więcej między nami nie będzie.
Widziałam jakie dziewczyny kręcą się wokół ciebie i po prostu jestem świadoma
tego, że nie mam szans. Poza tym boję się, że gdybym wyznała co tak naprawdę czuję
to wszystko to co jest między nami nagle by się zawaliło, a ja naprawdę nie
chcę cię stracić – byłam bliska rozpłakania się. Z jakich emocji? Strachu.
Strachu przed utratą ukochanej osoby.
- Co tak naprawdę czujesz? – powiedział spokojnie tak jakby
chciał dodać mi otuchy. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu prosto w oczy.
- To głupie ale chyba się w tobie zakochałam – zaśmiałam się
sama z tego co powiedziałam, a moje oczy zeszkliły się na samą myśl o
odpowiedzi jaka na mnie czekała.
<Zeno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz