Odkąd załatwiłam dziewczynę, która została zabita przez Jaydena, moim kolejnym zadaniem było "znalezienie informacji o Rhysie". To, gdzie jest, z kim, dokąd, skąd całkowicie wszystko. Nawet gdzie kupuje lunch czy też papier toaletowy.. Dałam znać, komu trzeba, że szukam takich i takich informacji. Wówczas kołowrotek zaczął się kręcić. Trzeba było poczekać parę dni, by uzyskać użyteczne informacje, nawet jeśli będzie trzeba, to hakerzy też pomogą.
Oprócz tej sprawy dowiedziałam się, że Hidden został uratowany, Alibi poszło z dymem, a Serpents się ukrywa. Doprawdy te dni były pełne akcji, frajdy i pewnego rodzaju ekscytacji. Jednak szkoda Alibi, to jaki był tam harmider, czuć się można było jak w domu. Państwo Hariss, dwa może trzy razy do mnie dzwonili, by przeprosić, za to, że ich nie ma. Zresztą i tak mam klucze, więc zawsze, mogę wpaść to do Lukrecji, która najpewniej będzie zajęta chłopakiem. Zeno pracą albo innymi sprawami. Zauważyć można, że wiele kobiet się wokół niego od jakiegoś czasu kręci. Ciekawe. Jeszcze jest Hidden, jednakże ten cały poobijany do tego najpewniej z niańką i pewnie jakąś nową rozrywkę sobie znalazł dla zabicia czasu. Niby mogę do nich wpaść, sprawdzić jak się miewają, jednakże chyba wolałabym nie spotkać nieproszonych osób. Dlatego też chyba zostawię to na później. W dowolnej chwili przecież mogę do nich wpaść.
Tym razem musiałam zając się czymś innym, gdyż nadszedł czas na pozbieranie długów. Mieli czas, a jeśli go przekraczają i nawet nie dają znaku życia (tutaj właśnie pojawia się coś w stylu ucieczki) wówczas trzeba wkroczyć. Zanim jednak wybyłam do chińskiej restauracji, by spotkać się z osobą, która wiedziała coś, co było użyteczne. Musiałam wyciągnąć broń z sejfu. Nie zawsze mam przy sobie broń, czasem wystarczy paralizator, noże, gaz pieprzowy albo ludzie, którzy są nieopodal. Ja się nie brudzę, gdy jestem wyszykowana, chyba że pojawiam się jako Yoko. Wówczas można zrobić wszystko, co się skrycie zechce. Dlatego też nie łącze albo staram się nie łączyć niektórych aspektów pracy i życia prywatnego.
Schowałam dwa pistolety, tłumik oraz magazynki, na wszelki wypadek. Wybyłam z domu, ostatnim elementem, było powiedzenie do siostry "do zobaczenia". Takim zakończeniem, skierowałam się na parking, na którym był mój samochód. Nie często jeżdżę sama jednakże, gdy jest okazja, to z niej skorzystam.
***
Dojechanie do odpowiedniego miejsca nie zajęło zbyt wiele czasu. Zaparkowanie i znalezienie się w odpowiednim miejscu i o czasie, było idealne. Jednak fakt, że stolik, który był zarezerwowany dla mnie, już ktoś przy nim siedział.
- Kim jesteś? - zapytałam, gdy osobnik odwrócił się w moim kierunku. Osobnik płci przeciwnej, dużo masywniejszy i wydawać, by się mogło, że wyczułam woń krwi. Najwyraźniej przyglądał się mnie podobnie jak, ja jemu.
- Witam drogą Panią. Jestem Gabriell, czy mogę w czymś pomóc? - zapytał, wstając ze swojego miejsca. Wydawać, by się mogło, iż jest ranny, ale stara się zachować jakąś drobinę manier. Najwyraźniej to nie był ten osobnik, na który czekałam. Ciekawe czemu on tu jest.
- Ten stolik był zarezerwowany. - powiedziałam, mrużąc oczy.
- Oczywiście, był zarezerwowany przeze mnie. - odpowiedział, tak pewnie, jakby naprawdę wierzył w to, co właśnie powiedział. W tym samym momencie podszedł do nas kelner, nie tylko z jedzeniem tego gościa, ale i z kopertą. Położył wszystko na stół.
- To dla Państwa. - powiedział i odszedł, Pan Gabriell, jak to się przedstawił, chwycił za kopertę i ją rozerwał jak dzikus, by wyjąć kartkę.
Ja w tym czasie sobie usiadłam naprzeciwko, zaczęłam przeglądać resztę papierów, które wysypały się z podartej koperty.
Uniosłam głowę, gdy poczułam, że atmosfera wokół nas ulega zmianie. Jakby mówiła "Co do kurwy, zaraz rozwalę im te mózgi o te pieprzone ściany". Chciałam się upewnić, więc drobnym i zwinnym ruchem, zabrałam osobniku z naprzeciwka kartkę, którą chwilę temu czytał. Teraz jego oczy przedstawiały tańczące iskierki irytacji, wkurzenia i takiej złości, że lepiej nawet z kijem się nie zbliżać.
Spojrzałam na napis i zaczęłam czytać, zrobiłam to powoli, gdyż może wyczytam tam jakąś ukrytą wskazówkę, czy inną wiadomość.
Droga Shey i Gabriellu...
Bardzo mi przykro, że nie pojawiam się osobiście, jednak mam ważną sprawę do załatwienia.
Oboje, macie cos ze sobą wspólnego, dlatego tez od tej pory pracujecie razem, by odbierać tym, co zalegają długi, jeśli wam się uda, to mnie spotkacie, jeśli nie to jeszcze poczekacie. ~ wyczuć można, że właściciel listu naprawdę się dobrze bawi.
Samochód będzie czekać na was pod tym adresem wraz z numerem. ~ adres i numer wydawał się zupełnie zwyczajny, jednakże i tak wyciągnęłam telefon i wysłałam wiadomość z adresem i numerem do dobrej znajomej, która od kilku lat dla mnie pracuje, by znalazła wszystko.
Wasze pojazdy zostaną odstawione pod wasze domy. ~ najśmieszniejsze jest to, skąd do diaska wiedzą gdzie mieszkamy.
W kopercie macie dane osób, których szukacie oraz zalegający dług, zapoznajcie się bliżej w tejże restauracji, nie zmarnujcie tego czasu, przyda się on wam. ~ serio, spostrzegłam ostatnio, że cały czas z kimś pracuje. Co oni sobie myślą, że dziewczyna sobie nie poradzi sama?
Przez najbliższy miesiąc. ~ tak jakbym nie miała co robić przez miesiąc, może im szybciej się zajmiemy długami, tym szybciej się to skończy.
Ps. powodzenia koneko-chan. ~ to już lekka przesada.
Bez ogródek zrobiłam zdjęcie tej "wiadomości", po czym wysłałam tej samej osobie, może znajdzie w niej coś, czego ja nie widzę.
Wezwałam kelnera, po czym zamówiłam danie dla siebie oraz napój, skoro już i tak tu siedzimy, to skorzystam z okazji i zjem.
- Najwyraźniej Pan Zajęty, płaci. Shey, miło mi. Jak załatwimy długi szybko, to nie będzie trzeba czekać miesiąc. - odezwałam się, po czym sięgnęłam po świeczkę i przyłożyłam do niej kartkę, chciałam zobaczyć, czy może coś jest więcej napisane, a może i ukryte. Jednakże nic takiego nie było. Westchnęłam. Zaczęłam też patrzeć na dane dłużników, zabierałam tych, którzy nie dali znaku życia i tych, co ich dług sięga kilku lat. Okazało się, że kilku też należało do niego.
- Uważaj, by twoja złość nie wyszła na światło dzienne. - rzekłam, po czym dodałam, zanim kelner przyniósł danie, które zamówiłam. - Gdy pojawimy się u pierwszego dłużnika, będziesz mógł się wyżyć, po odebraniu długo. To jak potem plują i błagają, jest nieco obrzydliwe, dlatego też wytrzymaj. Na pewno ci się to uda. - uśmiechnęłam się do siebie. Potem do kelnera, który dostarczył mi mój dzisiejszego dnia pierwszy posiłek. Byłam mu za to wdzięczna.
- Krew jest czymś naturalnym, nie ma w niej nic obrzydliwego, ale to zrozumiałe, że nie chcesz się nią ubrudzić, w razie czego Cię osłonie. - rzekł.
- Wow, co za dżentelmen. - zachichotałam. Zaczęłam w końcu jeść moje śniadanie. Któż, by się spodziewał, że nie będę jeść zupek chińskich w domu sama, a wręcz przeciwnie w takiej luksusowej chińskiej restauracji, z nabuzowanym dżentelmenem.
- Czyli ustalone, ja odbieram długi, a ty obijasz im dzioby. Pasuje ci taki układ? - spytałam, gdy przerwałam swój posiłek, by się napić swojego napoju, a była mrożona herbata.
- Mimo iż uwielbiam zgadzać się z kobietami, to w tym przypadku muszę zaprzeczyć. Układ mi nie pasuje, na pewno ta osoba ma zeszyt w muminki w swoim pokoju, jaka jest liczba przy Twoim imieniu, tyle dostaniesz i w dodatku transport do domu w doborowym towarzystwie. - rzekł stanowczo. Najwyraźniej kelner zauważył podrygiwania rękę Gabriella, po czym jego szklanka w okamgnieniu została zapełniona.
Zachichotałam, gdyż ten ton i to jak wyglądał, było przezabawne. Oczywiście może nie dla wszystkich.
- Jak ty to widzisz Gabriellu? - spytałam, spoglądając w jego stronę, mój talerz został zabrany, jako zastępstwo pojawił się deser. Deser wyglądał tak ślicznie i zarazem apetycznie, że zrobiłam zdjęcie, by wysłać je mojej drogiej Vanilli. Małym widelczykiem i dosyć powoli, zaczęłam jeść deser, by móc się nim nacieszyć, zanim ruszymy do roboty.
- Tak jak od początku widziałem, odbieram swoje.. - rzekł. Tymi słowami nasza rozmowa się skończyła.
***
Deser był naprawdę słodko kwaśny i do tego tak mięciutki i pyszny, że można, by go jeść długo dłużej. Jednakże tym razem siedzieliśmy już w odpowiednim pojeździe, trzymała te "kartki", z podartej koperty. Najwyraźniej osiłki muszą drzeć, zamiast się zachować, jak na ludzi przystało. Gdy miałam wyjmować fajki, auto się zatrzymało pod odpowiednim adresem. O ile pusty zamknięty klub można tak nazwać. Spojrzałam na kartkę z oznaczeniami "15", po czym zaczęłam się przeglądać, co się w niej znajdowało. Westchnęłam. Chciałam coś powiedzieć, ale zrezygnowałam. Schowałam fajki do kieszeni, po czym wysiadłam i skierowałam się do wejścia. Broń miałam schowaną, była gotowa, jedynie ją odbezpieczyć i po sprawie. Wyjęłam nóż, by się nim pobawić, gdyż tak byłoby wygodniej. Może powinnam się przebrać, ale na to już za późno. Niemal na wejściu zostaliśmy przywitani przez osoby, które niemalże uciekły gdzie, pieprz rośnie. Teraz tylko odnaleźć odpowiedniego osobnika, a dokładnie dwóch odebrać im co należy do nas i w razie czego się pozbyć.
- Idziesz na górę czy na dół? Które wybierasz? - spytałam. Może natkniemy się na jednego i drugiego.. Choć wolałabym, żebyśmy poszli razem, jednak wówczas jeden albo drugi ucieknie.
- Damy wybierają.. - nim dokończył, ruszyłam schodami na piętro.
- To baw się dobrze. - rzekłam. Nawet się już nawet nie odwracałam, jedynie ruszyłam w głąb piętra, by znaleźć to, co miałam w planie.
<Gabriell?>
1468 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz