- Informacje o personach, z którymi będę pracować, są istotne, bym sama mogła stwierdzić, czy rzeczywiście są one prawdą, czy może wręcz przeciwnie. - rzekłam, dobierając słowa tak, by nie urazić, ale jednocześnie też nie wskazać konkretnej postaci.
Gdy tak szliśmy, mogłam dostrzec, że to miejsce jest znacznie większe, niż można było pomyśleć. Pracowałam już w kilku miejscach, jednakże nie wszystkie były powierzchniowe duże. Pamiętne pierwsze, gdy zaczynałam, było ono ciasne niemalże jak klitka mieszkania. Tamtejsi policjanci, bywali różni. Jednakże starali się być mili, że aż chciało się im powiedzieć "bądźcie sobą", "nie musicie być cały czas na siłę tacy". Te jednak słowa pozostały jedynie w mojej głowie. Nikt ich nie usłyszał, gdyż nie było potrzeby, a dokładniej wolałam nie wychodzić przed szereg. Jako początkująca, lepiej się nie ośmieszyć, albo nie zbłaźnić.
Był jeszcze jeden komisariat, który może nie zapadł mi w pamięci, ale lubiłam tam być. Pracowałam tam przeszło rok, miejsce na pierwszy rzut oka, prezentowało się jak willa, a nie komisariat. Po wejściu do środka zauważalne było zagospodarowanie przestrzenią. Mimo iż było to duże i rozległe miejsce, a niekiedy dostrzec można było, jak wiele przedmiotów się tu znajdowało, a równało się to też ze sporą ilością pieniędzy, pochwał i pracy, które trzeba było uzyskać. Dzięki ciężkiej pracy. Technologicznie też byli niemalże na początku listy. O liście usłyszałam, gdy pracowałam we Francji. Było to dla mnie dziwne, ale jak się okazało, nie tylko oni o niej słyszeli. Podobno nawet kilka widziało, ową listę. Im wyżej na liście, tym większa, była powierzchnia i bogactwo w tym także w pojmowaniu przestępców. Nie było mi pracować właśnie w takich miejscach, gdyż pracowałam przez te parę lat, jedynie w kilku komisariatach. Zresztą też nie na długo.
Zbytnio zaczęłam wspominać. Ten luksusowy komisariat, zwracanie uwagi na to, co się dzieje wokoło, oraz czy dodali nam wówczas coś nowego do odpowiedniego działo. Może na początku przez dwa może trzy miesiące, się zwracało na to uwagę. Gdyż zapierało to dech.. Chociaż sprawy i masa raportów, tudzież teczek z dokumentami, było tak wiele, że nie było czasu na zachwyt. Pracy było, aż po sufit. Wiele osób miało po kilka spraw, czasem one nawet dochodziły, by nam nie ulżyć. Był nawał pracy, który nie ubywał. Nawet jeśli udało ci się rozwiązać jedną sprawę, to na jej miejsce dochodziły kolejne.
Zabieganie było normą, a pisanie raportów weszło w krew jak zwyczaj, albo nawet przyzwyczajenie. Czasem zapominało się nawet zjeść, dlatego szef, zrobił przerwy, by w określonej godzinie móc odpocząć, spojrzeć z innej strony, albo nawet móc przekąsić i nie zejść z głodu, albo złapane anemii. Urlopy były znacznie trudniejsze. Gdy masz nawał pracy z przerwami, a potem ją przerywasz, to masz niedosyt, nie wiesz co ze sobą począć, a nawet czasem zamiast odpoczywasz, to starasz się rozwiązać to w domu. Możliwe, że ciągła praca, wpisała we mnie kilka przyzwyczajeń, których za nic się nie pozbędę.
- Mhm. - usłyszałam w odpowiedzi. Możliwe, że trochę zbytnio wszystko analizuje, patrzenie z innej strony, też może nieco pogłębić analizowanie, poszczególnych słów, zdań, a nawet tego, co może znajdować się między tekstem, może jest coś ukryte, a ja tego nie dostrzegam. Pamiętam, że Juni też ma podobnie, analizuje zachowania, ludzi, swoje postępowanie. Nawet jeśli najpierw robi potem myśli, to nachodzą go pytania i przemyślenia, z którymi musi radzić sobie sam. Choć zdarzyło się nam rozmawiać, choć nie jestem pewna czy można było nazwać to rozmową.
Odetchnęłam głęboko. Musiałam wypróbować swoje ćwiczenia oddechowe, by zebrać wszystkie myśli i włożyć je do szczelnego pudełka. Gdy zostało ono zamknięte, wówczas miałam czysty umysł i mogłam na nowo, skupić się na tym, co teraz się dzieje i gdzie byłam.
***
Starałam się zapamiętać rozmieszczenie tegoż miejsca. W pewnym momencie zaczęłam sobie je rozrysowywać, by móc zapamiętać drogę oraz to jakie miejsca mijaliśmy. To pokoje przesłuchać, składzik, toalety, gabinet szychy, było też miejsce coś jak kostnica. Gdy miałam zapytać o przenośne kamery swojego Diabolicznego przewodnika, tego gdzieś mi wcięło. Szłam przecież dwa może trzy kroki za nim. Słuchałam go, ale nie widziałam, gdzie zniknął. Zwyczajnie już go nie było. Zamiast się rozglądać w poszukiwaniu Anraia, zauważyłam tablicę wypełnioną aktualną sprawą. Nie wiem, czy to policja była pierwsza, czy może media. Gdyż o sprawie dowiedziałam się dziś z telewizji, najwyraźniej już wczoraj było o niej głośno, a może zwyczajnie powtarzają i wychodzą nowe rzeczy na światło dzienne.
Kilka osób kręciło się przy tablicy z dowodami, najwyraźniej starali się rozwiązać sprawę, która najpewniej mogłaby ich doprowadzić do zguby. Gdyż jeśli dochodzi do takiej tragedia, jest ona zazwyczaj nazywana porachunkami mafijnymi. Oczywiście nie chciałam być wścibska, ale zainteresowała mnie owa sprawa. Słyszałam o tej dziewczynie, choć osobiście nie interesuję się sławami. Jupiter jest w ich gronie, więc wole sprawdzić osoby, jakie się do niego zbliżają. Możliwe, że to nadopiekuńczość, albo za wiele pracuje i podejrzewam, każdego. Możliwe, że sprawdzenie współpracowników, też nie było zbyt rozsądne. Jednakże lepiej wiedzieć, niż potem żałować, że się nie wiedziało.
Poczułam lekkie szarpnięcie, po czym spojrzałam na osobnika, który za to odpowiadał. Znalazł się mój Diaboliczny przewodnik.
- Jak tak bardzo chcesz zajmować się sprawami, to najpierw wypełnij stertę raportów, a dopiero potem nadrób dokumentację tego, co jest obecnie w toku. - rzekł. Gdy chciałam już go zapytać o stertę raportów. Wskazał ją ruchem głowy.
- Czytasz w myślach? - spytałam żartobliwie.
- Wow, skąd wiesz? - odpowiedział pytaniem, zachichotałam jedynie. Chciałam kontynuować tą jakże miłą i nieco rozluźnioną wymianę zdań. Jednakże pamiętałam, co mówiłam na początku.
- Dziękuje, za tą pouczającą wycieczkę. - rzekłam, delikatnie się uśmiechając. Jednak niedane nam było dłużej pomówić, gdyż najwyraźniej został zawołany. Delikatnie mu pomachałam i ruszyłam do biurka, by wziąć się za stertę raportów. Miałam pewnego rodzaju pewność, że uda mi się do końca zmiany się z nimi uporać i wziąć się za czytanie aktualnej sprawy.
<Anrai?>
944 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz