wtorek, 8 listopada 2022

Od Seana - CD Hiddena

 Wracając do mieszkania przeczuwałem, że czekała mnie poważna rozmowa. Sam w końcu chciałem wyjaśnić wszystko Isaacowi. Ostatnie dni były dość szalone. W życiu nie podejrzewałbym siebie, że ktokolwiek zainteresuje mnie na tyle, że stracę głowę. Harper się to udało. Potrafiła owinąć mnie wokół palca nawet, jeśli nie była tego świadoma. Dobrze się razem dogadywaliśmy, ale te czasy już minęły. Ta mała spakowała walizki i wyjechała do dalszej rodziny. Miałem ją nigdy więcej nie zobaczyć. Może to i lepiej? Moje ostatnie decyzje były nieprzemyślane i mogły przynieść nam (mówiąc o mafii) więcej szkód niż pożytku.

Chciałem pogadać na osobności, ale jak na złe w mieszkaniu znajdowały się dwie dodatkowe osoby. Mavis nie miał już cierpliwości. Znałem go od wielu lat i potrafiłem wyczytać z jego twarzy emocje pomimo, iż zwykły obserwator nic by z niej nie wyczytał.  Kiedy w końcu znalazłem się z Isaacem w drugim pokoju, dał upust swoim emocjom. Spojrzałem w bok na pięść, którą przywalił w ścianę. Musiałem uważniej dobierać słowa.

- Isaac... - westchnąłem, starając się jakoś załagodzić sprawę.

Odepchnąłem go od siebie, gdyż był za blisko i nie mogłem swobodnie mówić. Nie zamierzałem udawać greka i kłamać, że nie wiem o co mu chodzi. To było jasne aż nadto. Musiałem jakoś ugłaskać swojego przyjaciela.

- Wiem, że ostatnio zachowywałem się lekkomyślnie...

- Lekkomyślnie?! Czy ty słyszysz, co mówisz?!

- Daj mi dokończyć - powiedziałem, odbijając się plecami od ściany, aby stanąć prosto. - Miałem chwilowy... kryzys? Tak to mogę ująć? Ta mała... zaczęło mi zależeć jak nigdy... - zacząłem, starannie dobierając słowa. Nie wiedząc jak wytłumaczyć sytuację w jakiej się znalazłem, uśmiechnąłem się głupkowato. - Obiecuję poprawę. Skończyłem ten etap, nigdy nie usłyszysz już o tej małej, wyleczyłem się z niej. Chyba dawno  po prostu z nikim się nie przespałem i mi odwaliło.

- Rozumiem tych nowicjuszy, ale ty? Kurwa, Sean... Od ciebie spodziewam się czegoś więcej, nie chcesz chyba zawieść mojego zaufania? Przecież wiesz, że musimy uważać, sytuacja na mieście robi się niespokojna, szykują się zmiany.

- Wiem... - westchnąłem, wsadzając swoje dłonie w kieszenie bluzy. - Za olejek moje grzechy zostaną odpuszczone? Cukierki lodowe, racja?

Widząc jego minę na mojej twarzy znów zagościł charakterystyczny uśmieszek. Może nie popisałem się  ostatnio, ale Isaac nie mógłby się na mnie zbyt długo gniewać. W końcu byliśmy jak bracia. Kilka razy w przeszłości zdarzyło nam się przywalić sobie po mordzie, by finalnie i tak się pogodzić. Kiedy emocje przeprowadzonej rozmowy opadły, wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się znów do salonu.

Rhys z irytacją wymalowaną na twarzy wpatrywał się w telefon, a Jullena uśmiechała się podejrzanie. Zastanawiałem się, czy słyszała naszą rozmowę czy po raz kolejny dawała popalić chłopakowi. Nie ufałem tej dziewczynie tak do końca, nie poznałem jej zbyt dobrze. I tu znów była wina mojej nieobecności. Postanowiłem jednak zaufać osądowi Mavisa. Wiedział, kogo przyjmuje pod dach. Jak na razie nigdy się nie pomylił. Rhys wyszedł nawet na ludzi, z bezużytecznego darmozjada stał się dodatkową parą oczu do obserwacji. Z początku bawiło mnie to, jak zapatrzony był w Mavisa.

- Planuję wybrać się na wyścigi - powiedziałem, opadając na kanapę tuż obok czarnowłosego. - Będzie dość spory tłum, a co za tym idzie sporo świeżych plotek. Obserwując i przebywając wśród tych ludzi można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy.

- Szybkie auta? - ożywiła się Jullena, poprawiając się w fotelu. - Kiedy jedziesz?

- Błagam, zabierz mnie z dala od tej wariatki, nie wytrzymam z nią dłużej w jednym pomieszczeniu - odparł Rhys, odrywając wzrok od trzymanej komórki.  - Jadę z tobą.

Widząc malujące się oburzenie na twarzy dziewczyny, jedynie wzruszyłem ramionami. Jak na jakiś czas miałem dość towarzystwa jakiejkolwiek kobiety. Rhys nie był zbyt gadatliwy, dlatego też nie przeszkadzało mi jego towarzystwo. Spojrzałem jeszcze na przyjaciela, który siedząc w swoim ulubionym fotelu jedynie wzruszył ramionami. Nie wybierał się na wyścigi. Zakładałem, że jeszcze trochę się dąsał o moją rzadką obecność tutaj. Wierzyłem, że to szybko minie.

- Dasz mi poprowadzić? - zapytał Rhys, kiedy zmierzaliśmy w stronę zaparkowanego mojego cudeńka.

- Zapomnij - pokręciłem głową. - Może za parę lat...

- Za parę lat?! - prychnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Dorobię się swojego auta, jeszcze cię prześcignę.

- Próbuj, nie bronię - zaśmiałem się, wsiadając do auta.

Nie sądziłem, że tego dnia będzie prześladować mnie pech. Jakiś gówniarz o mało co nie przywalił mi w auto. Gnał na tym motocyklu, prosząc się o zostanie dawcą organów. Co za kretyn! W ułamku sekundy wysiadłem z auta, sprawdzając możliwe uszkodzenia. W jednym miejscu lakier był zarysowany. Niech go szlag! Moja własność nie wyglądała tak cudownie jak jeszcze przed minutą. Byłem tak wkurwiony, że miałem ochotę rozkwasić tego gnojka by została z niego mokra plama. Sam również dostał nauczkę, gdyż jego maszyna wraz z nim przewróciła się i zapewne doznał więcej szkód, niż moja fura. To nie zmieniało jednak faktu, że miałem chęć mordu wymalowaną na twarzy. Gdyby nie Rhys, zapewne zatłukłbym motocyklistę na miejscu. Dziwiło mnie opanowanie z jakim przemawiał do nieznajomego. Dopiero po chwili dowiedziałem się, że to żaden nieznajomy, znali się. Najchętniej wydusiłbym z Rhysa wszystko, co wie na temat tego idioty, ale równie dobrze sam mogłem przycisnąć winowajcę.

- Grozisz mi, śmieciu?! - wydarłem się, trzymając go za szmaty.

Wkurzał mnie jego arogancki uśmieszek na twarzy. Było mu do śmiechu? Zarysował mi auto i się z tego cieszy?! Był jakiś niedorozwinięty, czy jak? Miał więcej szczęścia niż rozumu. Sięgnąłem do kieszeni z której wyjąłem nóż. Wyglądał niepozornie, był mały, ale potrafiłem się nic całkiem zręcznie posługiwać. Nawet lepiej niż bronią, był cichszy w użyciu.

- Przestań kozaczyć, to nie zabawa. Twojego braciszka tu nie ma, aby cię uratował - powiedział Rhys, powoli i jemu puszczały nerwy z zachowania czarnowłosego.

Spoglądał nerwowo to na dzieciaka to na mnie. Chyba powoli obawiał się dalszego rozwoju sytuacji. Nie miałem zahamowań, aby jakoś ukarać tego bezczelnego gówniarza. Może na drugi raz zastanowi się nad własnymi słowami.

- Znalazłeś koleżków i czujesz się teraz...

Nie dokończył, ponieważ Rhys był szybszy i przywalił mu w twarz. Przez ułamek sekundy zauważyłem zaskoczenie na twarzy czarnowłosego, ale nie na długo bo znów przybrał ten idiotyczny wyraz. 

- Może poszerzyć ci uśmiech? - zapytałem, podchodząc bliżej.


Hidden? Mavis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz