Ochrona zaprowadziła całą naszą czwórkę do w pełni zdobionego salonu. Ściany były w kolorze brudnej czerwieni, która ładnie się zgrywała z odcieniem cegły, z której został zbudowany kominek. Kto w tych czasach je ma? Ryzyko pożaru jest przecież gigantyczne. Na środku stał okrągły stół jak z historii o królu Arturze - albo jakimś innym, nie znam się - a przy nim wiele krzeseł, których nie chce mi się liczyć. Ewidentnie ktoś pogrywał tu w pokera.
Artem zajmował jedno z tych krzeseł, na nasz widok zgasił cygaro i wstał z trudem chcąc nasz przywitać. Sałatki zdecydowanie nie gościły zbyt często na jego stole.
- Powiedzieć, że jest gruby to mało. Boję się, że oberwę zaraz guzikiem od jego koszuli. – Szepnąłem do Hiddena na co ten podążył za moim wzrokiem i cicho parsknął śmiechem.
Mężczyzna ubrany był jak typowy „zły typ” czyli garniturowe buty – czarne, garniturowe spodnie – czarne, marynarka – czarna, koszula – czarna. Czyli klasyczek. Odmienne od standardów była wytrzymałość guzików. Czym one je wszyli, że jeszcze nie pękły w szwach?
- Muszę wziąć namiary na projektanta. – Elodie nadepnęła na moją nogę i spojrzała na mnie ostrzegając. Ktoś tu chyba nie dostanie kolacji.
- Witam Pana Maxwella w moich jakże skromnych progach. Gdzie jednak jest Pan Zeno? – Widać było, że z tym mężczyzną nie ma żartów. Zadał zwykle pytanie jednak w głosie było słychać zdecydowanie poirytowanie.
- Zeno jest w tej chwili nieosiągalny. – Hidden przewrócił oczami słysząc to piękne sformułowanie co nie umknęło wzroku Artema. – Zamiast tego przyjechała nasza czwórka, aby odebrać towar i umówić się na kolejną dostawę.
- Jak on to robi, że jest taki poważny całe życie? – Szepnąłem Hiddenowi na uszko, aby już nikogo nie denerwować, w tym mojej drogiej siostrzyczki.
- Za mało jara. Zdecydowanie to o to chodzi. – Hidden wypowiadał te słowa z tak poważnym wyrazem twarzy jaki u niego chyba nigdy nie widziałem. Hidden i powaga? No nie mogłem się nie zaśmiać.
- Zamkniecie się oboje czy nie? – Warknęła na nas Elodie. No niedenerwowanie siostrzyczki nie wyszło.
- I z tego powodu przyjechał Pan tu w towarzystwie… dzieci? – No i teraz i Artem patrzył na nas gniewie. Po prostu super.
- Ała, to bolało. – Złapałem się za serce patrząc mu w oczy. – Jak na swój wiek jesteśmy bardzo dorośli, no przynajmniej ja. Temu obok mnie jeszcze brakuje tak z dziesięciu centymetrów.
- Odezwała się żyrafa. – Czarnowłosy dał mi kuksańca w bok.
- Przynajmniej widzę więcej niż na dwa metry. – Wystawiłem mu język aby podkreślić swoją dorosłość.
- Cóż oni się… jeszcze uczą. – Odparł Max ewidentnie nie wiedząc co w danej chwili zrobić aby uchronić nas przed gniewem grubasa.
- W takim razie i ja ich czegoś nauczę. Zabierać ich. – Warknął Artem a jego banda sługusów automatycznie do nas podeszła i po dwóch złapało nas za ramiona.
- Ostrożnie mam bardzo delikatne ramiona. – Uśmiechnąłem się niewinnie do jednego z moich oprawców jednak z nieznanych mi powodów w ogóle się do tego nie odniósł i pociągnął mnie jak szmacianą lalkę za drzwi.
- Jeżeli spadnie im włos z głowy mogę ci obiecać, że oberwiesz z nawiązką. Proszę Pana. – Warknęła Elodie stając naprzeciwko Arta. – Urocza siostrzyczka tak bardzo się o mnie troszczy.
No ale więcej już nie dane nam było usłyszeć, drzwi się zamknęły a nad zabrali korytarzami do jakiegoś innego pokoju, który wyglądał zupełnie jak poczekalnia u jakiegoś lekarza. Ja nie wiem albo ktoś tu prowadzi jakiś legalny interes albo ja jestem zjarany. Ochrona zajęła miejsce w pokoju przy drzwiach, dwójka została a dwójka wyszła, pewnie mieli ważniejsze rzeczy do robienia niż pilnowanie dwóch niesfornych młodych dorosłych. Starałem się coś dojrzeć przez zamgloną szybę u góry drzwi, lecz nieskutecznie.
- No i co żyrafo co widzisz dzięki tej swojej długiej szyi? – Zaśmiał się Hidde zajmując jedno z wielu krzeseł.
- Wyście. – Odparłem z uśmiechem rozrabiaki. Przyjacielowi od razu oczy też się zaświeciły.
Sięgnąłem do kieszeni spodni na co ochroniarze skupili swoje spojrzenia na mnie. Wyciągnąłem paczkę papierosów i pokazałem niewinnie co takiego szukałem.
- Papieroska? – Ochrona ja nie wiem wyglądała jakby jednak liczyła na jakąś akcje bo spojrzeli po sobie tylko i ani słowem się nie odezwali. No nic w końcu się doczekają. – A ty mój kochany przyjacielu?
- Oj ja jak najbardziej chętny jestem. – Chłopak podniósł się powoli opierając rękę na oparciu krzesła.
Nasz wzrok się spotkał i już wiedziałem, że oboje myślimy o tym samym. Zrobiłem zamach i rzuciłem w Hidde paczką z fajkami a ten jednym ruchem podniósł krzesło na którym chwilę wcześniej siedział i odbił ją tak, że poleciała w twarz jednego z ochroniarzy a w drugiego rzucił krzesłem. Podbiegłem do typa oszołomionego bliskością papierosów i szybkim ruchem uderzyłem jego głową o ścianę tak z parę razy aż wzrok mu się zamglił, w tym czasie Hidde zajął się drugim. Otrzepałem ubrania i podniosłem paczkę z podłogi. Odpaliłem papierosa, którego od razu pozbawił mnie przyjaciel, więc wziąłem sobie kolejnego.
- Musisz zacząć sam kupować sobie fajki.
Oboje zaśmialiśmy się w wiedząc, że nic takiego nie będzie miało miejsca i przeszliśmy nad leżącymi ciałami. Ciekawe jak im poszły negocjacje.
<Max, Elodie co tam u was? Ew Hidde z naszej perspektywy? :3 >
810 słów
Już wiem, że czytając wasze posty, będę miała zajebistą zabawę <3 Złoto
OdpowiedzUsuń