- Zoe zbieram się! – krzyknęłam pakując do plecaka potrzebne, oraz te totalnie niepotrzebne, graty. – Wrócę późno więc nie czekaj z kolacją – usłyszałam, że wyszła ze swojego pokoju więc spojrzałam w jej stronę. – I ogarnij proszę kuchnię jeśli będziesz miała chwilę.
- Uważaj na siebie – uśmiechnęła się delikatnie.
- To po prostu nocna zmiana w barze. Spokojnie – odwzajemniłam uśmiech. – Zamknij drzwi i nikomu nie otwieraj. Kocham cię! – i wyszłam zostawiając ją samą w mieszkaniu. Zanim zeszłam na dół nasłuchiwałam czy wykonała moje polecenie. Dźwięk zasuwanego zamka w drzwiach to był sygnał, że mogłam być spokojna. Zbiegłam po schodach ignorując smród roznoszący się po całej klatce. Kiedy wyszłam na ulicę było kilka minut po dwudziestej. Z Connorem umówiona byłam za niecałą godzinę. Ruszyłam więc w stronę umówionego miejsca. Wieczór był cholernie chłodny. Z plecaka wyciągnęłam czarną, zdecydowanie za dużą bluzę i wciągnęłam na siebie. Żeby chociaż trochę umilić sobie drogę ubrałam słuchawki.
W końcu doszłam do umówionego miejsca. Parking przy stacji benzynowej. Moją uwagę przyciągną czarny Mercedes. Wciągnęłam powietrze i głośno wypuściłam je nosem. Nie czekając na specjalne zaproszenie ruszyłam w jego stronę. Connor siedział w środku i czekał wciskając w siebie hot-doga. Otworzyłam drzwi i zajęłam miejsce pasażera.
- Siema Kocurze – mruknął z pełnymi ustami.
- Smacznego – westchnęłam głośno otwierając plecak. – Co dla mnie masz?
- W schowku – na polecenie czarnowłosego otworzyłam skrytkę, w której znajdowała się paczka z dużo mniejszymi woreczkami. Upchnęłam ją na dno plecaka. – Z tego co wiem ludzie z Carrein kręcą się po mieście więc na twoim miejscu bym uważał – w odpowiedzi tylko skinęłam głową chcąc dać mu znak, że zrozumiałam.
- Jutro o tej samej porze? – zapytałam wyciągając z ukrytej w plecaku kieszonki plik banknotów. Podałam go przełożonemu.
- Ta – wziął go i schował w kieszeni marynarki. – Powodzenia młoda – w odpowiedzi uniosłam rękę do góry na pożegnanie i opuściłam samochód. Wybrałam tę drogę co zawsze.
Przeszłam przez uliczki, gdzie czekali na mnie stali klienci. Od zwykłych bezdomnych, po dzieciaki, aż do biznesmenów szukających uciechy w substancjach psychoaktywnych. Tym razem coś poszło jednak nie tak jak chciałam. Będąc w jednej z uliczek zrobiło się zdecydowanie za cicho. Byłam już po pracy i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Głupia kurwa ja.
- Patrzcie. Piesek z Pangei – z zaułka między dwoma blokami wyszedł starszy mężczyzna trzymający w ręku broń. Zatrzymałam się, a moje serce momentalnie zaczęło walić jak wściekłe. Odwróciłam głowę chcąc rozejrzeć się za drogą ucieczki. Blokowało mi ją dwóch małolatów. – Dawaj co masz – z drżącymi rękami zdjęłam plecak jednak objęłam go mocno chcąc dać mu znać, że nie oddam. Jeśli to zrobię Connor własnoręcznie mnie zabije. Przychód z jednego dnia warty jest kilka tysięcy. Facet z gnatem zaczął niebezpiecznie zbliżać się do mnie. Kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa. Przełknęłam głośno ślinę. Chciałam się ruszyć ale moje nogi były jakby przytwierdzone betonem do podłoża. Mężczyzna przyłożył mi broń do czoła. Cała drżałam. Nie czekając aż sama puszczę o prostu wyrwał mi plecak. Wysypał całą jego zawartość, która go nie interesowała. Kasy nie znalazł. – Gdzie masz dniówkę? – warknął dociskając gnata mocniej. Zacisnęłam powieki.
- N-nie sprzedawałam d-dzisiaj – nie płakałam. Za dużo już łez wylałam. Po prostu bałam się o własne życie.
- Jak to kurwa nie sprzedawałaś?! – krzyknął uderzając mnie pięścią w brzuch. Nogi się pode mną ugięły. Uklęknęłam przed nim łapiąc się za miejsce uderzenia. Spojrzałam na niego od dołu. Było ciemno więc nawet nie byłam w stanie dojrzeć jego twarzy. – Pokażcie jej, że jednak kurwa sprzedawała – skinął do swoich towarzyszy. Jeden z nich złapał mnie za włosy i pociągnął tak, że upadłam na plecy. Zaczęli mnie kopać. Zasłoniłam twarz rękoma ale nic to nie dało. Byli dużo silniejsi. Nawet nie wiem ile to trwało. Kiedy odpuścili rzucili plecak koło mnie i po prostu odeszli spluwając w moją stronę. Nie mogłam się ruszyć. Bolała mnie każda część ciała. Z trudnością pozbierałam wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Bez zastanowienia napisałam do przełożonego z prośbą o spotkanie jeszcze dzisiaj. Chciałam pozbyć się gotówki tak szybko jak to tylko możliwe i wziąć dzień wolny. Zgodził się, a nawet zaproponował, że mnie odbierze. Czekałam pod tą ścianą. Nie byłam nawet w stanie podnieść ręki żeby wytrzeć krew spływającą po moich ustach. Mimo to jednak dałam radę sięgnąć po paczkę papierosów i zapalniczkę. Ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia jednak potrzebowałam dużej dawki nikotyny. W końcu jednak, po kilkunastu minutach, które trwały dla mnie jak godziny zjawił się bardzo dobrze znany mi samochód. Podniosłam się i pokracznym krokiem ruszyłam w jego stronę. Connor nie był sam. Miejsce pasażera zajmował czarnowłosy mężczyzna. Otworzył okno.
- Oj kurwa. Wyglądasz tragicznie – nie byłam nawet w stanie odpowiedzieć Connorowi. Drżącymi rękami wyciągnęłam pieniądze z ukrytej kieszonki i oddałam facetowi siedzącemu bliżej.
- J-jutro biorę w-wolne – wydukałam. Każde wypowiadane słowo przyprawiało mnie o okropny ból w klatce piersiowej. Chciałam już odejść ale nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Nie zdążyłam niczego się złapać. Upadłam na ziemię i zanim straciłam przytomność usłyszałam głos Connora.
- Szefie odwiozę cię do domu i zabiorę Kocura do szpitala – to miłe z jego strony, że się tak troszczy o swoich ludzi. I to była ostatnia myśl przed tym jak straciłam przytomność.
<Zeno?>
855 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz