poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Od Lan Ho CD Rhysa

         Jest oczywiste, że można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało, za kimś, kogo się nie spotkało, lub za czymś, czego się nigdy nie poznało. Możesz tęsknić za własnym życiem, widząc, że przemknęło obok ciebie.

- Jonas Gardell, Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. Miłość


        Ten przemiły facet, który dał sobie za nią obić mordę, najwidoczniej łaknął większej ilości wrażeń. Czy mogła mu je zapewnić? Oczywiście, przecież należała teraz do mafii. Nie była jeszcze pewna, czy chce kontynuować tą znajomość, ale z pewnością przeszkodą było to, iż nie posiadała smartfonu. Zeno dzwonił na telefon stacjonarny apartamentu, zakładając, że nie wyściubi nosa za próg. Mając odrobinę wiedzy na temat tego, do czego jest zdolna - zablokował drzwi kodem. Nie znał jej jednak na tyle dobrze, by wiedzieć, że znajdzie sposób, by uzyskać ten niezbyt skomplikowany kod dostępu: wystarczyło wpisać jej datę urodzenia. Mafios, mimo stworzenia dobrze prosperującej firmy oraz siatki kryminalnej - bywał zaskakująco przewidywalny. Można powiedzieć, że dzięki jego przywiązaniu do zmarłej Leah, rozumiała odrobinę jego myślenie i mogła czasami nawet przewidzieć, co go zdenerwuje, a co ucieszy. Rhys był dla niej obcy, poznała go dziś - co mu chodziło po głowie? W jaki sposób chciał ją wykorzystać? Rozgoniła czarne myśli.
Nie każdy na tym świecie chce cię tylko wykorzystać, opanuj się Lan Ho Choi. Pozwól sobie na bycie normalną. Ale nie była normalna i nie było sensu udawać, że jest inaczej.

Złapała mężczyznę na tym, że wpatruje się w jej niecelowo wyeksponowany dekolt - schlebiało jej to.
Nachyliła się bliżej w jego stronę i odbierając mu szklankę z whiskey, wzięła potężny łyk.
- Z chęcią. Tak się jednak składa, że nie posiadam komórki.
- Zabawna jesteś, nikt w dzisiejszych czasach nie mówi "komórka". - zauważył trafnie
- Często mówią mi, że jestem starej daty - uśmiechnęła się lekko.
Przeczesała wzrokiem parkiet, na którym bujało się kilka par w rytm piosenki Jessie Ware o chwytliwym tytule "Say You Love Me". Kto by pomyślał, że w tak odjechanym klubie grają takie kawałki?
- Odprowadziłbym cię, ale... - spojrzał w stronę wysokiego bruneta, którego Lan Ho kojarzyła z tego, że chciał jako pierwszy przyłożyć jej niedoszłemu gwałcicielowi.
Stał przy drzwiach, nakładając na siebie skórzaną kurtkę, pozostali byli już odziani i  konwersowali przy ścianie, towarzystwo zbierało się do wyjścia z klubu.
- A w sumie wiesz co - jego głos wybił się ponad muzykę, wyrywając dziewczynę ze stanu otępienia - Chętnie to zrobię. Chodźmy. - bez pytania wziął jej sweter z oparcia stołka barowego i rozłożył go, trzymając za kołnierz.
Uśmiechnęła się uprzejmie i wsunęła ręce do środka, z ulgą przyjmując przyjemne szuranie po ramionach. 
        Gdy wyszli na zewnątrz, brytyjska pogoda ich nie zaskoczyła - silny wiatr niemal zmiatał pijanych ludzi z chodnika. Rhys stwierdził, że Choi będzie za zimno w samym swetrze, pomimo protestów po chwili ubrana była w jego kurtkę. O tej godzinie szansa na złapanie taksówki graniczyła z cudem, tym bardziej, że był dzisiaj bank holiday. Nawet stolica Wielkiej Brytanii musi kiedyś odpoczywać. Zrezygnowani ruszyli na własnych kończynach w kierunku, z którego - na ich nieszczęście - wiał wiatr. Kobieta nie lubiła niepotrzebnego dotyku, musiała jednak złapać go za ramię, żeby się nie przewrócić.
Prowadził ślepy kulawego*, pomyślała, walcząc o zachowanie równowagi z upojeniem alkoholowym
Rhys zadawał jej proste pytania, takie jak "skąd pochodzisz", "co cię sprowadza do Londynu". Gdy usłyszał, że przyjechała na pogrzeb siostry, przeprosił ją i milczał przez dobry kilometr drogi. Całe to wyjście z apartamentu miało na celo oderwanie jej myśli od śmierci Leah, znów jednak skończyła z myślami krążącymi tylko wokół tego zdarzenia.
- Niektórzy mówią, że nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało - zaczęła, wpatrując się w swoje stopy
- Tak mówią tylko tchórze lub głupcy - dodał, jakby czytając jej w myślach.
Miała dokładnie takie samo zdanie. Od czego jest w końcu wyobraźnia? To ona, wraz z tą tęsknotą, pcha ludzi do realizowania marzeń, do działania, odkrywania. Mogła nie znać Leah, ale mogła sobie ją wyobrażać w każdym skrawku życia: jak parzy herbatę, jak razem wybierają dla niej suknię ślubną, jak Zeno sili się na bycie miłym wobec niej przez wzgląd na narzeczoną. Tak bardzo pragnęła, by wszystko to, wraz z cholernym mafiosem, zmaterializowało się przed nią.
Przyśpieszyli kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się za ciepłymi murami bloku. Rhys chciał odprowadzić ją aż do samych drzwi mieszkania, jeszcze przed parterem jednak zatrzymał się, wpatrując się w jakiś punkt za otwartymi drzwiami piwnicy.
- W sumie to powinienem już iść - powiedział szybko, wyciągając telefon - Mam nadzieję, że nic złego nie spotka cię w drodze na drugie piętro.
        Kilkanaście sekund po tym, jak wyszedł przez szklane drzwi, wciąż wpatrywała się oniemiała we framugę, stojąc na pierwszym schodku. Miała cichą nadzieję na to, że wejdzie z nią do środka na drinka, a skończą nadzy w sypialni. Może nie jestem tak atrakcyjna, jak mi się wydaje, pomyślała, zdejmując obcasy
- Damn it, od dzisiaj nie piję. Tylko joga i woda. - powiedziała do szklanki wypełnionej przypadkową wódką, którą znalazła w lodówce.
Wzięła łyk, który miał być jej ostatnim. Przynajmniej ostatnim dzisiaj.
Miała szczerą nadzieję zasnąć w objęciach śniadych ramion, ale musiała tym razem zadowolić się przytulanką w kształcie owcy. Z żalem przypomniała sobie, że on nie wie nawet, w którym z pięciu apartamentów na piętrze ona mieszka - na pewno nie wróci. Z resztą, on był dla niej miły, a ona chciała go wykorzystać do uciszenia swojego bólu - to po prostu nie było fair. Może i lepiej, ze uciekł.


[Rhys?]
* autor: Ignacy Krasicki, Bajki i przypowieści, 1779 rok.


880 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz