Raz jeszcze spojrzałam w stronę mężczyzny, który tajemniczo zbliżał się do następnej grupki. Nie był to rzadki widok w tych okolicach. Jesteśmy w dużym mieście, i choć mogłoby się zdawać, że policja jest tutaj często, to po zmroku, kiedy wszystkie imprezy ożywają nagle jakby znikali. Nie można im się jednak dziwić, ostatni policjant, który chciał uchronić miasto przed handlarzami, zaginął, a jego ciało odnaleziono kilka dni później w jeziorze. To przykre. Sama nie jestem święta, ale szanuje rolę policji w naszym społeczeństwie, bez nich na ulicach panowałaby absolutna anarchia.
- Ja? - Spojrzałam na niego, kiedy byłam już na równych nogach - No gdzie, wiesz jak to szkodzi zdrowiu? - Zaśmiałam się.
- Alkohol nie? - Podniósł jedną brew z uśmiechem, na co pokazałam mu język z grymasem.
- Wątroba jest narządem, który się oczyszcza, więc z tego co dzisiaj
wypiliśmy nie będzie śladu po 2 tygodniach, bo chyba nie jesteś
alkoholikiem no nie? - Tym razem to ja podniosłam jedną brew.
- Oczywiście, że nie - Przyłożył swoją rękę do piersi - Z ręką na sercu
mogę Ci to przyznać - Oboje lekko się zaśmialiśmy - To jak wracamy do
środka? - Zapytał, a ja spojrzałam na swój zegarek. Była... Chyba 2, nie
byłam w sumie pewna, cyferki zaczynały mi skakać w oczach, mimo iż nie
wypiłam dużej ilości alkoholu, to na mają głowę było to już
wystarczająco.
- Chyba jednak wrócę do domu - Przetarłam wierzchnią stroną dłoni oczy,
mając nadzieję, że lepiej zobaczę wtedy małe cyferki. - Nie widzę, która
godzina - Zaśmiałam się sama do siebie, nie wiedząc nawet czy chłopak
słyszał moje ostatnie zdanie.
- Jest 2.15 - Z uśmiechem opuścił moją dłoń, widząc jak próbuje się dopatrzeć godziny - Zamówię nam taksówkę.
- Po co taksówkę? - Zapytałam zaskoczona - Mieszkam blisko, tam -
pokazałam jeden kierunek, ale nagle się odwróciłam w zupełnie przeciwny -
a nie jednak tam, no tak czy inaczej bardzo blisko - Machnęłam ręką.
- Mam wątpliwości, czy dojdziesz tam sama, zwłaszcza, na tych szpilkach - Skrzyżował ręce z uśmiechem.
- No to patrz teraz - Zaczęłam dawać powolne kroki przed siebie,
starając się zachować równowagę, zrobiłam dosłownie z 10 kroków, a
zdążyłam się dwa razy potknąć, na szczęście ani razu się nie
przewróciłam.
- Jak nie chcesz taksówki, to chodź chociaż tak - Pokręcił rozbawiony
głową kucając przede mną - Dalej wskakuj, długo w takiej pozycji nie
wytrzymam.
- Zwariowałeś - Pokręciłam głową, jednak opcja, żeby tak wrócić do domu
nie była najgorsza, trochę niezgrabnie wskoczyłam na jego plecy, a on
trzymając mnie za nogi podniósł się i zaczął iść w stronę ulicy. Ręce
owinęłam wokół jego szyi i przyłożyłam głowę do pleców. Był ciepły,
miły... i te piękne perfumy. Powiedziałam mu mniej więcej gdzie
mieszkam, po drodze opowiadając co gdzie jest, jednak mój głos robił się
coraz to bardziej senny, a mówiłam tylko po to, żeby w ogóle mówić i
nie usnąć. Rhys nawet wszedł na moje piętro i postawił mnie na ziemię
dopiero przed moimi drzwiami.
- Jesteśmy, dobrze że jesteś lekka, to nic mi nie strzeliło - Zaśmiał
się, patrząc na mnie. Oparłam się plecami o drzwi i również na niego
patrzyłam.
- Dziękuje za transport, mogłabym tak wracać do domu po każdej imprezie -
Również cicho się zaśmiałam nie chcąc budzić sąsiadów.
- Masz telefon? - Zapytał, a ja jakby przestraszona zaczęłam
przeszukiwać wszystko, ale był na swoim miejscu razem z pieniędzmi i
kluczami. Pokazałam mu go z uśmiechem, lecz nim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć zabrał mi go, i wpisał swój numer telefonu. - Gdyby coś się
działo to zadzwoń, widziałem kilku nieprzyjemnych typów tutaj.
- Spokojnie, tutaj znam wszystkich - Zaśmiałam się - Patrzyli na Ciebie
spod byka bo szedłeś ze mną, ale okej, powiedzmy że jak będę w
tarapatach to będę dzwonić - Schowałam telefon na jego miejsce i
patrzyliśmy na siebie chwilę w ciszy - Fajny jesteś, ale ja nie jestem
łatwa, nie zaproszę Cię do siebie - Ponownie się zaśmiałam, wyciągając
klucze od mieszkania.
Rhys?
614 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz