poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Od Rhysa CD Lan Ho

 Może nie udało mi się zdobyć numeru dziewczyny, lecz przynajmniej miałem szansę ją odprowadzić. Nie chciało mi się za bardzo wierzyć, że nie posiadała czegoś takiego jak komórka. To przecież nierealne, aby w tych czasach jej nie posiadać. Już nawet dzieci w wieku przedszkolnym mają swoje telefony, a czasami i jeden to za mało. Nie drążyłem jednak tematu. Widocznie miała powody, by mi nie ufać. W końcu poznaliśmy się ledwie kilka minut temu. Byłem tylko przypadkowym kolesiem, który troszkę pomógł jej odprawić niemiłe towarzystwo. To wszystko.

Przez całą drogę cieszyłem się bliską obecnością Arielli, szczególnie, gdy ona sama wręcz się we mnie wtulała. Chłodny wiatr wiejący w naszą twarz dał mi możliwość zaproponowania jej swojej kurtki. Nie mogłem przecież pozwolić, by dama zmarzła. Potrafiłem odpowiednio się zachować, musiałem pokazać się od tej czarującej strony. Po drodze rozmawialiśmy na niezobowiązujące tematy. Dopiero później, gdy dowiedziałem się jaki był powód przyjazdu Azjatki, a była to śmierć jej siostry, zrobiło się troszkę niezręcznie. Nie chciałem zabić atmosfery, więc postanowiłem się przez dłuższą chwilę nie odzywać, by bardziej tego nie pogorszyć.

Przyspieszyliśmy nieco kroku, by znaleźć się szybciej na miejscu. Zapowiadało się, że jeszcze nie będziemy musieli się rozstawać. Miałem nadzieję zwiedzić jej mieszkanie, szczególną uwagę poświęcając sypialni, rzecz jasna. Kobieta była atrakcyjna, co nie umknęło mi uwadze przy pierwszej minucie naszego spotkania. Nawet z krwawiącym nosem, pochylający się nad umywalką potrafiłem dostrzec jej urodę. Noc zapowiadała się naprawdę dobrze. W głowie już miałem plan, jak to wszystko rozegrać, ale nie przewidziałem jednego. Zanim zdążyłem udać się z Ariellą na górę, zobaczyłem dziwny symbol za drzwiami, prowadzącymi prawdopodobnie do piwnicy. I może faktycznie bym się jakoś specjalnie tym nie przejął, gdybym nie kojarzył skądś tego symbolu. Widywałem go nie raz w różnych miejscach na mieście, zanim jeszcze wstąpiłem do Carrein.

Czułem, że mogę uwikłać się w jakieś bagno, wchodząc do tego budynku. Co, jeśli to jakaś zasadzka? Może w ten sposób działała wroga mafia. Kusiła pięknymi kobietami, które sprowadzały członków konkurencji i zabijała? To było bardziej niż możliwe. Wciąż wpatrując się w ten symbol,  odruchowo złapałem za komórkę. Przez myśl mi przeszło, czy w ogóle zdołałbym wybrać numer do Travisa czy Vincenta, zanim ktokolwiek mnie zastrzeli. Obejrzałem się nerwowo za siebie. Czułem, jak alkohol z mojego organizmu magicznie wyparowuje, przywracając mi logiczne myślenie.

Spojrzałem przelotnie na Ariellę. Patrzyła na mnie zdziwiona tą reakcją. Powoli zacząłem się wycofywać. Wytłumaczyłem, że powinienem już wracać. Starałem się, abym brzmiał normalnie. Nie mogłem przecież dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.

Oddalając się coraz bardziej od tego miejsca, zaczynałem żałować, że ta noc skończy się w taki sposób. Dlaczego bycie w mafii było aż tak skomplikowane? Ciągle musiałem uważać na to, co robię, bo każdy czyn mógł przynieść odmienny skutek. Budziłem się każdego dnia z myślą, że ten dzień może być moim ostatnim. Trochę tęskniłem za tą ,,normalnością". Pracowałem w cukierni, czy tak mi było źle? Oczywiście... chodziło o pieniądze. Potrzebowałem ich, dużo, bardzo dużo kasy na leczenie młodszego brata. Zdrowie i życie rodziny ponad wszystko, dla niczego innego nie dałbym się wplątać w ten przestępczy świat.

Myśli kłębiące się w mojej głowie nie pozwoliły mi szybko zasnąć. Męczyłem się, wiercąc na łóżku. A mogłem być kilkanaście kilometrów stąd, zaplątany we wspólnej pościeli z piękną dziewczyną, wtuloną w mój bok. Co za strata...

Następnego dnia postanowiłem zbadać tą sprawę. Musiałem zdobyć jakieś dowody, coś, co mógłbym przedstawić Vincentowi i w jakiś sposób na tym zarobić. Ostatnio dawał mi idiotyczne zlecenia za które otrzymywałem śmieszne pieniądze. Potrzebowałem więcej gotówki, a tak się składało, że być może znalazłem na to sposób.

Jeszcze przed południem podjechałem samochodem w tamtą okolicę. Miałem nadzieję, że nie pomyliłem drogi, nie byłem aż tak pijany, choć przyznam bez bicia, że odrobina wydarzeń z wczorajszego wieczoru gdzieś mi umknęła. Ariella za to siedziała cały czas w mojej głowie. Wysiadłem z samochodu, postanawiając zakraść się bliżej budynku. W ręku trzymałem telefon, tak na wszelki wypadek. Nie musiałem długo czekać. Kilka minut stania i obserwacji się opłaciło. Przed budynkiem pojawiła się Ariella. Chyba na kogoś czekała. Pod samo wejście podjechał czarny samochód, z którego wyszedł jakiś facet. Zanim samochód odjechał dalej, ta dwójka udała się do środka budynku. Rozejrzałem się raz jeszcze po okolicy i po odczekaniu kilku minut, ruszyłem za nimi. Nie powiem, okropnie się stresowałem. Ciągle miałem wrażenie, że ktoś mnie przyłapie na szpiegowaniu i będzie po mnie. Pewnie zastrzelą bez mrugnięcia okiem, a ciało wyrzucą do najbliższej rzeki lub porzucą w lesie, jak im wygodniej. Będą się zastanawiać nad tym później.

Wchodząc po schodach, doszedłem do wniosku, że nie wiedziałem który apartament należy do Arielli. Było ich tu z pięć. Przekląłem pod nosem, znów panicznie rozglądając się po otoczeniu. Zdecydowanie nie nadawałem się do tej roboty. Brakowało mi doświadczenia i być może nieco większej odwagi. W końcu byłem tylko zabawnym cukiernikiem, nie mordercą z krwią na rękach.

Wybrałem jedne z drzwi i podszedłem bliżej. Przyłożyłem ucho do drewnianej powłoki, przysłuchując się. Liczyłem, że coś usłyszę, cokolwiek, co zdradzi mi, kto jest właścicielem tego mieszkania.

- Zmusiłeś mnie do dołączenia do Pangei! Nie prosiłam się o to! - usłyszałem głos należący do kobiety. Był nieco niewyraźny, ale zrozumiałem sens tych słów.

Miałem rację. Właśnie natrafiłem na ślad Pangei. Oni na pewno należeli do mafii. Oboje. Powinienem jak najszybciej opuścić ich teren, zanim się zorientują. Co, jeśli widzieli mnie i wczorajszej nocy? Pewnie obserwują swój obszar. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.

- Zgubiłeś się? - usłyszałem za sobą męski głos.

Natychmiast wstrzymałem powietrze, a serce zaczęło szybciej bić ze strachu. Za bardzo skupiłem się na podsłuchiwaniu niż na sprawdzaniu otoczenia. Mój błąd. I prawdopodobnie mój trup.

Powoli odwróciłem się przodem do jakiegoś osiłka. Ubrany był w ciemne ciuchy, a jego skórę zdobiły liczne tatuaże. Miał nieprzyjemny wyraz twarzy, samym wyglądem przerażał. Należał do tych typków z którymi się nie zadziera. Jednym słowem miałem przechlapane. Przełknąłem nerwowo ślinę.

- Ja... ja przyszedłem - powiedziałem, idiotycznie sklejając zdanie. - Ja przyszedłem tu. Do Arielli, konkretnie.

Zapewne wyszedłem na totalnego idiotę, ale co miałem do stracenia? Może weźmie mnie za zwykłego, nic nie znaczącego, a na pewno nie powiązanego z żadną mafią gościa? Gościa, który nie wiedział w co się pakuje i znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.

- Jesteś jej... bratem? - zapytałem, co stanowiło już gwóźdź do mojej trumny. Przecież Ariella była Azjatką, a ten dryblas w żadnym calu nie mógłby być z nią spokrewniony. Totalna żenada. Mogłem tylko iść i skoczyć z okna.

- Bratem? - zapytał szczerze rozbawiony, unosząc w zdziwieniu brew. Zapewne nie spodziewał się tak idiotycznych słów, jakie wyszły z moich ust.

Po chwili zaczął się śmiać. I nie, to kompletnie nie pasowało do sytuacji. Mnie wcale nie było do śmiechu. Założę się, że byłem blady jak trup, którym niedługo będę. Jeszcze trochę, a mój zawał ubiegnie jego naciśnięcie za spust, bo na pewno miał broń. Coś, co wystawało spod jego bluzy na pewno nią było.


Lan? Zeno?

1136 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz