poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Od Rhysa CD Taigi

Spędziłem naprawdę miłe popołudnie z Taigą. Była ciekawą osobą i szczerze żałowałem, że musieliśmy już się rozejść do swoich obowiązków. Najchętniej przeciągnąłbym nasze spotkanie o kolejną godzinę czy dwie. Gdyby tylko nie ten telefon... Po skończeniu jedzenia mógłbym ją zaprosić na krótki spacer do pobliskiego parku, aby móc dalej rozmawiać. Chciałem ją poznać bliżej, intrygowała mnie.

Nie mając już żadnych planów, zacząłem wracać do domu. Jechałem powoli samochodem, nigdzie się nie spiesząc. Dziś miałem wolny dzień od cukierni. Liczyłem, że może w końcu ogarnę nieco w mieszkaniu, bo ostatnio zaniedbałem porządki. Nigdy jakoś szczególnie nie przepadałem za sprzątaniem. Wolałem gotować czy wypiekać ciasta, a późniejsze mycie tych wszystkich naczyń było dla mnie udręką. Robiłem to na co dzień, ale nie sądziłem, bym kiedykolwiek to polubił.
Znajdowałem się już na swojej ulicy, gdy zadzwonił telefon. Zatrzymałem się na poboczu, by zobaczyć kto dzwoni. W pierwszej chwili miałem nadzieję, że to Taiga. Być może jej plany się zmieniły i jednak chciała kontynuować spotkanie? Uśmiech z mojej twarzy tak szybko zniknął, jak się pojawił. To nie ona dzwoniła. Skrzywiłem się, akceptując połączenie.
- Jest robota, przyjeżdżaj - usłyszałem męski głos. - Adres prześlę ci w wiadomości.
Po tym się rozłączył, a po chwili doszedł esemes. Zerknąłem na niego i głośno westchnąłem. Okazało się, że prawdopodobnie będę musiał podwieźć tym durniom tyłki. Ostatnimi czasy robili ze mnie darmowy środek transportu. Żeby jeszcze ktokolwiek zwracał mi za paliwo przy każdej akcji, kiedy musieliśmy gdzieś pojechać. Wymamrotałem ciche przekleństwo, rzucając telefon na siedzenie obok. Zawróciłem i ruszyłem pod wskazany adres.
Na miejscu czekało na mnie już dwóch mężczyzn. Greg we własnej osobie z jakimś łysawym typem. Tego drugiego nie kojarzyłem, być może za krótko byłem w Carrein, by wszystkich poznać chociażby z wyglądu. Obaj palili papierosa, prowadząc leniwą rozmowę. To Greg jako pierwszy mnie zauważył. Rzucił papieros na ziemię i zadeptał butem. Podszedł do samochodu, wołając kompana.
- Dość szybko przyjechałeś, młody - usłyszałem pierwsze co, kiedy tylko Greg władował się do samochodu, podając mi najpierw dłoń, a potem moją komórkę, by na niej nie usiąść.
Odebrałem od niego swoją własność, zerkając w lusterko, aby sprawdzić, czy drugi pasażer zajął swoją miejscówkę. I pomimo tego, że Greg pozbył się tego śmierdzącego paskudztwa, jego kumpel o tym ani myślał. Strzepał popiół wprost na moją nową wycieraczkę i chodniczek. Poczułem, jak żyłka na czole zaczęła mi pulsować. Niczego tak bardzo nie nawidziłem, jak dymu papierosowego. Okropnie mnie drażnił.
- Wyrzuć to gówno z mojego auta - powiedziałem, nerwowo zaciskając lewą dłoń w pięść.
- Co? - zapytał mało przytomnie typek, zaskoczony, że do niego kieruję swoje słowa.
Greg zaczął się głośno śmiać, odwracając twarz do swojego kumpla. Był rozbawiony tą sytuacją. Ostatnim razem wywaliłem go z samochodu, kiedy nie chciał zastosować się do mojej prośby. Jak widać pamiętał, że z papierosem nie będzie mógł nigdzie pojechać. Szkoda tylko, że nie uprzedził o tym łysego typka.
- Dobra, John zgaś peta, bo ta księżniczka nigdzie się nie ruszy - odezwał się w końcu Greg, posyłając mi rozbawione spojrzenie. - Jesteśmy już spóźnieni i nie chce mi się znów kłócić.
- Masz jakiś uraz z dzieciństwa, czy co? - zapytał John z wyrzutem, wyrzucając po chwili papierosa.
- Nie mam żadnego urazu z dzieciństwa - warknąłem zły jego głupim pytaniem. - Zamknąć się. To gdzie jedziemy?
- Kazałeś nam się... - zaczął Greg, lecz szybko mu przerwałem.
- Adres - ponagliłem.

- Tam gdzie ostatnio załatwialiśmy broń, kochasiu - powiedział, rozwalając się wygodniej na siedzeniu. - Będzie tam ta ładna laleczka, z którą się dziś spotkamy. Musiało mu chodzić o Taigę. Przecież żadnej innej dziewczyny wtedy z nami nie było. Lekko uśmiechnąłem się na tą myśl. Z już lepszym humorem ruszyłem z miejsca. Dojechaliśmy pod wskazany adres po kilkunastu minutach. Powolnym krokiem skierowałem się za mężczyznami. Nie powiedzieli mi nawet jaki cel miało to spotkanie. Sam też nie pytałem. Zwykle wykorzystywali mnie jako szofera, a do interesów miałem się nie mieszać. Mi to odpowiadało.
- Jesteśmy - odezwał się Greg, zatrzymując się przy grupce ludzi, którzy ich powitali.
- Spóźnieni o kilka długich minut - odezwała się Taiga, wyłaniając zza mężczyzn.
- Musisz wybaczyć, ślicznotko. Młody jechał jak stara babcia - powiedział Greg, posyłając jej swój obrzydliwy uśmiech.
Przewróciłem na to oczami. Jaszcze miał specjalne wymagania. Kiedy wzrok Taigi padł na mnie, lekko się uśmiechnąłem.
- Najpierw interesy - odezwał się rzeczowo John.

Taiga?

693 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz