Kiedy myślałem, że gorzej być już nie może, drzwi od apartamentu się otworzyły. Wciągnąłem powietrze, na dłuższy moment przestając oddychać. Ta cała sytuacja była chora. Po jaką cholerę tu przychodziłem? Mało mi było wrażeń? Jak zwykle musiałem się w coś wplątać.
Zupełnie nie spodziewałem się zobaczyć jakiegoś mężczyzny w tym mieszkaniu. W dodatku nie w pełni ubranego. Wyglądał, jakby przed chwilą dopiero co wstał z łóżka. I prawdopodobnie tak było, sądząc też po czarnych włosach będących w nieładzie. Za drzwiami, gdy zostałem nakryty, słyszałem jedynie kobiecy głos, ten należący do Arielli. Spodziewałem się tylko jej w tym mieszkaniu. Czyżby miała już kogoś? Jej zachowanie w klubie wskazywało na coś innego, lecz pewnie to ja coś przekręciłem. Byłem już dość podpity, z kumplami nie mieliśmy zahamowań.
Spróbowałem wykręcić się jakąś wymówką. Naprawdę wolałem stąd odejść i nigdy nie wracać. Już nawet zapomniałem, jaki był prawdziwy powód mojego przyjścia tutaj. Facet jednak nie dał mi tak łatwo uciec, a wręcz zaprosił do środka mieszkania. I dokładnie w tej chwili czułem się jakbym wchodził do jaskini lwa. Co dobrego mogło mnie tam spotkać? Zabiją, jak nic. Ciekawe kto zajmie się moimi zwłokami. Czy ktokolwiek będzie mnie szukać, ktoś będzie się martwić nagłym zniknięciem oprócz mojej rodziny? Szczerze w to wątpiłem.
Byłem nieźle skołowany, słuchając na przemian wyjaśnień tego faceta i dziewczyny. Do tego jeszcze dołączyła kolejna kobieta, co całkowicie zbiło mnie z tropu. Chyba natrafiłem na jakieś zabranie mafii czy coś. Bo co by tu wszyscy robili? Mieszkali razem? Podejrzewałem raczej, że pozostałe apartamenty należą do pozostałych członków.
Odrobinę się uspokoiłem, kiedy mężczyzna opuścił salon w celu ubrania się i mogłem zostać z Ariellą sam na sam. Starałem się przekonać ją, że pojawiłem się tu z tęsknoty i ogromnej chęci ponownego spotkania. Zachowywałem się, jakbym miał żal do niej, że nie powiedziała mi o swoim ,,mężu". Tak, w tę ich wymówkę nie potrafiłem uwierzyć. Robiłem wyrzuty, że dała mi fałszywą nadzieję na poznanie się bliżej. Moje usta co chwilę opuszczały jakieś słowa, gadałem z nerwów, chcąc jakoś dać sobie czas, by się uspokoić. Wciąż było mi lekko niedobrze i gdyby nie powaga sytuacji, zacząłbym krzyczeć jak jakiś wariat.
Dłużej już nie musiałem udawać, bo poczułem pistolet tuż przy swojej głowie. Tego było za wiele, nawet jak dla mnie. Spanikowany uniosłem wysoko ręce nad głowę, prosząc, aby nie strzelał. Na raz w mojej głowie pojawiło się tysiące myśli. Co teraz? Jak mam przekonać ich, by mnie nie zabijali? Czy strzał w głowę bolał? Co zrobią ze zwłokami? Kim była Lan Ho?
- Gadaj, zostały ci dwie minuty - powiedział zniecierpliwiony długą ciszą, jaka zapadła.
Wciąż czułem chłód lufy pistoletu wycelowanej w tył głowy. I to wcale nie pomagało mi w ułożeniu sensownych słów, które ocaliłyby mi życie.
- Odprowadzałem Ariellę to znaczy... Lan? Odprowadzałem ją wczorajszej nocy pod ten adres - zacząłem.
- Nie wszedłeś do środka, nie wiedziałeś który apartament jest mój, ani jak się tu dostać - zauważyła dziewczyna, obserwując mnie uważnie.
Czułem, jak na moim czole pojawiają się krople potu. Ręce bolały mnie od trzymania ich w górze, więc powoli je opuściłem. Chciałem się odwrócić, aby siedzieć twarzą do tego całego mafiozo, ale to był raczej zły pomysł.
- Zaraz odstrzelę ci łeb - odezwał się mężczyzna, niezadowolony z tego ruchu.
- Nie jestem uzbrojony - powiedziałem na swoje usprawiedliwienie, ale wcale ich to nie przekonało, więc z powrotem uniosłem ręce.
- Została ci minuta, sprężaj się - powiedział mężczyzna, powoli przechodząc w stronę siedzącej dziewczyny.
Teraz mogłem przynajmniej go widzieć. Pomimo tego, moje spojrzenie największą uwagę skupiło na broni w jego dłoni. Nie byłem ekspertem, by określić rodzaj tego pistoletu. Chciałbym jednak wiedzieć, co mnie załatwiło. Jeśli nie uda mi się odkręcić tej głupiej sytuacji, już nigdy nie będę mieć możliwości, by czegokolwiek się nauczyć.
- Nie wszedłem z nią do środka, ponieważ zobaczyłem symbol - powiedziałem, dłużej już nie zwlekając. Jeśli facet okaże się aż nadto słowny, będzie po mnie. - Symbol jaki widuje się czasem w zakamarkach na mieście. To chyba wasz symbol? Znaczy waszej mafii tak? Macie broń i w ogóle zachowujecie się jak mafiozi. Pomyślałem, że trochę powęszę, by mieć pewność.
- Jesteś wtyką, tak? Dla której mafii pracujesz? - zapytał mężczyzna, ani na chwilę nie spuszczając mnie z oczu.
- Nie jestem wtyką - powiedziałem od razu, kręcąc równocześnie głową. - Ja potrzebuję zarobić, muszę zdobyć dużą ilość pieniędzy. Taką, której nie zdołam zebrać pracując legalnie.
- Każdy tak mówi, łatwa kasa wszystkim się śni, naiwni...
- Jestem naprawdę zdesperowany, chodzi o moją rodzinę, brata. On nie może czekać - dodałem, widząc lekki uśmieszek na twarzy mężczyzny. Nie zwiastowało to niczego dobrego. Już po mnie. - Zaprowadźcie mnie do swojego szefa, chcę z nim porozmawiać. Na pewno mógłbym jakoś się przydać w tej mafii.
Zeno?
765 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz