Kiedy Elodie zgodziła się na towarzyszenie m w trakcie bankietu - nie ukrywam, spadł mi kamień z serca. Przynajmniej nie będę musiał męczyć się w towarzystwie kobiety, której kompletnie nie znam, a ojciec i matka na pewno nie zaakceptowaliby, gdybym w tym czasie siedział sam nawet jeśli pogrążony byłem w żałobie.
Nazajutrz z samego ranka i po szybkim prysznicu czym prędzej wsiadłem w samochód kierując się do swojego apartamentu. W tym momencie przypomniało mi się również o nienormalnej Lan, którą zostawiłem samą u siebie w domu. Prawdopodobieństwo, że mogło już z niego nic nie zostać przekraczało 70% jak nie lepiej, ale starałem się myśleć pozytywnie. Jak to możliwe, że ona tak bardzo różniła się od Leah i co sprawiło, że właśnie w ten sposób ukształtował się jej temperament. Sam nie wiem czy chciałem to sprawdzać czy też nie, bo dziewczyna już pierwszy dzień po poznaniu działała mi na nerwy.
Droga minęła bardzo szybko, a zanim się spostrzegłem jechałem już windą na jedno z wyższych pięter apartamentowca. Do środka wszedłem nie używając do tego zbytniej siły, bo nawet na klamkę naciskać nie musiałem. Jak lekkomyślną kobieta trzeba być by zostawić za sobą otwarte drzwi? A właściwie lekko uchylone i niedomknięte, bo otwarte to one nie były. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek mankamentów w wyglądzie tego miejsca, jednak na całe szczęście nic takiego nie zauważyłem. Wchodząc do sypialni moją uwagę na krótką chwilę przykuła śpiąca dziewczynę rozłożona niemal na całym moim łóżku. Dlaczego ja w ogóle na to pozwalam?
-Lan Ho, wstawaj. - powiedziałem stanowczo domyślając się, że moje wejście do pokoju musiało załamać jej ciężki sen i lekko ją wybudzić. Przynajmniej na tyle, by moje słowa do niej dotarły. Ja w tym czasie skierowałem się do swojej garderoby, by przebrać się w odpowiednie ciuchy do pracy - biała koszula, granatowy krawat i spodnie w bardzo zbliżonym kolorze. Moje outfity w trakcie pracy, a w trakcie pełnienia roli szefa gangu można by było wyraźnie podzielić na kolory tak swoją drogą.
-A co się dzieje? - usiadła przecierając oczy i bacznie obserwują jak zapinam koszulę guzik po guziku.
- Zawiozę cię do posiadłości moich rodziców. Chcę żebyś poznała resztę i ewentualne osoby, do których będziesz mogła się zwrócić o pomoc jeśli coś się będzie działo. - poprawiłem kołnierzyk, a ostatnim krokiem było przejrzenie się w lustrze czy aby na pewno wszystko do siebie pasuje. Dziewczyna nic więcej nie powiedziała - zebrała się z łóżka, wzięła parę rzeczy z szafy Leah i udała się łazienki prawdopodobnie żeby się ubrać i ogarnąć. Nie rozmawialiśmy za wiele, bo też nie mieliśmy o czym, a ja odnosiłem wrażenie, że jest kompletnie wycofana jeżeli chodzi o znajomość ze mną.
-Nie rozumiem Cię... - powiedziałam spokojnie kiedy dziewczyna bez jakichkolwiek słów podążała za mną do samochodu. Na to też w sumie nie otrzymałem odpowiedzi, choć sam nie wiem czy jakiejkolwiek się spodziewałem.Niech teraz ona domyśla się co tak właściwie chodzi mi po głowie.
Podjeżdżając pod dom Lydii (a raczej ruderę) - widziałem zdziwienie wymalowane na twarzy Lan, która bacznie obserwowała wszystko przez tylko, przyciemniane okno samochodu.
-To jest ta twoja willa? - prychnęła ironicznie, jednak w jej glosie słychać było również lekką kpinę. Czy chęć zrobienia mi jak najbardziej na złość to jej napęd życiowy? Bo takie odnosiłem wrażenie.
-Nie, ale jeśli nadal taka będziesz to ten zlepek ścian będzie niedługo twoim nowym domem. -postanowiłem pokonać ja dokładnie tą samą bronią, dlatego jak wychodziłem z samochodu rzuciłem w jej stronę delikatnym żarcikiem. Z kamiennym wyrazem twarzy naturalnie~
Pewnym krokiem udałem się do mieszkania Lydii i Zoe przy okazji zerkając jeszcze na godzinę. Był Poniedziałek godzina podchodziła pod 10, a że mieliśmy środek wakacji to też spodziewałem się, że drzwi otworzy nie kto inny jak Zoe. Nie myliłem się i gdy tylko nastolatka zauważyła przez wizjer powitała mnie z szerokim uśmiechem.
-Dzień Dobry Panie..
-Zeno. -podałem jej dłoń nadal stojąc w drzwiach. - Nie jestem jeszcze tak stary byś musiała zwracać się do mnie tak oficjalnie - rzekłem przypominając sobie jak poważnie jestem ubrany i ze w sumie oficjalna forma byłaby tu bardziej na miejscu. Ta nie czekając dłużej szybko popędziła po Lydie i wręcz wepchnęła ja na mnie.
-H-hej...? - wyraźnie zdziwiona moim tak wczesnym przybyciem popylała jeszcze w piżamce. -Dlaczego tak wcześnie?
- Spieszę się, bo na 13 mam klienta, więc muszę obrócić w tym czasie i jeszcze zdążyć z wami wszystkimi porozmawiać. Wyrobicie się w 15 minut? - ponownie zerknąłem na zegarek uświadamiając sobie jak ten czas zapierdala. Lydia jedynie skinęła głowa i już chciała zniknąć w głębi mieszkania, gdy na moment obróciła się jeszcze w moją stronę.
-Jak to MY? - wskazała palcem na Zoe, a potem na siebie. Myślę, że wyraziłem się dosyć jasno, dlatego nie komentowałem więcej i jedynie skinąłem głowa. Na ten gest młodsza dziewczyna wydała z siebie jakiś bliżej nieokreślony okrzyk radości i też zaczęła się szykować. Po kilkunastu minutach byliśmy już w drodze do następnej lokacji, jednak uprzednio musiałem napisać do Lukrecji kto aktualnie jeszcze jest w domu. Odpisała błyskawicznie jak to Luka, która żyje instagramem i mediami społecznościowymi, a informacje od niej pozwoliły mi mniej więcej ogarnąć jak to wszystko rozegrać. Pochłonięty przez własne przemyślenia kompletnie nie skupiałem się na rozmowie trzech dziewczyn siedzących z tyłu. Z jakiegoś powodu rozmawiały dość cicho zupełnie tak jakby nie chciały bym cokolwiek słyszał. Oczywiście gdyby jeszcze mnie to obchodziło to może bym zrozumiał.
•••
Po kolejnych dłużących się minutach przedzierania się przez Londyn stanąłem niemal pod samymi drzwiami kamienicy Justina i Elodie. Dobrze, że reszta dziewczyn została w samochodzie, bo nie spodziewałem się Justina w domu, a już tym bardziej takiej agresji z jego strony w kwestii mnie. Oczywiście domyślałem się, że chodzi o Elodie, ale kompletnie nie rozumiałem tego nieuzasadnionego ataku.
>>Tutaj polecam przeczytać opowiadanie Justina żeby wiedzie o jaką reakcję chodzi<<
- Rozumiem, że przeszkodziłem w jakiejś poważnej, rodzinnej wymianie zdań? - zerknąłem na zirytowanego Justina, który tylko prychnął i przekręcił oczami.
-Ja przynajmniej nie przystawiam swojej siostrze spluwy do skroni tak jak ty Hi... - i tutaj jego wybitnie nieodpowiedni dialog się urwał, bo chwyciłem gnojka za szmatu i ściągnąłem bliżej siebie.
-Radziłbym Ci myśleć nad tym co mówisz. - z lekka zdziwiony chłopak chwycił mnie za nadgarstek i ścisnął tak, bym dostał do zrozumienia, że czas go puścić. Z naszej bójki nie wynikłoby nic przyjemnego, a tym bardziej na oczach Elodie, która teraz nawet nie zdążyła odpowiednio zareagować. Nie zamierzałem dłużej się na nim skupiać skoro i tak zależało mi tutaj tylko na rozmowie z jego siostrą. Chłopak więcej się nie odezwał, jednak czułem, że to jeszcze nie koniec ekscesów i dużo więcej do powiedzenia będzie miał już podczas naszej rozmowy w willi.
- Jesteś w stanie teraz z nami pojechać? - skierowałem się bezpośrednio do dziewczyny
-Nami? Ktoś jest w samochodzie? - wyjrzała za mnie jakby co najmniej chciała dostrzec samochód co naturalnie było niemożliwe. Może po prostu sprawdzała czy za mną nikt nie stoi?
- Mam samochód przeładowany kobietami..-westchnąłem ciężko uświadamiając sobie w jakiej sytuacji bym się znalazł gdyby ktoś z moich pionków to zobaczył. Kobiety kobietami, ale żeby 4 na raz? xD Chyba jeszcze nie jestem na tym etapie umiejętności. - Raczej nie znasz żadnej z nich. Jedna to siostra Leah, o której ci mówiłem. Dwie pozostałe to Lydia i Zoe, które poznałem ostatnio w nieprzyjemnych okolicznościach, ale wyjaśnię Ci to potem bo czas nas goni. - ta nie kontynuując naszej rozmowy dalej od razu skinęła głowa i kazała Justinowi zając się kotem. Heh... jego mina kiedy dowiedział się, że zabieram Elodie, a jego zostawiam była bezcenna. Oczywiście dopowiedziałem na wychodne, że Hidden potem się po niego kopsnie i na pewno przekaże mu niezbędne informacje. W odpowiedzi dostałem tylko ciche mruknięcie.
•••
Po pół godzinie w końcu wszyscy byliśmy na miejscu, a ja dziękowałem bogu, ze udało mi się to okiełznać w taki krótkim czasie. Nawet już nie wjeżdżałem na podziemny parking posiadłości, bo zdawałem sobie sprawę, że za chwilę ponownie będę musiał wsiąść za kółko. Elodie nie była zdziwiona już widokiem ogromnego domu, jednak pozostała trójka z uwagą oglądała to dzieło - zwłaszcza najmłodsza Zoe wydawała się być podekscytowana.
-Mam zasadnicze pytanie: ile ty masz pieniędzy? - powiedziała nieco głośniej Lydia powoli krocząc w stronę drzwi wejściowych.
-Odpowiedź brzmi: dużo. - Lan ze swoim charakterystycznym ironicznym tonem wyprzedziła dziewczynę by pierwsza nacisnąć klamkę.
-To moich rodziców, nie moje. Po prostu używam tego jak ich nie ma.
-No... przecież nie mogłaby się zmarnować. - ponownie dokończyła moją myśl azjatka. Ona to chyba myślała, że ja celowo chwalę się sukcesami rodziców.
W środku przywitała je Lukrecja, która mimo wszystko z większym entuzjazmem zareagowała na dziewczyny. Ella zdecydowanie mocniej wycofana nie wychylała się za bardzo, natomiast Hidden malo nie spadł z kanapy widząc siostrę Lah.
-O żesz kurwa.. co to!? Znaczy... kto to!? -wypalił od razu zrywając się na równe nogi z pozycji siedzącej. Dużo nowych ludzi w nowym miejscu mogło zaowocować zgrzytami, ale sadząc po delikatnym przerażeniu Lydii nieco schowanej za mną, ona na pewno nie będzie sprowadzać problemów. Zoe poczuła się jak u siebie od razu wszystko oglądając, natomiast Luka za momencik pokazała jej pokój, w którym miała poczekać do momentu skończenia przez nas rozmowy, do której tak usilnie chciałem doprowadzić w jak największym gronie.
- O, ty to musisz być bratem Zeno. Jesteście całkiem podobni.. - podeszła bliżej niego solidnie się przyglądając i lustrując go wzrokiem.
- Podobni to my chyba jesteśmy tylko z faktu, ze oboje mamy bimbały między nogami. - westchnął teatralnie tak jakby został urażony. Kretyn jeden. Próbował przywitać się z dziewczyną przy okazji przedstawiając się, jednak gdy tylko wyciągnął rękę ta lekko się odsunęła dając do zrozumienia tym samym, ze nie chce by ją dotykał. Pierwsze wrażenie zajebiście Ci idzie Lan, jednak przyznać trzeba, że tekst Hiddena rozbawił nie tylko ją, ale i całe zebrane towarzystwo. Bycie idiota chyba jest w modzie.
Przyswajanie informacji o tym kto jest kim, przedstawienie wszystkich zajęło nam krótką chwilę, w której za chwilę uczestniczył również Max. Poproszeni do biura zajęli miejsca gdzie się dało, bo jednak trochę ich było. Mimo wszystko na szczęście kanap i foteli tam nie brakowało, a więc każdy się pomieścił.
-Wasz przydział na ten miesiąc. - wskazałem koperty leżące na biurku, które jak można się domyślać zawierały dosyć pokaźne sumy pieniędzy. Zazwyczaj, bo tym razem wyszło nieco biedniej. - Z moich żądań na ten czas... - zacząłem ponownie, a w międzyczasie rozłożyłem się na wygodnym fotelu biurowym - ... chcę żebyście w miarę możliwości wszyscy tu zostali przynajmniej przez jakiś czas. Oprócz mnie i Maxa, ewentualnie Hiddena i Justina wolałbym żebyście opuszczali wile tylko kiedy musicie, a jeśli już to starajcie na siebie nie zwracać za dużej uwagi.
-Coś się.. stało? - Lydia wychyliła się przed szereg, bo innym chyba nie spieszyło się do uzyskania wyjaśnień.
- Ostatnio wiele rzeczy, a ja nie będę się na ten temat rozwodzić. Macie zrobić to czego chcę, bo nie zamierzam odbywać kolejnych pogrzebów. - spojrzałem na wszystkich po kolei starając się zobaczyć jakiekolwiek emocje. Najbardziej niezadowolony zdecydowanie był Hidden, ale tego to jebać. - Za tydzień moi rodzice organizują bankiet, na który cała nasza trójka dostała zaproszenia, jednak od razu zostało nam tez powiedziane, że mamy zabrać swoich znajomych. To nawet lepiej, bo wolałbym nie tracić was z oczu dopóki wszyscy nie nauczycie się bronić. - rozdałem koperty dla tych, którzy zasłużyli, jednak z tego wszystkiego pominąłem Lan, która dopiero co do nas dołączyła. Sumy nie były ogromne, ale jako dodatek: wystarczające.
-A co z Zoe? - ponownie Lydia zabrała głos, a w tym czasie ja wróciłem do biurka i oparłem się o blat składając ręce na klatce piersiowej.
-Tutaj obie jesteście bezpieczne, a ja postaram się znaleźć tych, którzy Ci to zrobili. - w tym momencie zauważyłem, że moja drużyna światła zaczęła nieco bardziej przyglądać się poobijanej Lydii i chyba zaczęli rozumieć sytuacje. - Tobą zajmie się Lukrecja, a jak spróbujesz coś odwalić... to ja się tobą zajmę. - nieco groźniej wskazałem na Lan Ho, która udawała zdziwioną, jednak tak naprawdę prawdopodobnie domyślała się, dlaczego tak się zachowuje. Hidden słysząc zdanie 'ja się tobą zajmę' zagwizdał jak totalny przygłup i zaśmiał się głośno. Za dużo sobie wyobraża, ale po nim nie spodziewamy się niczego innego drodzy państwo. - A może ty chcesz jej pilnować, hmm? - zirytowałem się lekko słysząc to.
-A spierdalajże - machnął ręką - Jej nie trzeba raczej niańczyć i podsuwać cyca pod nos. Aczkolwiek ja mogę jej coś innego pod nos podsunąć, też z mleczkiem. - parsknął na co dziewczyny tylko przewróciły oczami rozumiejąc już chyba mój ton do tego przygłupa.
-Dotknij mnie, a raczki Ci ukręcę.. - warknęła azjatka, na co ten pochylił się w jej stronę, bo akurat los chciał że siedział tuż obok niej.
-Pff.. jeszcze będziesz błagała żebym nie przestawał..
-Cisza.. - warknąłem widząc jak ten oblech puszcza jej oczko. - Sprawy organizacyjne mamy za sobą, a teraz...- wyciągnąłem z kieszeni kluczyki od samochodu i rzuciłem je Elodie, następnie z drugiej kieszeni wyciągnąłem kartę bankowa, która poleciała w stronę Lydii. Obie mają dobry refleks i złapały niemal od razu delikatnie dziwiąc się na mój gest.
-Pierdolisz.. - Lukrecja widząc to nie mogła dowierzyć własnym oczom, ale widziałem, ze zapaliła sie w nich niegrzeczna iskierka.
-Chciałbym żebyście załatwiły dzisiaj kwestie sukienek na bankiet, biżuterię, fryzjera i makijażystkę ewentualnie. - wyliczałem - Lan, Lydia i Elodie: Lukrecja pomoże wam w doborze, gdybyście nie mogły sobie poradzić, a chłopakami zajmie się mój krawiec. Spróbujcie sprawić żebym nie został bankrutem i wyróbcie się do wieczora. - zmęczony już ta rozmowę przetarłem twarz - Pytania?
<Lydia, Lan, Elodie?>
2185 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz