Dopiero wstałem, a z samego rana już takie emocje? Dzień zapowiada się naprawdę cudownie biorąc pod uwagę, że nawet jeszcze nie kontaktowałem się z bratem, który teoretycznie z nas wszystkich miał obecnie najciężej. Opuściłem broń w geście miłosierdzia, a już za moment wyciągnąłem nabój i tak rozbrojoną spluwę wyłożyłem tu przed nim na stoliku. Śledził bacznie każdy mój ruch i przyglądał się czy czasem zza pleców nie wyciągnę większego kalibru
- Szefa mówisz? - oparłem się o komodę i przeczesując długą grzywkę zaśmiałem się cicho.- A ja na kogo Ci wyglądam? Na pionka? - lekko zirytowany tym, że nie mam nawet chwili spokoju nie byłem w stanie ukryć faktu, że dzisiaj jestem naprawdę niecierpliwym człowiekiem. Pytanie brzmi tylko po jakiego grzyba miałbym przyjmować nową osobę i wdrażać ją we wszystko
- Skoro jest taki przejęty tym wszystkim to sprawdźmy go trochę. - Lydia również przestała udawać. Zatrzymała się w drzwiach do kuchni i oparła o ich framugę zaraz potem składając jeszcze ręce na piersi. Imponowało mi jej opanowanie w tej sytuacji, bo uważałem ją za lekko spłoszoną łanie w takich momentach. Być może jeszcze za krótko ją znałem żeby oceniać cokolwiek. Widziałem też, że Lan kompletnie się nie odzywa, ale raczej nie ze względu na to, że nie chciała się wtrącać. Ani ja, ani ona nie potrafiliśmy nawzajem wyczuć swojego położenia sytuacyjnego co mogło zagrać tylko na naszą niekorzyść więc dziewczyna po prostu w tym momencie wolała siedzieć cicho.
-Nie ma teraz na to czasu. Musimy wracać do posiadłości moich rodziców i porozmawiać z resztą. - ruszyłem w stronę swojej sypialni żeby się w miarę ogarnąć. Wiecie: ubrać i ułożyć włosy żeby ludzie się mnie nie bali. Kazałem również Lan przez chwile przypilnować naszego gościa, a jeśli będzie jakkolwiek próbował kombinować - miała sprzedać mu kulkę w ramie lub piszczel. Tak żeby poczuł, ale za szybko nie zszedł z tego świata. Tak zwany strzał ostrzegawczy.
Gdy tylko zacząłem się ubierać do moich uszu doszedł nieprzyjemny dźwięk dzwonka. Co do cholery? Kto jeszcze? Zerknąłem na telefon i zdałem sobie sprawę, że nikt nie odpisał na moje wcześniejsze prośby, aby jednak kierowali się wprost do willi, a nie do mnie. Widzę, że moi ludzie bardzo lubią żyć na krawędzi. Już po chwili w wejściu przywitałem Maxa, Elodie i Justina. Nawet nie skomentowałem ich przybycia jak i całej sytuacji, ale wyjaśniłem im co tak właściwie dzisiaj zaszło i poprosiłem, by Justin zajął się Młodzikiem (Rhys). Ja w tym czasie musiałem wszystko ogarnąć do wyjścia, a w międzyczasie spróbować skontaktować się z Hiddenem, który jak zwykle ani nie odpisywał ani nie odbierał jebanego telefonu. Przysięgam, że dzisiaj podstawię ich pod ścianę i rozstrzelam jak kaczki.
•••
Dostanie się do willi w lesie nie zajęło nam długo, jednak musieliśmy ogarnąć to na dwa samochody, bo do jednego byśmy się przecież nie zmieścili. Ten nowy cały czas był pod stałym nadzorem, ale miałem wrażenie, że jest zbyt przerażony żeby próbować cokolwiek odwalić.
Wszystkich zaprosiłem do salonu, zamknąłem drzwi na zatrzask, a nowego poprosiłem na razie zaprowadzić do mojego biura razem z Elodie i Lydią. One i tak nie były winne tym zdarzeniom. Nie było ich przy tym, a nie chciałem by zbędnie słuchały reprymendy, która i tak ich nie dotyczyła. W międzyczasie wręczyłem też jasnowłosej Elci pistolet w razie potrzeby. Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, w którym wyczułem lekkie: 'nie bądź dla nich zbyt surowy'. Trzeba przyznać, że Elodie miała w sobie coś co powodowało, że zazwyczaj schodziłem z tonu, jednak teraz na szali postawione było życie mojego młodszego brata i być może nas wszystkich. Spojrzałem na pozostałych przelotem, a wzrok zatrzymałem dopiero na swoim drogim przyjacielu - Maxwellu.
-Nie patrz tak na mnie. Wiem, że miałem go pilnować, ale nie byłem w stanie nic zrobić.
-Mogliście zginąć. - warknąłem - Hidden ledwo kontaktował jak wczoraj go zabrali. - uniosłem nieco ton głosu, a kątem oka zerknąłem na reakcję Lan i Justina. Oboje patrzyli się w podłogę, a Justin wydawał się być kompletnie nie obecny. Może miał wyrzuty sumienia lub towarzyszyło mu jakieś inne przytłaczające uczucie?
- On jest dorosły, Zen. Nawet nie do końca pamiętam jak to się stało, a ty będziesz teraz obarczał mnie winą.
- Co najmniej. Wina leży po stronie was wszystkich. Wiesz jaka napięta atmosfera panuje. Gdyby sprawa dotyczyłaby Elodie sam byłbyś wkurwiony.
- Żenujące. - westchnął poirytowany Max - Nie mów mi, że ty zareagował byś inaczej jeśli chodziło by o Eli. - oparł się o oparcie fotela, a jego usta wykrzywiły się w cwanym uśmiechu. To posunięcie z jego strony było poniżej pasa i może dlatego też mnie tak zdziwiło. Ty gnoju jak możesz mówić takie rzeczy przy wszystkich? Zadawałem sobie takie pytania w głębi duszy, bo nie byłem już w stanie tego skomentować w sensowniejszy sposób. Widział, że nasza rozmowa jest już skończona więc bez zbędnego przeciągania wyminął mnie i skierował się prawdopodobnie do siłowni mieszczącej się w piwnicy.
- A z ciebie taki przyjaciel, że zostawiłeś go na pastwę losu? - rzuciłem luźno do Justina kierując się do swojego biura, gdzie już czekała na mnie Lydia, Elodie i Młodzik. Lan pobiegła za mną, a Justin jak mniemam skierował się do pokoju. Na razie chciałem by tu pozostali tak jak to przekazałem im kilka dni wcześniej. Cieszyłem się, że chociaż to są w stanie wykonać dobrze. Wszedłem do środka i od razu skierowałem się do biurka, o które następnie oparłem się i z góry spojrzałem na siedzącego przede mną mężczyznę. Elodie na moje skinienie zabrała dziewczyny na zewnątrz żebym ja w spokoju mógł porozmawiać.
-Jak widzisz dzisiaj nie należę do specjalnie cierpliwych. Powiedz mi coś osobie, kim jesteś, co robisz w życiu, jaki jest twój status społeczny i przede wszystkim co ty w ogóle potrafisz robić. Na co mi się przydasz?
<Rhys?>
Lan, Elodie i Lydia wy możecie coś pokombinować co robicie w tym czasie c:
932 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz