czwartek, 28 października 2021

Od Rosjanki CD Vincenta

 Dlaczego tak długo go nie było? Te parę godzin dłużyły mi się jak dni, od kiedy ten podający się za przyjaciela Vincenta facet wszedł do mieszkania. Pierwsze, co zrobił, to uderzył mnie otwartą dłonią w twarz - nie mocno, ale wystarczająco, bym zakręciła się wokół własnej osi i wpadła na lustro, które rozbiło się na tysiące kawałków. Teraz czeka mnie siedem lat nieszczęścia, począwszy od dzisiejszego wieczoru. Jeden z większych kawałków wbił mi się w wewnętrzną część przedramienia, ale nie było to nic poważnego, polało się więcej krwi, niż to wszystko warte. Potem pociągnął mnie za włosy pod gabinet, a ja wiedząc, jak ważne jest dla pana Harpera jego miejsce pracy dlatego, wyjęłam ze swojej ręki szkło i spróbowałam zamachnąć się na włamywacza. Wtedy zarobiłam cios w głowę z pięści. 
Zaraz, Vincent robi do mnie maślanek oczka? Ciekawe kiedy.
- Przepraszam, że zostawiłem cię samą - powiedział - Ale obiecuję, że to był ostatni raz.
Cała się trzęsłam, tak bardzo pragnęłam mu powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale żadne słowa nie chciały opuścić moich ust. Vincent wyciągnął rękę w moim kierunku, a ja wzdrygnęłam się i mocno zacisnęłam oczy. Gdy ponownie je otworzyłam, znajdował się w znacznej odległości ode mnie, miał bardzo smutny wyraz twarzy. Albo tylko mi się przywidziało, słabo widziałam, bo łzy nie chciały przestać ciec z moich oczu.
- To ja wpuściłam tego mężczyznę do mieszkania - otoczyłam się ramionami, kuląc jeszcze bardziej przy ścianie.
Syknęłam z bólu, moja rana wciąż tam była, nawet jeśli chwilowo o niej zapomniałam. 
- Chodź na dół, ułatwi nam to zmyślenie historyjki, ratownicy nie mogą zobaczyć tego bałaganu... - wstał, wyciągając w moim kierunku rękę. Naprawdę ceniłam to, że nie próbował mnie na silę dotknąć. Przyjęłam ją z lekkim wahaniem, a wtedy on płynnym ruchem złapał mnie pod kolanami i podniósł w górę. Z całych sił, jakie mi pozostały, objęłam jego szyję niczym imadło. Jego cenny garnitur z Gucci oberwał momentalnie świeżą krwią, ale zdawał się tym nie przejmować.
- Wezwałeś tu karetkę? - zapytałam, gdy byliśmy już w windzie, tak jakby dopiero to do mnie dotarło.
- Tak, ja...lekko spanikowałem - niemal uniosłam do góry brwi, gdy to powiedział - Oni się lepiej tobą zajmą, mów, że wpadłaś na lustro.
- A głowa?
- Co głowa?
- Dostałam w głowę...
Vincent rzucił pod nosem przekleństwa, których nie potrafiłabym powtórzyć. Chyba nie znam takich słów po angielsku. Usiadł ze mną na schodach na parterze i zaczął oglądać moją czaszkę ze wszystkich stron, odgarniając moje splątane włosy.
- Nic nie widać. Boli cię głowa? 
- Taaak....
- Czemu tak długo formułujesz odpowiedź?
- Co?
- Zadałem ci to pytanie prawie minutę temu. Cholera, masz objawy wstrząśnienia mózgu.
- Chyba zaraz zwymiotuje - zaczęłam wachlować się dłońmi, czując podchodzącą mi do gardła gulę.
Chwilę potem staliśmy przy koszu w kącie, Vincent trzymał mi włosy i głaskał mnie powoli po plecach, gdy ja niezbyt cicho zwracałam jedzenie. Nadbiegła ochrona budynku, ale gdy tylko Harper machnął na nich ręką, oddalili się udając, że niczego nie widzieli. Następne, co pamiętam, to przyjazd ratowników i pakowanie mnie na szpitalne nosze. Podróż i badanie przez lekarza pamiętam wyjątkowo dobrze, aż za dobrze - barwy były zbyt jaskrawe, obraz zbyt...wyraźny? Czułam się tak, jakby moje oczy złapały zbyt dużą ostrość. Uznałam, że świetnym pomysłem będzie powiedzenie im, że ogólnie cierpię na amnezję i niestety nic nie pamiętam, dzięki temu Harper będzie im mógł powiedzieć, co uzna za najlepsze. Ja nie czułam się na tyle stabilna, żeby być pewną, że nic nie sknocę. Nawet się nie wzdrygnęłam, gdy wbili mi igłę w dłoń - przywykłam. Nawet w pewnym sensie za tym cierpiałam. Nie musiałam martwić się jedzeniem, piciem wody, przyjmowaniem leków...wszystko podpinali mi w woreczkach, a ja tylko musiałam czekać, aż płyny przenikną w moje ciało. Vincent, którego obserwowałam już od jakiegoś czasu, skończył rozmawiać z lekarzem i wszedł do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi i zasłaniając zasłony. Widziałam też wcześniej, jak wciska mu w ręce plik banknotów. Pewnie po to, by nie pytał o moje imię i nazwisko.
- Powiedziałem im, że wpadłaś na lustro, a potem uderzyłaś w szafkę. Zabrzmiało wystraczająco wiarygodnie - usiadł na krześle wizytatora przy łóżku.
- Przepraszam pana, stwarzam same problemy.
- Nie pisałaś się na to, to ja cię do wszystkiego zmusiłem, więc nawet się nie tłumacz. I nie mów mi per "pan", bo się załamię, aż tak stary nie jestem - zaśmiał się, a ja stwierdziłam, że jest to najpiękniejszy dźwięk, jaki dziś usłyszałam.
- Ile właściwie masz lat?
- Dwadzieścia sześć. A ty? - zapytał, na co ja tylko wzruszyłam ramionami - No tak, wybacz, nie pamiętasz. 
- Myślę, że mógłbyś być moim ojcem - spojrzałam na niego poważnie.
- Chyba stepdad, u was w tej Rosji zachodzi się w ciążę w bardzo młodym wieku? Takie...dajmy na to, że dwanaście lat? - znów się zaśmiał, tym razem odsłaniając nieco swoje perliście białe zęby, których pozazdrościłby mu każdy model - Myślisz, że kiedyś sobie wszystko przypomnisz?
- Nie wiem, nie myślę o tym. A dla ciebie będzie lepiej, jeśli sobie nie przypomnę.
- Dlaczego tak uważasz? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Może mam jakąś rodzinę, z którą będę chciała się skontaktować, może nawet chłopaka czy coś.
Zauważyłam gniewny błysk w jego oku.
- Więc dopóki nie pamiętasz, nie przejmujesz się tym?
- Ciężko tęsknić za czymś, czego się nie zna. Na razie jestem tutaj i to się liczy.
Nastała między nami niezręczna cisza, którą nie przerwało wejście ani pielęgniarki, ani lekarza, ani kogokolwiek. Vincent wbił wzrok w moje odznaczające się pod kołdrą nogi i złączył swoje dłonie samymi palcami, miałam wrażenie, że usilnie nad czymś myśli. Wreszcie odchylił się do tyłu, znów skupiając wzrok na mnie.
- Pojedziesz do mojej posiadłości na wsi - chciałam zaprotestować, ale uciszył mnie gestem - Jadę z tobą. Nie jesteś tu bezpieczna, a ja aktualnie też. Wyjeżdżamy jak tylko lekarz pozwoli ci się wypisać, twoje rzeczy już tam jadą.
- Mogę chociaż wiedzieć, gdzie jedziemy? 
- Cliffe Woods, mam tam posiadłość pod lasem, niedaleko jest zbiornik wodny. Spodoba ci się, nie martw się teraz i odpoczywaj, ktoś przywiezie ci ubrania i inne potrzebne rzeczy, ale tym razem zadzwonię do ciebie ze szczegółowym opisem tej osoby i godziną, w jakiej przybędzie. Okey?
Pokiwałam głową, czując, jak robi się nagle ciężka. To był długi dzień, zdecydowanie potrzebuję teraz snu.

[V?]

1010 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz