Nawet jeśli chciałam to sobie poukładać.... nie miałam na to do cholery czasu. To wszystko działo się za szybko! Najpierw kłótnia z mężczyzną, którego uważałam za ideał, teraz porwanie Rhysa i przywiezienie go do domu moich rodziców. To był tak zły plan, że w tym momencie zaczęłam się zastanawiać czy Zeno czasami nie jest pod zbyt ogromną presją i emocjami.
Spojrzałam na kolegę siedzącego na ziemi. Starał się jak najbardziej przezwyciężyć ból, który towarzyszył mu z powodu dotkliwego pobicia, jednak widząc jego minę odnosiłam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Nie życzyłam mu źle, ale fakt, że uczestniczył w tej całej szopce był argumentem na to, by traktować go z jakimś specjalnym szacunkiem czy delikatnością. Mimo to za chwilkę skierowałam się do kuchni z zamiarem znalezienia jakiejś szmatki. Kiedy już mi się to udało namoczyłam ją w zimnej wodzie, po czym nie spiesząc się zbytnio wróciłam do Rhysa. Ukucnęłam tuż przed nim chcąc oczyścić mu trochę twarz z krwi, aczkolwiek gdy tylko zbliżyłam dłoń ten od razu odskoczył do tyłu na tyle ile było to możliwe będąc w takiej pozycji.
-Nie dotykaj mnie... - warknął z taką złością w głosie, że gdyby teraz ktoś dał mu pistolet na sto procent sprzedałby mi kulkę. Westchnęłam głośno siadając przed nim i odkładając na chwilę szmatkę obok.
- Co Ci to da, że będziesz protestował. Zrozum, że jesteś związany i wystarczy, że Cię do tego zmuszę. Możesz już przestać być idiotą, bo to po prostu męczące? - przekrzywiłam głowę wpatrując mu się głęboko w oczy.
-A ty możesz przestać udawać ułożoną pannę z dobrej rodziny zwłaszcza przed moim bratem? - te słowa lekko mnie zdziwiły co na pewno zauważył, jednak po krótkiej chwili uśmiechnęłam się lekko.
- Nikogo nie udaje. Poza tym Harvey nie jest osobą, która Cię specjalnie interesuje więc nie wycieraj sobie nim mordy. - prychnęłam tym razem biorąc już ścierkę i wręcz zmuszając go, by pozwolił mi się wytrzeć. Bez jakiegoś śmiesznego rzucania się nie obeszło, ale ostatecznie i tak ja byłam na wygranej pozycji.
Przez chwilę panowała cisza prawdopodobnie przez ten mały dystans, który dzieliliśmy. Naprawdę był tak mały, że nawzajem czuliśmy swoje oddechy. Nasze spojrzenia dosyć często na siebie napotykały, a kiedy kończyłam wycierać mu twarz z krwi przy okazji odgarnęłam mały, czarny kosmyk odsłaniając mu tym samym oczy.
-Po co to robisz, przecież...
-Uwierz, że nie mamy żadnych profitów z krzywdzenia ludzi, a ty stanąłeś nie po tej stronie co trzeba. - od razu przerwałam mu nie chcąc ponownie słuchać jego tępych tekstów. - Chodź, bo nie możesz tu siedzieć. - złapałam za jego związane ręce i powoli zaczęłam ciągnąć w kierunku starego pokoju Zeno, który jako jeden z nielicznych pokoi tutaj był wygłuszony.
W tej sytuacji też się opierał, ale już nieco mniej niż wcześniej. Czy tak, czy tak zawleczenie go tam było po prostu wyzwaniem, dla tak drobnej kobitki. Już pod samymi drzwiami myślałam, że jeszcze trochę, a obetnę mu coś więcej niż nogi.
- Przestaniesz się tak rzu... -zanim dokończyłam niefortunnie sama potknęłam się o próg drzwi i z tego wszystkiego za chwilę wylądowałam idealnie na nim. Z jego strony słyszałam tylko ciche syknięcie z bólu, bo chociaż tego nie widziałam to sądząc po jego twarzy: jego brzuch musiał wyglądać jeszcze gorzej. - Wszystko twoja wina... - burknęłam zbierając się powoli - Powiem Harveyowi, że mnie molestujesz to ci jaja obetnie... - nadal mamrotałam pod nosem.
Nie wiem co odpowiedział na ten tekst, bo bardziej zajęta byłam dochodzącym z salonu dzwonkiem telefonu. Kto znowu? Czy ten dzień może się już skończyć i czy mój starszy brat łaskawie mógłby mnie nie zostawiać z tym wszystkim samej?
- Siedź tu. - rozkazałam zamykając chłopaka samego w ciemnym pokoju Zeno, który następnie zamknęłam od zewnątrz. Tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy jakimś cudem oswobodzić którąś z kończyn.
Szybciutko pobiegłam do salonu po dzwoniący od jakichś kilku minut telefon i jak na moje nieszczęście okazało się, że był to Harvey. Życie naprawdę zaplanowało dla mnie dzisiaj masę wrażeń. Próbując okiełznać swój oddech po tej tułaczce z jego bratem, w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Od policjanta usłyszałam w dość skruszonym głosie, że w sumie za kilka minut u mnie będzie i czy jestem w domu. Moje oczy zrobiły się wręcz czarne od rozmiaru moich ogromnych źrenic. Oczywiście ze strachu, że może się czegoś dowiedzieć. W końcu to stróż prawa, na pewno się czegoś domyśli. Odkładając telefon złapałam się za głowę i na całe gardło pisnęłam z niezadowolenia. Szybko umyłam ręce pod strumieniem ciepłej wody, mniej więcej ogarnęłam i tak umierającą fryzurę i jak tylko chciałam się przebrać..... ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście mój luby nawet nie czekał aż dobiegnę żeby mu otworzyć, po prostu zrobił to sam. Zajrzał do środka widząc mnie na środku przedsionka lekko zdyszaną i nieogarniętą.
-... Coś się stało? - ani cześć ani pocałuj mnie w dupę. Faktycznie idealnie do mnie pasuje. - Wyglądasz...
- Przepraszam po prostu mam dzisiaj trochę na głowie i nie zdążyłam się ogarnąć. - odpowiedziałam szybko przypatrując się jak Harvey wchodzi do środka, zamyka za sobą drzwi i ściąga buty. - Czemu przyjechałeś?
-Po prostu... nie chce się z tobą kłócić. - nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do sedna, gdy oboje znaleźliśmy się w salonie. Nie chciałam nawet spojrzeć mu w oczy w obawie, że mógłby znaleźć w nich coś co powiedziałoby mu o obecnej sytuacji. W takim wypadku musiałam ciągnąć dalej to co zaczął żeby nie dać mu się połapać...
- Skoro nie chcesz się kłócić to dlaczego po prostu mi nie zaufasz w kwestii Rhysa?
To mówiąc wyminęłam go kierując się do kuchni. Naprawdę robiłam wszystko by zwiększyć dystans między nami, a fakt, że byliśmy zupełnie sami w domu (no oprócz zamkniętego Rhysa) wcale mi tego nie ułatwiał.
- Mam wrażenie, że mnie unikasz. - kompletnie zignorował to co powiedziałam stając teraz w drzwiach do kuchni i opierając się o ich framugę. - Dlaczego po prostu nie możesz odpuścić i dać pracować specjalistom?
Słysząc to prawie się zagotowałam co usłyszeć mógł w głośnym trzasku, który wydała szklanka mocno postawiona na blacie kuchennym. Stałam do niego tyłem więc nie miał możliwości zobaczyć mojej miny a tym samym stwierdzić czy mnie to w jakiś sposób zabolało.
- A kiedy przestaniesz strugać ze mnie idiotkę?- zmieniłam ton i już przestałam udawać, że podoba mi się tok tej rozmowy. Harvey traktował mnie jak małą, delikatną dziewczynkę i to odkąd go poznałam. Być może właśnie tego się po mnie spodziewał lub nawet oczekiwał, ale prawda niestety była zupełnie inna. Nie wiem czy był zaskoczony taką nagłą zmianą mojego tonu, ale chwilę po tym panowała niezręczna cisza zanim zdecydowałam się kontynuować. - Kiedy do ciebie dotrze, że nie jestem małą dziewczynką, która ślepo wierzy w Londyńskie służby i widzę co się dzieje, a tutaj chodzi o życie mojego brata? - to mówiąc poczułam jak chłopak podchodzi do mnie bliżej. Nadal stałam tyłem, ale słyszałam jego kroki. Kiedy nadal nie odzywał się ani słowem, a byłam pewna, że stoi tuż za mną: odwróciłam się i podniosłam wzrok do góry. - Zacznij traktować mnie poważnie! - prychnęłam niezadowolona z jego niedostępnej i upartej postawy.
- Traktuje, ale..
- Nie...żadnych ale.... - chciałam uderzyć drobną dłonią w jego klatkę piersiową, ale zanim tego dokonałam Harvey złapał mnie delikatnie za nadgarstek co niestety spotkało się z moim niezadowoleniem i lekkim wyszarpywaniem dłoni z jego uścisku. Teraz nawet odnosiłam lekkie wrażenie, że specjalnie nic nie mówi, bo go to lekko bawi. Przez to lekkie szamotanie mój kok niestety popsuł się doszczętnie, a ciemne włosy spłynęły po moich barkach zrzucając na ziemię różową gumkę do włosów. Uniosłam wzrok uświadamiając sobie, że cały ten czas mężczyzna bacznie się mi przyglądał prawdopodobnie czekając aż w końcu zwrócę na niego uwagę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo poważnie Cię traktuje. - powiedział w końcu zniżając głos niemal tak bardzo, że aż ciarki mnie przeszły.
To zdanie zabrzmiało tak dwuznacznie, a jednocześnie tak bardzo podniecająco, że gdy tylko wyrwałam swoją dłoń z uścisku oparłam się o niego drugą dłoń kładąc na jego karku. Lekko stając na palcach złączyłam nasze usta w bardzo delikatnym pocałunku, a byłam w tak nietypowej pozycji, że gdy tylko chłopak lekko się cofnął ze zdziwienia - straciłam równowagę. Gdyby nie jego refleks i fakt, że za chwilę złapał mnie w tali i obrócił nas o 180 stopni to prawdopodobnie miałabym już dzisiaj drugie zetknięcie z podłogą.
Chociaż było to czymś czego zupełnie się nie spodziewał po kilku sekundach pochylił się nieco bardziej w moją stronę chcąc ułatwić mi zadanie i jednocześnie pogłębić pocałunek. Jego język po omacku wślizgnął się do środka sprawiając, że niemalże rozpłynęłam się w jego uścisku.Odsuwając się od siebie po chwili nadal zatrzymywałam ten mały dystans, a swoim nosem otarłam lekko o jego. Byłam tak zawstydzona, ale jednocześnie podekscytowana, że w myślach biłam się ze sobą czy lepiej się odwrócić czy pozwolić ponieść chwili. Dopiero kiedy nieco otrzeźwiałam odepchnęłam się od niego obijając się plecami o ścianę lodówki stojącej tuż za mną. Musiałabym czerwona jak burak, dlatego natychmiast zakryłam twarz dłońmi. Co ty odpierdalasz Lukrecja...
-Ja... przepraszam.....naprawdę przepraszam.
< Harvey? c: >
1471 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz