Parkując auto na podjeździe zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć. Jak zacząć tę rozmowę, aby jeszcze bardziej nas nie poróżnić. Nie przyjechałem się tu kłócić. Wręcz przeciwnie, chciałem przeprosić. Wina leżała również po mojej stronie, Lukrecja po prostu chciała jak najszybciej odzyskać swojego brata i zapewne odchodziła od zmysłów nie wiedząc co się z nim dzieje. Powinienem być łagodniejszy i nie dopuścić do tamtej wymiany zdań.
Zapukałem do drzwi, odczekałem krótką chwile, następnie naciskając klamkę i wchodząc do środka. Nie zastanawiałem się czy było to niegrzeczne, byłem niecierpliwy. Chciałem zobaczyć Lukrecję. Gdy w końcu ją zobaczyłem, zaskoczył mnie jej wygląd. Zwykle prezentowała się nienagannie. Zawsze miała idealną fryzurę, starannie wyprasowane ubranie. Teraz nie przypominała osoby, z którą dzisiejszego poranka odbyłem wymianę zdań. Zmartwił mnie jej niecodzienny wygląd i jeśli faktycznie znałem choć trochę tę kobietę, to musiało się coś wydarzyć. Dlatego też pierwszymi słowami jakie do niej skierowałem było zapytanie czy wszystko było w porządku. Może byłem przewrażliwiony, ale po ostatnich wydarzeniach jakie spotkały tę rodzinę było to zrozumiałe. Musiałem być pewny, że pozostałym członkom nic nie grozi, a w szczególności Lukrecji. Kto wie, może i jej bezpieczeństwo było zagrożone? Co, jeśli porywaczom zależało również na niej?
Nasza dalsza rozmowa niebezpiecznie schodziła w złą stronę. Nie potrzebowaliśmy kolejnej kłótni. Nie z takiego powodu. Nie teraz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo poważnie Cię traktuje - powiedziałem szczerze, chcąc wyrazić się jasno.
Traktowałem ją poważnie, bardzo poważnie. Nie była jedynie jedną z kobiet w moim życiu. Szczerze się dla mnie liczyła i to właśnie przez nią odchodziłem od zmysłów. Stawałem na głowie, aby jej brat wrócił, by znów była szczęśliwa i uśmiechnięta. Pamiętałem jej piękny uśmiech, którym zwykle mnie obdarzała, a którego od czasu napadu nie dane było mi zobaczyć. Tęskniłem za tą radosną i uroczą Lukrecją.
To co wydarzyło się chwilę później przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Zaskoczyła mnie tym pocałunkiem. Mając możliwość utwierdzić ją w tych słowach i udowodnić, że nie były to tylko kolejne puste deklaracje, nachyliłem się i pogłębiłem pocałunek. Dłonie trzymałem na jej biodrach, smakując ust. Moje myśli krążyły tylko wokół tej chwili. Zupełnie zapomniałem jaki był mój główny powód wizyty w tym domu. Liczyła się tylko Lukrecja. Jej delikatne usta i gładka skóra. Chciałem przedłużyć tę chwilę, lecz Luka wyswobodziła się z moich dłoni i odsunęła się, od razu zakrywając twarz dłońmi. Kiedy zaczęła przepraszać, ponownie zbliżyłem się do niej, chwytając dłonie w te swoje, aby odkryć twarz. Czerwień zdobiła jej policzki, na co uśmiechnąłem się delikatnie.
- Spójrz na mnie proszę - powiedziałem łagodnie, a kiedy to nie poskutkowało, lekko ugiąłem nogi w kolanach, aby móc napotkać spojrzeniem jej szaro-niebieskie oczy.
- Naprawdę przepraszam, nie powinnam była... - po raz kolejny powtórzyła, będąc zawstydzona swoją reakcją.
- Gdybym wcześniej wiedział, że pocałunek działa takie cuda - zaśmiałem się, chcąc wywołać na jej twarzy uśmiech.
Chyba nie wyszło, ale przynajmniej na mnie spojrzała. Zmniejszyłem między nami odległość, a prawą dłoń wsunąłem w jej włosy, gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się kok. Tym razem już bez zbędnych słów nachyliłem się nad nią, łącząc nasze usta w pocałunku. Żadne z nas nie było zaskoczone. Nasze wargi idealnie do siebie pasowały. Drugą dłoń ułożyłem na jej biodrze. Nie chciałem, aby znów uciekła. Trwaliśmy w tej chwili dłuższy czas. Kiedy nasze twarze się od siebie oddaliły, chwyciłem ją w pasie i dałem krok naprzód, sadzając na blacie. Teraz byliśmy podobnego wzrostu.
- Czy ktoś oprócz ciebie jest w domu? - zapytałem, składając drobne pocałunki na jej szyi. Nie chciałem, aby ktoś zepsuł tę chwilę. Nie wiedziałem jak to się wszystko zakończy, ale planowałem jak najdokładniej okazać Lukrecji jak bardzo mi na niej zależało.
- Co masz na myśli? - zapytała dziwnie zdenerwowana moim pytaniem.
Zamiast patrzeć na mnie, wyglądała czegoś za mną. Sam odwróciłem się, by sprawdzić czy ktoś nas nie zastał w tej kuchni. Nikogo nie było.
- Jesteśmy... sami - powiedziała po chwili. - Mój brat pojechał na miasto, nie powinno nikogo być.
Kończąc to zdanie ujęła moją twarz w dłonie i sama zainicjowała pocałunek. Ucieszony oddałem się tej pieszczocie. Skoro nikogo nie było, mogliśmy spędzić miło czas. Planowałem zabrać ją z tej kuchni w jakieś wygodniejsze miejsce, lecz wtedy moją uwagę przykuł jeden szczegół. Z początku uznałem, że to jakiś wzór na jej bluzce, ale pracowałem w policji dość długo, aby nie rozpoznać krwi. To było niepokojące. Odsunąłem się w tył, przyglądając plamkom krwi, która wsiąknęła w materiał.
- Czy to... krew? - zapytałem, uważnie obserwując jej twarz.
Zaskoczyło ją moje pytanie. Między nami zapadła cisza, ale nie na długo. W końcu Lukrecja zsunęła się z blatu i rozciągnęła bluzkę, aby spojrzeć w dół na ślady.
- Zgadza się - odparła, wyglądając na niezbyt szczęśliwą moim pytaniem. - Cała ta sytuacja...
- Jesteś ranna? - wtrąciłem, w pierwszej kolejności chcąc dowiedzieć się do kogo należała.
- Nie tak dawano miałam krwotok z nosa - odpowiedziała, spuszczając wzrok i wpatrując się w swoje dłonie. - Ta strzelanina, porwanie. Całe te zdarzenia... Nie mogę spać ani jeść odkąd mojego braciszka porwały te zbiry. Nie wiem dlaczego ktoś napadła na naszą rodzinę, jaki miał powód. Dlaczego zabrali Hiddena? To jeszcze dzieciak.
Wraz z kolejnymi słowami zauważyłem łzy w oczach dziewczyny. Wyglądała na wyczerpaną. Rozumiałem, że ta sytuacja wykańczała członków rodziny. Sam również od czasu zniknięcia Rhysa nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Mało spałem, gorączkowo szukając czegokolwiek, co mogłoby dać jakąkolwiek wskazówkę. Nawet odwiedziłem cukiernię w której pracował, ale właściciel poinformował mnie, że nie widział go od kilku dni. (Harvey był tą osobą, która pytała o Rhysa dzień wcześniej, zanim go Zeno zabrał).
- Już dobrze - powiedziałem, przytulając dziewczynę do swojej piersi. - Znajdziemy ich. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, aby wrócili bezpiecznie do domu. Zapewniam, że policja pracuje nad tą sprawą, to jest priorytet. Nasi ludzie wyszli na miasto, przesłuchują informatorów. Mamy już na oku niektórych członków mafii. Wieczorem sam dołączę do poszukiwań. Jeśli cokolwiek się ruszy, natychmiast cię powiadomię.
Pocałowałem ją w czubek głowy, powoli prowadząc w stronę salonu. Tam oboje usiedliśmy na kanapie.
- Musisz zacząć jeść. Jadłaś coś dzisiaj? - zapytałem szczerze zatroskany jej stanem.
- Troszkę - przyznała. - Nic mi nie będzie, naprawdę.
- Dopóki nie zobaczę, że jesz, nie wyjdę stąd. Przydałby ci się sen - dodałem, ściskając jej dłoń. - Może zrobię ci coś do jedzenia? A ty w tym czasie zmienisz bluzkę? Muszę raz jeszcze zadać ci kilka pytań odnośnie bankietu. Musimy ustalić pewne fakty, które naprowadziłyby nas na konkretny trop.
< Lukrecja? >
1034 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz