Nieznajomy dość dobitnie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie zna Serana. Sądząc po reakcji, wcale nie kłamał. Nie miałem dość sił, aby zmierzyć się z tym chłopakiem. Przynajmniej nie dzisiaj. Nie włożył zbyt wielkiego wysiłku, aby trochę mnie usadzić. Nie próbowałem więcej go atakować. Możliwe, że potraktowałem na serio jego słowa odnośnie złamania mi kończyny. Dość już miałem obrażeń. Słysząc zadawane przez niego pytania, postanowiłem je zignorować i nie odpowiadać. Nie musiałem się przed nim tłumaczyć. Skoro nie znał Jaydena, nie był mi do niczego potrzebny. To, że mnie tu przywlókł nie znaczyło, że miałem u niego jakikolwiek dług.
Chłopak jednak ani myślał milczeć. W dalszym ciągu coś gadał, gdzieś na chwilę wychodząc. Kiedy wrócił ze szklanką pełną wody, przełknąłem ślinę. Ugaszenie pragnienia było cholernie kuszące. Nie byłem jednak głupi. Mógł mi coś do tej wody dosypać. Bo dlaczego miałby mi bezinteresownie pomagać?
Kiedy padło słowo ,,Mavis'', zmarszczyłem brwi. Gdzieś mi się obił o uszy ten pseudonim. Potrzebowałem dłuższego czasu, aby sobie to przetworzyć. Czy właśnie znajdowałem się w kryjówce kolejnego bossa mafii? Czemu zawsze mnie to spotykało? Ledwo wyplątałem się z jednej grupy, by znów wdepnąć w mafijne gówno. Najpierw Carrein, Pangea, potem Serpents, a na końcu Mavis? To nie było ani trochę śmieszne.
- Chcę się zemścić na Serpents - powiedziałem w końcu, nie widząc powodu, aby to dłużej ukrywać. - To dość osobista sprawa.
O Pangei nie zamierzałem wspomnieć ani słowa. Przynajmniej na razie. Teraz miałem jeden cel. Uśmiercić zabójcę mojej dziewczyny. Resztą zajmę się w następnej kolejności.
- Więc ktoś od nich tak cię urządził, hm? - zapytał, po raz kolejny wypuszczając dym.
Starałem się to ignorować, naprawdę. Nic mnie tak bardzo nie irytowało, jak smród dymu papierosowego. Tak już miałem i nie potrafiłem tego przemóc. Skrzywiłem się, próbując odgonić od siebie dym. W końcu nie byłem u siebie, a przede mną siedział nie kto inny jak Mavis. W Serpents niekiedy przewijał się ten pseudonim. Wielu informacji o nim i jego grupie nie posiadaliśmy. Byli jak cienie.
- Otworzyłbyś okno, wszędzie jest siwo od tego - mruknąłem z niesmakiem.
Mavis jedynie się zaśmiał. Spojrzał na mnie rozbawiony. Wyglądał na młodszego ode mnie. To w sumie jeszcze dzieciak. I on miał przewodzić grupie przestępczej? Dobre sobie.
- Mówisz zupełnie jak Sean, chociaż on wcale nie zostawia mnie tak daleko w tyle z tym paleniem - powiedział, zaciągając się po raz ostatni. - A okno już jest otwarte.
Nieszczególnie przejął się moimi słowami. Odłożył elektryka po dłużej chwili, kiedy on uznał to za stosowne. Czułem się dziwnie, będąc tak przez niego obserwowany. Byłem świadomy, że miał masę pytań. Jednakże teraz potrzebowałem dwóch rzeczy. Dużej ilości wody i snu. Ponownie spojrzałem na szklankę znajdującą się w zasięgu mojego wzroku. Nie wyglądała podejrzanie.
- Coś małomówny jesteś - dodał, poprawiając się w fotelu. Jego wzrok podążył za moim. - Nie krępuj się, nie jest zatruta. Nie po to fatygowałem się by zwlec tu twoje zwłoki, aby cię otruć.
Brzmiało to sensownie. Po co miałby zadawać sobie tyle wysiłku, by teraz mnie zabić? Przez ostatnie wydarzenia byłem przewrażliwiony. Sam przyłapałem się na tym, że zaczyna mi odbijać. Podniosłem się do siadu, sięgając dość niepewnie po szklankę. Raz jeszcze przyjrzałem się tej wodzie. Zerknąłem na Mavisa, który uniósł jedynie brew widząc, że na niego patrzę. Bez słowa wypiłem całą zawartość szklanki. Zwykła woda nigdy nie smakowała mi tak jak teraz.
- Czego oczekujesz w zamian za pomoc w wykończeniu tych drani? - zadałem nurtujące mnie pytanie. Nic nigdy nie było za darmo. Takie już było życie.
Isaac?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz