- Zjebałam – powiedziałam słysząc jego głos. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. – Jestem jak te wszystkie szmaty, którymi od zawsze gardziłam – zaśmiałam się przez łzy wycierając mokrą od płaczu twarz rękawami bluzy. Poczułam jego rękę na swoim ramieniu jednak momentalnie odsunęłam się jak poparzona. Czułam na sobie jego wzrok.
- Harper co jest? – powoli się zbliżył, a ja skuliłam się
jakbym chciała się ukryć.
- Kiedy wyszłam z samochodu stwierdziłam, że chcę się ućpać – powiedziałam pociągając co chwila nosem. Patrzył na mnie i widać było, że go to zszokowało. – Wycofałam się w ostatniej chwili ale zostałam na imprezie. Nie pamiętam co się dokładnie stało ale – zacisnęłam mocniej szczękę. Nie byłam w stanie tego powiedzieć. Nie przechodziło mi to przez gardło. – Dałam dupy. Dosłownie dałam dupy. Brzydzę się sobą. Jimmy miał rację – wpadłam w taką histerię, że ciężko było mi oddychać. Uspokoiłam się czując jak mężczyzna mnie obejmuje. Przyległam do jego klatki piersiowej, a on oparł brodę o moją głowę. – Dlaczego mnie nie odtrącisz? Zasłużyłam...
- Robiłem równie głupie rzeczy – gładził moje włosy. – Poza
tym to brzmi jakby ci czegoś dosypali.
- Nawet jeśli to sama tam poszłam. Sama jestem sobie winna –
podniósł się z miejsca trzymając mnie na rękach.
- Przestań Harper – jego głos był stanowczy. Tak jakby nie
chciał już tego słuchać. Posłuchałam go. Zamknęłam się. – Jest ktoś u ciebie?
- Matka na zajęciach, a jej przydupas w piątki widuje się z
synem – odstawił mnie na ziemię przy samochodzie. Otworzył drzwi i usiadłam na miejscu
pasażera. Dalej miałam problem chociażby ze spojrzeniem w jego stronę więc całą
drogę spędziłam wpatrując się w okno, a między nami panowała grobowa cisza.
Tak jak mówiłam, mieszkanie było puste.
- Idź nalej sobie wody do wanny. Chcesz coś do jedzenia? – w
odpowiedzi tyko pokiwałam głową. Wstydziłam się go poprosić o cokolwiek. Rozgościł
się w kuchni, a ja w tym czasie przygotowałam sobie jakieś ubrania i zniknęłam
w łazience. Zanim jednak zanurzyłam się w wodzie, owinięta ręcznikiem podeszłam
do Seana szperającego w lodówce.
- Posiedzisz ze mną? – zapytałam utrzymując kontakt wzrokowy
dosłownie na ułamek sekundy. Wyciągnęłam ręce w jego stronę. Złapał je. Pociągnęłam
go za sobą do łazienki. Odwrócił się do mnie plecami kiedy wchodziłam do wanny.
W momencie kiedy usiadłam, mężczyzna zrobił to samo. Oparł się o zabudowaną
ścianę armatury. – Przeczytałeś to co pisałam?
- Harper, gdybym nie przeczytał to nie byłoby mnie tu –
westchnął głośno.
- Ale nic nie odpisałeś… Nie odpowiedziałeś – mruknęłam zanurzając
się głębiej w wodzie i pianie.
- Jestem tu i będzie lepiej jeśli porozmawiamy o tym kiedy dojdziesz
do siebie. Jesteś teraz roztrzęsiona – wlepiłam wzrok w sufit. Nie
odpowiedziałam. Siedzieliśmy w milczeniu dobrych kilkanaście minut. – O czym
marzysz? – zapytał niespodziewanie. Zaskoczyło mnie jego pytanie. Najchętniej
cofnęłabym czas ale niestety to nie było możliwe.
- Ja… nie wiem. Chciałabym się uwolnić od tych wszystkich
ludzi, którzy mnie denerwują. Chciałabym mieszkać w jakimś małym lofcie z psem
i – nie wiedziałam czy powinnam mówić o tym, że chciałabym związać swoją
przyszłość z nim. - I mieć taki samochód, żeby ludzie obok których przejadę
mówili „o kurwa co to pojechało?” – usłyszałam jego cichy śmiech. Atmosfera trochę
się rozluźniła. – A ty?
<Sean?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz