Kiedy do mieszkania wszedł nieznany mi mężczyzna, przeczuwałem kłopoty. Nie trudno było się domyślić, że to nowy partner matki Harper. Nie prezentował się najlepiej z piwem w ręku. Ale nie było to żadnym zaskoczeniem. Znałem taki typ ludzi i szczerze nimi gardziłem. Ten wcale mnie nie rozczarował. Takie odzywki oraz zachowanie nie mogło być tolerowane. Po raz kolejny próbował uderzyć dziewczynę. Na to pozwolić nie mogłem. Dobrze, że tym razem byłem przy niej i zablokowałem uderzenie. Gdyby nie to, znów miałaby paskudny ślad na twarzy. A przecież jutro miała spotkać się z nową klientką, aby omówić szczegóły co do robienia zdjęć podczas ślubu. Planowałem połamać mu tę łapę, ale Harper odwiodła mnie od tego pomysłu. Niechętnie ją posłuchałem. Chciałem dać lekcję temu facetowi, aby już nigdy nie pomyślał nawet o skrzywdzeniu kogokolwiek. Tylko... Kto wie, może tylko pogorszyłbym tym sytuację.
Opuściliśmy mieszkanie, wracając do samochodu. Martwiłem się o tą małą. Życie z takim degeneratem naprawdę było przykre. Mieszkając w domu dziecka sam nie miałem łatwo. Nie każdy z opiekunów miał cierpliwość by opiekować się gromadą obcych dzieciaków. Ja wraz z Mavisem do aniołków nie należeliśmy. Potrafiliśmy uprzykrzyć życie innym. Może te lata w moim życiu nie były najprzyjemniejsze, ale w końcu udało mi się opuścić tamto miejsce. Już więcej nie spotkałem tamtych ludzi. Harper musiała z nim mieszkać z uwagi na matkę. Bardzo jej współczułem.
- Jesteśmy... dobrymi przyjaciółmi? - zacząłem, sam nie wiedząc jak odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie.
Powoli zabrałem dłoń z jej uda. Bardzo mnie zaskoczyła tym pytaniem. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym. Było to trudne. Owszem, lubiłem ją, może nawet się zauroczyłem. Nie chciałem jednak nazywać tej relacji w której tkwiliśmy. Po co to wszystko komplikować?
- Tylko przyjaciółmi? - zapytała nie do końca zadowolona z mojej odpowiedzi.
- Miło razem spędzamy czas, naprawdę cieszę się, że cię poznałem. Ale ja... nie pakuję się w związki... - dokończyłem odrobinę zażenowany, drapiąc się po głowie, aby zebrać myśli.
- A te pocałunki, miłe słówka? Po co to wszystko było? - Odwróciła twarz w stronę okna. Nie patrzyła na mnie. Spojrzenie wbiła w budynek.
- Nie sądziłem, że tak to wszystko się potoczy. Już mnie trochę poznałaś. Wiesz, że umawiam się z innymi tylko na seks i... - Chciałem dokończyć, ale przerwała mi.
- Chciałeś po prostu mnie podejść, aby zaciągnąć do łóżka, a potem zostawić jak tych wszystkich ludzi przede mną? - zapytała.
- Nie! To nie tak - zacząłem, ściskając mocniej kierownicę. - Nie potrafię tego wytłumaczyć... Nie jesteś mi obojętna, naprawdę. Nie chcę cię stracić...
Byłem beznadziejny, jeśli chodziło o uczucia. Nie przywiązywałem się. Tak było najprościej, nigdy nie darzyłem nikogo większym uczuciem niż sympatia. To się sprawdzało, nie byłem taki czysty, jak inni chcieli mnie widzieć. Należałem do gangu. Często stykałem się z bandziorami, bronią czy narkotykami. Mając kogoś na stałe nie był to dobry wybór. Nie chciałem narażać Harper na niebezpieczeństwo. Nikt nie mógł mnie z nią kojarzyć. Nie mogła stać się dla mnie ważna, tylko... było już na to za późno.
<Harper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz