Nie spodziewałem się, że Harper aż tak wybuchnie. Domyśliłem się, że moje słowa jej nie zadowolą. Kiedy poprosiła, a raczej zażądała bym się zatrzymał, nie chciałem tego zrobić. Wiedziałem, że wyjdzie, zostanie sama. Niestety nie miałem wyboru. Zatrzymałem samochód i pozwoliłem jej wysiąść. Dłuższą chwilę biłem się z myślami co dalej zrobić, by nie pogorszyć już i tak beznadziejnej sytuacji. W końcu ruszyłem z miejsca i odjechałem. Nie pojechałem prosto do mieszkania. Pokręciłem się po mieście, by rozjaśnić swój umysł. Podjechałem nawet w to samo miejsce, gdzie wysiadła Harper. Ale już jej tam nie było. Stwierdziłem, że musiała wrócić do siebie. Sam zrobiłem to samo.
W mieszkaniu zastałem Rhysa, Isaac gdzieś wyszedł, albo znajdował się w swojej sypialni.
- Jesteś sam? - zapytałem, podchodząc do kanapy, aby finalnie na niej usiąść obok niego.
- Gdzieś wyszedł, ma niedługo wrócić, a ty znów randkowałeś? - zapytał, spoglądając na mnie i odrywając wzrok od telewizora.
- Zjebałem - podsumowałem to jednym słowem. - Nie potrafię utworzyć normalnej, zdrowej relacji.
Zaśmiałem się gorzko na wspomnienie zranionej miny Harper i jej słów. Ale miała prawo tak zareagować. Byłem okropnym kandydatem na chłopaka.
- Może to i lepiej? - powiedział, podnosząc się ze swojego miejsca.
Poszedł do kuchni. Słyszałem odgłos otwieranej lodówki i brzdęk szklanych butelek. Wrócił do mnie z piwem. Postawił jedno przede mną.
- Za bardzo się do niej przywiązałem. Ona nie jest taka, jak ci wszyscy dotychczas... Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy. Nie chciałem tego kończyć...
- Wiem, wiem, stary. Doskonale cię rozumiem. Sam to przechodziłem. Ale miłości nie oszukasz. Jak jest wam to pisane, to będziecie razem mimo wszystko - dokończył, klepiąc mnie w kolano, po chwili unosząc swoją butelkę. - Za złamane serca.
Sięgnąłem po swoje piwo. Upiłem spory łyk. Spojrzałem na Rhysa. Nie przypominał już takiego wystraszonego i zagubionego człowieka. Sporo zmienił się od tego czasu. Czasami żartowałem z Mavisem, że jeszcze zacznie przez nas palić papierosy. To byłoby ciekawe.
- A ty nie chciałbyś na nowo się zakochać? Kogoś znaleźć i nie myśleć o tej całej zemście? - zapytałem.
- Przeze mnie zginęła miłość mojego życia. Nie chcę przechodzić tego ponownie - odparł, kręcąc przy tym głową.
Nie ciągnąłem dalej tego tematu. Pokiwałem tylko głową, raz po raz popijając piwo. W końcu dołączył do nas Mavis. Spędziliśmy tak cały wieczór. Zasnąłem na kanapie.
Kiedy się obudziłem, czułem ból karku. Do połowy przykryty byłem kocem. Podniosłem się do pozycji siedzącej, ciężko wzdychając. Usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości. Wygrzebałem komórkę ze swojej kieszeni. Widząc liczbę esemesów, bardzo się zdziwiłem, ale też wystraszyłem. Wszystkie były od Harper. Zacząłem je odczytywać, jedną po drugiej. Co ta mała znów zrobiła? Przetarłem dłonią twarz i podniosłem się, szukając swoich kluczyków do auta. Musiałem po nią jechać. Napisałem jej wiadomość, aby podała mi miejsce, gdzie jest. Odnalazłem kluczyki do auta i opuściłem szybko mieszkanie. Kiedy wsiadałem do samochodu, dostałem kolejnego esemesa. Ruszyłem z miejsca, kierując się pod wskazany adres. Znalazłem ją na przystanku. Zatrzymałem się i wysiadłem, kierując w jej stronę. Chyba nawet nie zauważyła mojego samochodu. Siedziała skulona na ławeczce i płakała.
- Harper? - zawołałem, dotykając ostrożnie jej ramienia.
<Harper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz