wtorek, 20 września 2022

Od Rhysa - CD Dakoty

 Całe to spotkanie w barze było dziwne. Niezwykle ciężko rozmawiało się z chłopakiem, kiedy miało się obawy, że zaraz zaśnie. Nawet, jeśli zażył swoje leki miało się wrażenie, że myślami był gdzie indziej. Ciekawy przypadek. W swoim życiu nie spotkałem kogoś takiego. Cieszyłem się tylko, że mogłem mu pomóc najlepiej jak umiałem. Nie zatrzymywałem go, kiedy zdecydował się opuścić już bar. Widocznie miał dość. Nie upierałem się też by odprowadzić go do domu bądź taksówki. Wyszedłbym na namolnego. Był dorosły i potrafił o siebie zadbać zważywszy na fakt, że chadzał po barach bez znajomych. 

Dopiłem swojego drinka, po czym również zdecydowałem się zbierać. Nie było sensu dłużej siedzieć bez towarzystwa. Żałowałem, że nie udało mi się wyciągnąć chłopaków. Poprawiłem bluzę i wyszedłem z lokalu. Kiedy tylko znalazłem się na dworze, narzuciłem na głowę kaptur. Wciąż nie byłem bezpieczny. Ludzie Jaydena nadal na mnie polowali. Każde wyjście było dla mnie ryzykowne, ale siedzieć bezczynnie w czterech ścianach również nie planowałem. Zachowując środki ostrożności i za bardzo nie afiszując się swoją obecnością jak do tej pory nadal żyłem.

Na zewnątrz zrobiło się trochę chłodniej, przez co włożyłem dłonie do kieszeni. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę mieszkania. Nie miałem daleko. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Sean wybył zapewne gdzieś na wyścigi, a Isaac ostatnio zawzięcie szukał informacji o Serpents. Niezwykle poważnie potraktował sprawę z zemstą na Jaydenie. Ja nie byłem aż tak skuteczny w pozyskiwaniu informacji, jak on. Nie miałem też aż takich kontaktów. Wychodziło więc na to, że mieszkanie było teraz puste, całe moje. 

Następnego dnia obudziłem się dość wcześnie. Miałem małego kaca po tym, jak postanowiłem jeszcze więcej wlać w siebie alkoholu po powrocie z baru. Koniec końców zasnąłem na kanapie. Z ociąganiem zacząłem sprzątać bałagan, który narobiłem. W naszej lodówce świeciło pustkami, a to był jasny przekaz, że trzeba było pofatygować się na zakupy. Ogarnąłem się na tyle, aby ludzie nie patrzyli na mnie dziwnie, gdy będę mijał ich na ulicy, po czym wyszedłem z mieszkania. 

Wczoraj zanim poszedłem do baru, Isaac poinformował mnie, że na dziś będzie miał dla mnie robotę do wykonania. Byłem ciekawy o co chodziło. Nie ukrywam, że chętnie się na coś przydam. Mieszkałem już jakiś czas pod dachem chłopaków i jeśli był sposób, aby się odwdzięczyć, chętnie to robiłem. Już i tak w zamian za wyszkolenie mnie i możliwość mieszkania gotowałem im domowe obiady, nie raz rozpieszczając ciastem i różnymi rodzajami deserów. Dla mnie nie był to problem. Tęskniłem bardzo za swoją legalną pracą jaką była pomoc w cukierni u miłego staruszka. Naprawdę lepiej trafić nie mogłem, ale jak zwykle zjebałem. Mogłem co najwyżej pomarzyć o normalnym życiu. Przynajmniej do czasu aż nie wymordujemy całego Serpents.

Wszedłem do pobliskiego sklepu, ściągając kaptur. Wyglądał bym dość dziwnie mając go wewnątrz sklepu. Jeszcze wzięliby mnie za złodzieja.


Dakota?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz