sobota, 28 sierpnia 2021

Od Katfrin CD Hiddena

 - Na długo wróciłaś? - zapadło pytanie, którego jakże mocno się bałam. Przecież nie powiem im, że po tej misji dostałam długi urlop, który miał się składać także z wizyt u psychologa.

- Na aktualną chwilę mam nieokreślony czas - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam widząc przed oczami morze martwych ludzi. Skoro nawet mnie przerażał widok jakiego tam doznałam nie chce być na miejscu mojego oddziału. W drodze powrotnej nikt nie chciał ze sobą rozmawiać, poruszyć tego tematu... wzdrygnęłam się na myśl jakie widoki zapewniło nam nasze miejsce pracy.

- Wreszcie trochę posiedzisz na dupie - prychnął idąc powoli w kierunku wyjścia, które jak na jego możliwości aktualnie było zapewne wyczynem. W sumie, trochę mi go szkoda, ale sam tego chciał. Jeśli już coś robisz, rób to dobrze albo spotkać się z konsekwencjami swoich czynów.

- I przypilnuje twojej zsiniałej - spojrzałam na niego ukradkiem, a ten pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Brakowało mi tych ludzi. Mimo iż na misji byłam ze swoim oddziałem i miałam wsparcie wielu osób to tęskniłam za tym miejscem, tym pierdolnikiem. Kiedy w końcu Hidden doczłapał się do wyjścia otworzyłam mu drzwi i pozwoliłam wyjść na świeże powietrze. Lekki wiatr wdarł się do szpitalnych korytarzy i zginął gdzieś w otwartych salach. Był przez krótką chwilę, a raczej długą ponieważ chłopak bardzo długo przechodził przez przejście. Jego "Azor" nie mógł przejechać przez próg.

- Ten twój doberman chyba trochę cyka się wyjść. To wasz pierwszy spacer - powiedziałam przez śmiech i pomogłam mu przenieść kroplówkę na zewnątrz. Spiorunował mnie wzrokiem jednak zaraz skinął mi głową w ramach podziękowania.

- Długo cię nie było. Gdzie tym razem uprzykrzałaś życie ludziom? - zapytał, a ja się wzdrygnęłam. 

- Xsawier! - krzyknęłam do swojego człowieka. - Wracaj tutaj!

- Nie mam siły. Nie dam rady - wyszeptał ledwo. Wypluł krew, która gromadziła mu się w ustach. Była czarna niczym świeżo wylany asfalt. Miał liczne rany, nie tylko postrzałowe. Jego oczy robiły się mgliste, a moje zachodziły łzami.

- Pierwszy raz widzę jak płaczesz - zaśmiał się, ale zaraz zaczął kaszleć krwią. - Było mi powiedzieć wcześniej, że wystarczy zacząć umierać.

- Idioto. Nie umierasz - powiedziałam jednak oboje znaliśmy prawdę. Usłyszałam kolejny huk blisko nas. Zapewne oddział próbuje się bronić przed wrogiem. Pokręciłam głową z niedowierzania. Rozejrzałam się wokół ziemi zalanej krwią, potem, martwymi ciałami, łuskami, nabojami oraz drutami kolczastymi. Jeśli piekło istnieje to zapewne bardzo podobnie wygląda. Wiele ciał było naszego wroga jednak pomiędzy zamaskowanymi ludźmi leżały też osoby z mundurami. Moim ludzie. Jak tylko wrócę to gene... o ile wrócę.

- Uciekajcie stąd - rzekł, a ja skierowałam na niego spojrzenie. Było coraz gorzej. Ścisnął moją rękę w tym samym czasie kiedy usłyszeliśmy kolejną falę wystrzałów.

- Vi... proszę Cię - jego usta już ledwo się poruszały. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a policzki szczypały mnie od słonych łez.

- Vi...

- Vi - powiedział Hidden, a ja otrząsnęłam się ze wspomnienia. - Jeśli nie chcesz to nie musisz mówić.

- Idź na spacerniak, a nie zadajesz jakieś głupie pytania - powiedziałam i wskazałam wolną przestrzeń przed nim. 

Hidden w czasie naszego krótkodystansowego spaceru opowiedział mi co aktualnie dzieje się w mieście. Oczywiście w trakcie jego wypowiedzi wiele razy przerywałam mu by zadać jakieś nurtujące pytanie lub by wtrącić swoje pięć gruszy w formie docinki. Jednak chłopak już dawno się do tego przyzwyczaił. Nasza znajomość była bardzo długa i przede wszystkim specyficzna. Obydwoje jednak nie zwracaliśmy na to uwagi. Tylko rodzina Hiddena wiedziała kim naprawdę jestem, reszta w gangu myślała, że po prostu zajmuje się końmi i często wyjeżdżam na zawody czy jakieś długie wakacje. Moje misja trwała prawie rok. Więc w mieście zmieniło się bardzo dużo.

- Muszę spotkać się z resztą. Mój braciszek także ze mną tęskni. Wiesz gdzie go spotkam? Nie odbiera ode mnie ani Gabriell ani Bell - powiedziałam do Hiddena gdy już usiadł na swoje szpitalne łóżko.

- Zapewne jak zawsze poszli pić. Nie wiem jak ci pomóc. Nie odzywałem się do reszty - odpowiedział na moje pytanie, a ja skinęłam głową.

- Kurwa! Zapomniałam o czymś. Zaraz przyjdę. - powiedziałam i niemal od razu byłam na korytarzu. Dźwięk stukania obcasów odbijał się o szpitalne ściany i niósł się w nieskończoność. Szpitale mnie przerażają. Wyszłam z budynku i od razu podeszłam do swojego samochodu. Otworzyłam drzwi i wzięłam dużą torbę, ledwo ją trzymając zamknęłam auto i ruszyłam znów znaną drogą.

- Jeśli kurwa coś burknie to mu odetnę jaja - powiedziałam do siebie cicho niosąc ciężką torbę. Miałam wrażenie, że ta zaraz się rozerwie jednak bardzo na nią liczyłam. Weszłam do sali Hiddena i od razu położyłam ją na ziemię.

- Co to kurwa jest? - od razu usłyszałam pytanie. Spojrzałam na niego piorunującym spojrzeniem i sięgnęłam do torby wyjmując pierwszą lepszą rzecz.

- To akurat są babeczki z nutellą - odpowiedziałam i podałam mu cały pojemnik ze słodkościami.

- No tak. Kuchareczka Vi - zaśmiał się, a ja wyjęłam paczkę papierosów z kurtki. Wyjmując pieszego papierosa i zapalniczkę. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie odpalając fajka.

- Dobrze cię widzieć Hidden - powiedziałam i wypuściłam dym z płuc. 


<Hidden>

798 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz