czwartek, 5 sierpnia 2021

Od Lan Ho do Rhysa

  Nadzieja to najgorsze skurwysyństwo, jakie wyszło z puszki Pandory


- Stephen King, Pod kopułą


        W deszczowe dni Ariellę Smith coś ciągnęło na zewnątrz, pchało jej kończyny prosto w zalane chodniki i ulice - uwielbiała deszcz i nie bała się zmoknąć. Teraz jednak siedziała na parapecie i opierając brodę o kolano, bacznie obserwowała przejeżdżające samochody. Namiastka szczęścia, jaką dawały jej spadające na twarz krople, nie mogła jednak wypełnić jej dzisiaj. I przez cały poprzedni tydzień. Zawalenie jednego z filarów, które podtrzymywały jej życie, doprowadziły do swego rodzaju załamania osobowości. Kobieta była z natury rozważna, stroniła od bójek i nigdy celowo nie wplątywała się w centrum uwagi, co często było mylone z nieśmiałością lub wrogością. Teraz jednak chciała poznać nowych ludzi, ruszyć swoje życie do przodu i przestać gonić za nieosiągalnym - z Leah jej nie wyszło, musiała zająć umysł czymś innym. Jeszcze nie wiedziała, czy chce się wplątywać w środowisko mafiosów, Harrisowie zdecydowanie nie byli doborowym towarzystwem i instynkt podpowiadał jej, że wpakuje się w kłopoty. Byli jednak jedynymi ludźmi, którzy mogliby pomóc jej znaleźć zabójcę siostry i ukarać go w odpowiedni sposób. Siedzenie w tym zdecydowanie, jak na jej budżet, za drogim apartamencie opłacanym przez największego gangstera w Londynie doprowadzało ją do szału. Bezczynność, przerywana jedynie krótkimi sesjami medytacji na dywanie, która w żadnym stopniu nie oczyszczała jej umysłu z natrętnych myśli, otępiała ją zupełnie - nie pamiętała nawet, czy się dzisiaj umyła lub jadła cokolwiek. Odruchowo włączyła telewizję, i tak nie mając zamiaru jej oglądać.

    -...dziś na 171 Knightsbridge, SW7 1DW, doszło do ponownego otwarcia Red Snake'a, kultowy londyński bar znacznie poszerzył swoje lokum...

        Tyle informacji jej wystarczyło. Wcisnęła czerwony przycisk i rzuciła pilota na ławę. Między myciem zębów, a malowaniem idealnych kresek, sprawdziła na smartfonie trasę - pięć kilometrów, zamówi ubera.

Wyjęła z zamrażalki setkę czystej i wyzerowała ją w niecałą minutę, dopiero gdy poczuła rozchodzące się w brzuchu ciepło była w stanie otworzyć jej szafę. Mimo wielu lat separacji i innych środowisk, Leah miała identyczny gust i - na szczęście - rozmiar. Szybko odnalazła na wieszaku najlepszą kreację - wiązaną na plecach czarną sukienkę o zdecydowanie za krótkiej długości i zbyt głębokim dekolcie. Usta przeciągnęła krwiście czerwoną szminką, a na ramiona zarzuciła kaszmirowy sweterek. Sama nie wiedziała jeszcze, jakie ma plany na dzisiejszy wieczór - ale jej wygląd zdecydowanie mówił "szukam wrażeń". Kolejka przed Red Sneak'iem była nieziemska, w takim tempie wejdzie tam nad ranem. Zrezygnowana stanęła z boku, wyciągając z torebki paczkę papierosów.

- Mogę jednego?

Uważnie zlustrowała wzrokiem śniadego mężczyznę, który w skąpym świetle lamp mógłby uchodzić za nawet przystojnego. Wyciągnęła Chesterfieldy w jego kierunku.

- Co taka ślicznotka jak ty robi tu sama? - zagaił, wypuszczając z ust chmurę dymu

- Czeka jak idiotka, aż kolejka się zmniejszy.

- To się nigdy nie stanie - zaśmiał się sucho - W sumie to znam właściciela, poczęstowałaś mnie papierosem, w ramach podzięki mogę cię wkręcić.

Koreanka wzruszyła ramionami, depcząc papierosa czarnym obcasem. Ku jej zdziwieniu gość podszedł do bramkarza, po krótkiej wymianie zdań skinął na nią głową i wszedł do środka. Goryl bezproblemowo wpuścił ją za nim.

Nie miała pojęcia, jak klub wyglądał wcześniej, ale teraz zdecydowanie robił wrażenie. Stojące przy rurach kobiety z gracją wyginały swoimi ciałami, kompletnie nie przejmując się taneczną muzyką.

Udała się za nieznajomym do baru, gdzie postawił jej dwa szoty, które wyzerowała tak szybko, że śmiał się z jej zaangażowania w najebanie się dzisiejszego wieczoru.

- Zobaczmy, co potrafisz na parkiecie - rzuciła, próbując przekrzyczeć muzykę, i pociągnęła go za ramię w stronę tłumu tańczących ludzi.

Lan tańczyła zjawiskowo, lata treningów, by jej właściciele mieli się czym popisać przed inwestorami, opłaciły się. Z początku była lekko niepewna, dobrowolny taniec był dla niej pewnego rodzaju wyjściem z komfortu. Gdy spostrzegła, że nikt nie ogląda jej jak małpy w zoo, a wszyscy pozostali także kołyszą się w rytm bitów, wyluzowała i zaczęła poruszać się coraz odważniej. Nieznajomy, zauważając różnicę w jej zachowaniu, coraz śmielej sięgał w stronę jej bioder i pośladków. 

- Może skoczymy na zaplecze? - poczuła gorący, nasiąknięty wódką oddech przy uchu.

Samo ocieranie się w tańcu jej nie przeszkadzało, ale coś więcej...

- Nie 

Facet albo nie usłyszał, albo nie zważał na jej sprzeciw. Był tego pokroju mężczyzną, dla którego jej samo zachowanie stanowiło wystarczającą zgodę. Złapał ją za łokieć, ciągnąc po schodach w górę, gdzie mieściły się sofy VIPowskie. Próbowała się wyrwać, ale był zbyt silny - a ona zbyt pijana. Nagle jej ciało zderzyło się z czymś twardym, co okazało się torsem wysokiego, czarnowłosego chłopaka. Jego ciemne oczy rzuciły szybkie spojrzenie na jej ramię, które utkwiło w uścisku oprawcy. Intensywnie wpatrywała mu się w oczy, mając nadzieję, że zrozumie sytuację i postanowi jej nie ignorować. 



[ Rhys?]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz