Przekląłem cicho pod nosem, chwytając za swoją bluzkę. Wybierałem się pobiegać, co robiłem każdego dnia, choć o innych porach. Tym razem zdecydowałem się na poranną przebieżkę. Myłem akurat zęby, kiedy piana z pasty bezczelnie przypuściła atak na moje ubranie. Zirytowany nachyliłem się nad umywalką, próbując pozbyć się śladu. Przez małą, dwu centymetrową plamę po paści zmoczyłem z połowę swojej koszulki. Takie rzeczy tylko ja potrafiłem. To jeszcze bardziej zepsuło mi humor. Dałem za wygraną i po prostu zdecydowałem się zmienić bluzkę.
Z domu wyszedłem po niecałym kwadransie. Planowałem obrać tę samą trasę, jaką zazwyczaj robię. Na zewnątrz słońce powoli wznosiło się wyżej na niebie. Nie było za gorąco, a pogoda nie zwiastowała opadów deszczu. Zapowiadał się piękny dzień. Miałem dziś wolne, z czego byłem jeszcze bardziej zadowolony. Wolnym truchtem zacząłem pokonywać kolejne metry. W uszach miałem słuchawki, aby słuchać swojej ulubionej playlisty piosenek. Zdecydowanie lepiej się wtedy biegało. Dobiegłem po kilkunastu minutach do parku. O tej porze nie byłem jedynym biegaczem. Kręciło się tu kilku ludzi spędzających aktywnie czas. Niektórzy preferowali spacery z psami niż szaleńcze biegi. Zagapiłem się na przebiegającą obok mnie młodą dziewczynę. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Była to blondynka z zawiązanymi włosami w warkocz, który podskakiwał wraz z nią. Biegła, spoglądając na zegarek na swoim ręku. Gdyby spytała mnie o godzinę, chętnie udzieliłbym jej odpowiedzi. Odwróciłem głowę, aby móc jej uważnie się przyjrzeć. Dobra, twarzy już nie miałem okazji zobaczyć, ale druga strona była niezła. Zwolniłem i w końcu zacząłem iść żwawym krokiem. Stanowczo powinienem się otrząsnąć. Nie pora na takie myśli. Miałem pobiegać, a nie myśleć o tym, jak podbić do przypadkowej biegaczki. Dość. W tym samym czasie zerwałem się do biegu i... w tej samej sekundzie na kogoś wpadłem, a gorąca ciecz znalazła się na mojej bluzce. Jęknąłem cicho na znaczący ból, próbując ogarnąć sytuację, jaka miała miejsce. Tak to już jest, jak się rozgląda na boki.
Okazało się, że wpadłem na kobietę, która swoją poranną kawę straciła na mojej bluzce. Ten dzień z pewnością nie należał do tych szczęśliwych dla mojej odzieży.
- Przepraszam! - zawołałem od razu, lustrując spojrzeniem kobietę, czy aby na pewno się nie poparzyła.
Jak zdążyłem zauważyć, czarna kawa jedynie mnie dosięgnęła. Z jednej strony dobrze, choć sam nie chciałbym być nią oblany, lecz stało się to przez moją głupotę. Znaczy... nierozwagę. Muszę na drugi raz się pilnować.
- Nic pani nie jest? - zapytałem, spoglądając w końcu na jej twarz. To również była blondynka. Równie piękna. - Bardzo mi przykro z powodu... kawy.
- Mógłby pan nie rozglądać się na boki, to może by pan na nikogo nie wpadł - powiedziała wzburzona.
- Na drugi raz będę pamiętał, bardzo panią przepraszam... - kontynuowałem, patrząc w brązowe oczy. - Czy mogę pani zaproponować kawę w miejsce tej, która skończyła na mojej bluzce?
Brooklynne?
455 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz