Przez dłuższą chwilę milczałam. Potrzebowałam chwili żeby poukładać wszystko w swojej głowie. Spojrzałam na mężczyznę, za którym udało mi się dostrzec zegar.
- O nie - kompletnie ignorując jego wcześniejsze słowa odkryłam się i próbowałam podnieść z łóżka co sprawiło mi okropny ból, do tego stopnia, że momentalnie znowu opadłam na poduszkę.
- Gdzie ci się tak spieszy? - siedząc w fotelu oparł się o podłokietnik i położył głowę na dłoni.
- Do pracy - jęknęłam zaciskając powieki. Ta bezsilność bolała bardziej od ran, które zdobiły w tej chwili moje ciało.
- W takim stanie? Wykluczone - wzruszył ramionami. Nie musiał nawet wstawać żeby mnie powstrzymać. Ból go wyręczał. - Odpowiesz na moje wcześniejsze pytanie?
- Wiem kim jesteś… kim pan jest – nie byłam pewna jak powinnam się do niego zwracać. Wyglądał na starszego, ponadto jego ranga społeczna była milion razy wyżej niż moja więc stwierdziłam, że jednak będę zwracać się per pan. – Czuję do pana respekt jednak mimo wszystko moje sprawy prywatne pozostaną moimi sprawami prywatnymi. Wykonuję swoją pracę dobrze… poświęciłam się dla tej cholernej kasy. Zwróciłam cały zysk, co do grosza. Chyba tyle powinien pan o mnie wiedzieć - mężczyzna pokręcił głową i powoli podniósł się z fotela. Wolnym krokiem zaczął zbliżać się do mnie. Jego dłoń przejechała po łóżku by sekundę później znaleźć się na mojej ręce. Czułam jego dotyk na skórze. Po całym moim ciele przeszły ciarki. Na jego twarzy nie widziałam żadnej emocji. Przez jego czarne oczy czułam strach ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Nawet nie spostrzegłam, nie miałam szansy zareagować kiedy jego dłoń zacisnęła się na moim gardle. Wcisnął mnie w poduszkę, a ja łapczywie próbowałam złapać oddech.
- Odpowiesz? - zacisnęłam mocno powieki i delikatnie pokręciłam głową. Musiałam chronić Zoe. Bałam się, że jeśli zdradzę mu jakiekolwiek informacje o najważniejszej osobie w moim życiu wykorzysta to przeciwko mnie. Wolałam zginąć niż wyznać prawdę. Samotna łza spłynęła po moim policzku kiedy zaczęłam czuć, że odpływam. Wtedy mężczyzna zabrał rękę i poprawił rękaw swetra. Zaczęłam się krztusić co przyprawiło mnie o okropny ból w obitej klatce piersiowej. Byłam kompletnie zdezorientowana. - Wybacz metodę. Muszę wiedzieć czy mogę ufać swoim ludziom - mruknął podchodząc do komody, na której stały kryształowe szklanki oraz butelka, prawdopodobnie whisky. Nalał niewiele trunku do szklanki i upił łyk.
- Mogę wrócić do domu? - chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Wykluczone - dopił do końca i odstawił szklankę.
- Naprawdę muszę wracać. Doleczę to w domu i wrócę do pracy dla Pana tylko proszę mnie wypuścić - mężczyzna zaczął krążyć po pomieszczeniu kręcąc przy tym głową.
- Niech będzie. Odwiozę cię - zamrugałem kilka razy. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. - Jeden warunek. Jutro wieczorem idziesz do pracy.
- Dobrze - zgodziłam się bez zawahania co go zdziwiło. Zoe czeka. Nie dałam jej znaku życia. Powiedziałam, że wrócę. Jest następny dzień, wcześnie rano. Nie wiedziałam czy poszła do szkoły czy mnie szuka. Kurwa. Najgorsze scenariusze przeszły po mojej głowie. Nie miałam przy sobie telefonu. Co jeśli babka z opieki zadzwoni? Jeśli będzie chciała się spotkać? Chaos w mojej głowie sprawiał, że nie mogłam racjonalnie myśleć. - Możemy jechać od razu?
- Oczywiście - sięgnął po stertę ubrań z krzesła i podał mi je. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie miałam na sobie swoich ubrań. - Będę czekać za drzwiami. Przebierz się i zostaw ubrania na łóżku - wyszedł zostawiając mnie samą sobie. Nie czekając na specjalne zaproszenie z bólem podniosłam się do siadu.
- Cholera - jęknęłam. Udało mi się wstać jednak nie było to łatwe. Moje ruchy były bardzo wolne. Zdjęłam koszulkę i miałam okazję zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Moja skóra pokryta była w dużej części siniakami i krwiakami. Obejrzałam je dokładniej. - Okropne - mruknęłam cicho i założyłam po prostu bluzę nawet nie przejmując się stanikiem. Nawet nie pomyślałam o tym, że obcy facet, czy też lekarz oglądali mnie nago. Miałam poważniejsze problemy.
Ubranie się zajęło mi dłuższą chwilę. Kiedy skończyłam wolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Uchyliłam je lekko, a pod moimi nogami siedział pies. Doberman. Patrzył na mnie swoimi ślepiami, a ja nie wiedziałam co zrobić. Byłam świadoma faktu, że to bardzo agresywna rasa stałam w bezruchu i czekałam.
- Aion! - na dźwięk głosu właściciela pies momentalnie ruszył w jego stronę. Stanął przy nodze wysokiego mężczyzny. - Gotowa? - w odpowiedzi tylko skinęłam głową, a on ruszył przodem do wyjścia.
~~~
- To tu - mruknęłam kiedy zatrzymał się pod blokiem oddalonym o kilka ulic od prawdziwego miejsca zamieszkania. - Dziękuję za pomoc i przepraszam za kłopot - nie czekając na odpowiedz wyszłam. Cholernie to było nieuprzejme jednak Zoe czekała. Weszłam do bloku, który wskazałam szefowi i czekałam grzecznie aż odjedzie. Kiedy to zrobił biegiem ruszyłam w stronę prawdziwego domu. Ignorowałam ból. Liczyła się tylko siostra. Wpadłam do mieszkania.
- Zoe! - krzyknęłam.
- Lydia! Gdzie byłaś całą noc?! - od razu podniosła się z sofy i rzuciła się na mnie przytulając mocno.
- Miałam mały wypadek - jęknęłam kiedy mocno mnie objęła. Dopiero teraz zorientowała się w jakim stanie byłam.
- Słodki jeżu! Połóż się od razu. Zrobię ci jedzenie. Pójdę do apteki i kupię coś przeciwbólowego - pomogła mi dojść do łóżka. Nie dopytywała. Po prostu chciała pomóc. Odpuściłam krzyki za to, że nie poszła do szkoły. Zasłużyła na dzień wolny.
~~~
Dotrzymałam swojego słowa. Następnego dnia w nocy, pomimo sprzeciwów Zoe poszłam do pracy. Miałam się spotkać z Connorem tam gdzie zawsze. Wsiadłam do jego samochodu.
- Hej - mruknęłam nie zwracając uwagi na kierowcę.
- Nie sądziłem, że dasz radę - głos zdecydowanie nie należał do mojego przełożonego. Odwróciłam szybko głowę. Nie spodziewałam się zobaczyć szefa gangu w roli osoby przekazującej działki. Aż zaniemówiłam.
<Zeno?>
Słowa 924
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz