poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Od Vincenta CD Natalie

Przez to całe zamieszanie ze śmiercią narzeczonej tego zjeba kompletnie wyleciał mi z głowy fakt, że ze względu na sprawy rodzinne nasza dotychczasowa sekretarka dwa tygodnie temu złożyła wypowiedzenie, a ja nie mogłem pozwolić na to, by moja firma została bez sekretarki. Moje inne obowiązki sprawiły, że nie byłem w stanie poświęcić całego swojego czasu na pierdoły takie jak umawianie się na spotkania czy odbieranie telefonów. Zaciągnąłem się resztką papierosa i wgniotłem peta w popielniczkę. Wygodnie rozłożyłem się na fotelu i starając się jak najdłużej przeciągnąć głuchą ciszę zacząłem stukać w klawiaturę laptopa.


Może nie było to odpowiednie, ale jedną z pierwszych procedur przyjęcia kogokolwiek do siebie było prześwietlenie sylwetki osoby aplikującej. Harper Advertising Agency nie mógł pozwolić sobie na zatrudnienie kontrowersyjnej osoby, która sprawiłaby, że moje nazwisko kojarzyłoby się negatywnie. Z drugiej zaś strony, gdyby do zespołu dołączyłaby znana osoba byłaby to poniekąd darmowa reklama i tak dobrze prosperującego już biznesu. Z tego też powodu bez większych problemów odnalazłem profil Alyssy na Instagramie i przejrzałem go od stóp do głów. Nic ciekawszego nie przykuło mojej uwagi, oprócz zdjęcia mojego ulubionego dania - terriny. Była to karkówka wieprzowa z pistacjami oraz brandy. Był to mały szczegół, a jednak niewielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy i mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę kobiety.
Kolejno przejrzałem Facebooka, lecz tam nie znalazłem nic ciekawego, oprócz zaproszeń do gry Candy Rush albo udostępnionych przez nią obrazków. To dalej nie było to co chciałem znaleźć. Ostatnią deską ratunku był Twitter. Nie byłem zbyt przekonany co do tego, biorąc pod uwagę dwa poprzednie media, lecz jak to mawiają, do trzech razy sztuka. I ten kto wymyślił to powiedzenie miał rację. Po przewinięciu kawałka strony moim oczom ukazał się filmik, gdzie para miała problem z włożeniem żetonu do wózka. Było to tak idiotyczne, że udawanym kaszlem musiałem zakamuflować parsknięcie śmiechem.
- Czego tak naprawdę tu pani szuka? - po naprawdę wielu chwilach ciszy zwróciłem się do siedzącej przed biurkiem kobiety. Tym razem ostrożnie zamknąłem laptopa i oparłem się na łokciach.
- Tak jak już mówiłam panu, jestem w sprawie pracy - czułem, że moje pytanie wytrąciło ją z równowagi. - Ja naprawdę…
- Alysso - mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli przejdziemy na ty - masz świadomość tego, że moja firma potrzebuje naprawdę dobrze wykwalifikowanych pracowników, żeby mogła dalej być w tym miejscu, w którym się znajduje aktualnie? - spojrzałem prosto w jej oczy. - No właśnie. Cholernie dużo. I jesteś świadoma tego, że poświęcenie tygodnia na wdrożenie się może opóźnić nam zlecenia, nad którymi właśnie pracujemy?
Zapaliłem papierosa i usiadłem po lewej stronie swojego biurka nieprzerwanie patrząc na Alyssę. Fakt faktem nie widziałem żadnych przeciwwskazań do zatrudnienia jej. Młody i otwarty umysł mógłby przysłużyć się naszej firmie. Taka ładna dziewczyna mogła przydać się biznesowi… a także i mnie.
Zaciągnąłem się papierosem, poczułem jak gorzki dym tytoniu wypełnia moje płuca. Odłożyłem fajkę do zapalniczki i usiadłem centralnie przed Alyssą.
- Jeśli mam być szczery, a taki jestem zawsze - odchrząknąłem. - Jak dla mnie mogłabyś zacząć pracę tu i teraz, ale nie jestem do końca przekonany, czy mógłbym polegać na tobie w każdym etapie naszej współpracy. Czasami zdarza się tak, że w piątkowy wieczór dostaniesz telefon, że jesteś potrzebna w firmie. I wtedy…
- I wtedy przyjeżdżam tutaj i robię to, co zostanie mi nakazane - na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech. Przez moment pożałowałem, że była tu tylko i wyłącznie w sprawie pracy, ale mój głos rozsądku cieszył się z tego powodu. Szkoda byłoby skrzywdzić taką osobę.
- Dlaczego akurat rzuciłaś się od razu na taką głęboką wodę, jaką jest Harper Advertising Agency? Dla nowicjuszki, którą jesteś, łatwiej byłoby znaleźć robotę w mniejszej firmie.
- Lubię wyzwania - i to była jej odpowiedź. Pomimo tego, że jej jeszcze nie znałem, mogłem bez problemu powiedzieć, że miała jaja, nawet większe niż ja w niektórych momentach.
- Dobrze.. to w takim razie - nie schodząc z biurka chwyciłem leżący na nim pilot i opuściłem rolety, które na celu miały zasłonić szyby dzielące moje biuro z resztą korytarza. - Teraz Jaylah z Travisem nam nie przeszkodzą w dalszych czynnościach rekrutacyjnych…
Spojrzałem na Alyssę. Jej zaniepokojony, a w pewnym stopniu zaskoczony wyraz twarzy wywołał na mojej własnej lekki uśmieszek.
- Czy ja mam..? - spytała niedowierzając.
- A co sobie wyobrażałaś? - sprawiłem, by ton mojego głosu zabrzmiał bardziej stanowczo. - Myślisz, że naprawdę zatrudniłbym osobę taką jak ty? Ludzie latami się kształcą, zdobywają doświadczenie, wypierdalam naprawdę ogromne pieniądze, żeby w moim zespole pracowali najlepsi, a ty wierzysz, że ja wrzucę do nich osobę, która ich spowolni i będzie dodatkowym ciężarem? Pokaż mi, że naprawdę ci na tym kurwa zależy.
Czekałem na jej reakcję, nie ukrywam, zajebiście byłem ciekaw tego, jak się zachowa. Ku mojemu niewielkiemu zaskoczeniu, złapała za luźno leżącą gumkę recepturkę i związała swoje brązowe włosy. Spoglądałem na jej drżące dłonie, które powoli ruszyły w stronę mojego rozporka. Kiedy milimetry dzieliły ją od metalowego zamka, zainterweniowałem. Bez słowa wstałem i usiadłem za biurkiem, totalnie ignorując stan, który wywołałem u mojej rozmówczyni. Wyciągnąłem z szuflady plik kartek i na kilku z nich napisałem kilka ważnych informacji.
- Tutaj znajduje się twoja umowa o pracę. Rozpoczynasz jutro o godzinie dziesiątej, nie spóźnij się. Wyznaczę kogoś, kto przez tydzień wprowadzi cię w sprawy firmy - uśmiechnąłem się, zgniatając niedawno odpalonego papierosa. - Witamy w szeregach Harper Advertising Agency. A teraz musisz mi wybaczyć, mam kilka ważnych spraw do załatwienia na mieście.
Odsunąłem się od biurka i ruszyłem w stronę wyjścia, lecz słysząc Alyssę zatrzymałem się.
- Co to kurwa miało być? - pytanie definitywnie zostało skierowane w moją stronę.
- Chciałem się tylko przekonać jak radzisz sobie w stresujących sytuacjach - westchnąłem. - Nie zawiodłem się. Do jutra.
Opuściłem swoje biuro i gestem głowy wskazałem Jaylah wejście do windy. Tam i jeszcze w samochodzie dokończyliśmy przerwaną wcześniej rozmowę.

***

Ile człowiek dałby czasami, żeby z zamknięciem firmowych drzwi kończyło się życie zarobkowe, a zaczynało się najzwyklejsze życie prywatne. I o ile byłoby to możliwe z agencją, to z mafijnym życiem już nie. Wchodząc w świat przestępstw nie mówiło się o opuszczeniu go z przyczyn innych niż śmierć.
Od podpisania umowy z Kosą minęło już trochę czasu. Jak przypuszczałem, był to strzał w dziesiątkę. Dochody ze sprzedaży narkotyków wzrosły o sto trzydzieści dwa procent, a to oznaczało, że za niedługi czas mógłbym zacząć inwestować w rzeczy, które mogły mi się w tamtym momencie nie zwrócić.
Co pewien czas starałem się organizować spotkania ze wszystkimi członkami mafii, by na bieżąco być ze wszystkimi sprawami. Pomimo, że było to naprawdę spore przedsięwzięcie starałem się być dla każdego w każdej chwili. Co prawda było to niemożliwe, ale robiłem co mogłem.
Tego wieczoru, właśnie ze względu na spotkanie, klub nocny mieszczący się pod moim mieszkaniem był zamknięty. W tle leciała spokojna muzyka, a pracujące w lokalu kelnerki co chwilę dolewały nam naszych ulubionych trunków.
- Harper, ktoś do ciebie - w drzwiach pojawił się jak zwykle spóźniony Travis. Niby taki chodzący ideał, ale jak się umawiamy na godzinę dwudziestą pierwszą, on przychodził zawszę godzinę, jak nie dwie później. Podniosłem tyłek i skierowałem się w stronę drzwi. Obok mojego najlepszego przyjaciela stał przystojny mężczyzna.
- Kto to jest? - mruknąłem. - Wstęp jest tylko dla tych z prze…
- On jest ze mną - uśmiechnął się Travis. - Nie uwierzysz, kolega chce dołączyć do naszej mafii.
- Debilu!
- klepnąłem się w czoło. - A sprawdziłeś go jakoś, coś ten no?
- Spokojna głowa, przyjacielu.

Gdyby nie to, że znamy się z Burtonem jak łyse konie to za chuja nie pozwoliłbym mu wprowadzić byle jakiego kolesia do mojego klubu. No, może nie byle jakiego, bo z wyglądu był całkiem niczego sobie.
- Zapraszam w takim razie - podałem dłoń nowemu i skierowałem go do baru. Travis zostawił nas byśmy w spokoju mogli sami porozmawiać.
- Jestem Rhys Hiddlestone, panie Harper - przedstawił się. - Chciałbym dołączyć do pańskiej mafii.
- Jasne.. a powiesz mi dlaczego miałbym cię przyjąć?
- tego dnia wypity alkohol jak nigdy szumiał mi w głowie.
- Jak wszyscy - potrzebuję pieniędzy, a odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Mówisz? To w takim razie opowiedz mi coś o sobie.

Rhys?

1301 słów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz