Nie ma nic z wyjątkiem cierpienia i żalu, gdy myślimy o rzeczach i ludziach, których nie możemy mieć, o możliwościach, których nigdy nie zyskamy.
-Kelly Creagh, Kruk
Ton Lan Ho może było odrobinę zbyt surowy dla tego pogrążonego w żalu mężczyzny, ale czy ona także nie była w żałobie? Nie obchodziło jej to, że wychodzi na wariatkę i histeryczkę, nic się już nie liczyło. Straciła siostrę wtedy, trzynaście lat temu...i straciła ją dziś. Wraz ze świadomością tego, że ich pojednanie nie nastąpi i nie zdąży zadać krążących jej po głowie pytań, niemal cały jej świat runął w ciemną otchłań. Gdzie była przez te lata? Czy ją także ktoś więził? A może znalazła przyjazny dom i ciepło w życiu? Nawet nie wiedziała, jaką dokładnie relację miała z stojącym przed nią facetem. Z tego, co wiedziała, był szefem mafii "Pangea", co już odejmowało mu na starcie sto punktów. Ktoś kierujący taką organizacja nie może mieć równo pod sufitem. Lan Ho jednak nie przywykła sobie odpuszczać tylko dlatego, że może stać jej się krzywda.
Zmierzyła go surowym wzrokiem, za kogo ten koleś się kurwa ma?
- To nie ja tutaj lecę z łapami do swojej szwagierki. - warknęła
- Byłej - rzuciła Lukrecja
Oboje spojrzeli na nią błyskawicznie, nie komentując tego ani jednym słowem, tamta więc postanowiła wycofać się w stronę drzwi, by po chwili zamknąć je za sobą cicho.
Czarnowłosy usiadł znów na fotel, podnosząc zagubione w akcji cygaro. Lan skrzyżowała ręce na piersiach i powolnym krokiem podeszła do wielkiego na całą ścianę okna. Oboje uspokoili się, analizując w swoich głowach całą sytuację.
- Nigdy mnie nie dotykaj - powiedziała cicho obojętnym tonem
- Słucham? - rzucił, zaskoczony
Odwróciła się w jego stronę, a chłopakowi w oczy rzucił się średniej wielkości, czerwony ślad na jej przedramieniu, który pod wieczór zmieni swoją barwę na fiolet.
- Nikomu nie pozwolę się dotknąć, *algess-eo?
- Wyglądasz jak ona, kiedy się złościsz - powiedział tak cicho, że Lan ledwo dosłyszała i była więcej niż pewna, że miała tego nie usłyszeć.
- Słuchaj, to ty mnie wezwałeś, moim zdaniem sprawa jest skończona, jeśli ona...- "nie żyje" nie mogło przejść jej przez gardło.
- Sam nie wiem, czego od ciebie chcę- westchnął, śmiejąc się pod nosem.
Coś w tym śmiechu jednak było nie tak - nuta goryczy i rozpaczy była doskonale wyczuwalna przez Lan Ho, która zmagała się z identycznymi uczuciami.
- Widzę, że musisz to przemyśleć. Moja obecność jest zbędna.
Gdy już miała nacisnąć klamkę, do drzwi dopadł Zeno, który oparł się o framugę, tarasując jej przejście. Zapach wody kolońskiej i drażniącego w nozdrza cygara stał się jeszcze silniejszy.
- Nie chcesz pojechać na jej grób?
***
Pojechali we dwoje, nie mówiąc nikomu ani słowa. Zaparkowali tuż pod główną bramą cmentarza, na South Ealing Cemetery. Lan Ho nigdy wcześniej nie była na cmentarzu, bo kogo miałaby odwiedzać? Nie znała swojej rodziny. Aż do teraz. Nie sposób było określić, jakiego koloru był nagrobek, stos bukietów i zniczy był większy, niż widziała kiedykolwiek w swoim dwudziestojednoletnim życiu. Pomyślała, że Leah musiała mieć naprawdę wielu przyjaciół. Wrogów na pewno też. Do oczu zaczęły cisnąć jej się łzy, które siłą woli szybko powstrzymała. Nie zwykła płakać przy ludziach.
Usiedli na trawie, nie kłopocząc się ściąganiem kwiatów z ławeczki. Uniosła brwi w geście rozbawienia i jednocześnie zdziwienia, gdy Zeno wyciągnął spod skórzanej kurtki 0,7 wódki.
- Twój nieodłączny towarzysz?
- A ty jak sobie radzisz z problemami?
- Rozwiązuje je.
- Spróbuj rozwiązać to - wskazał na grób przed sobą i odchylił się do tyłu, biorąc potężny łyk - Chcesz?
Lan Ho w swoim życiu upiła się tylko dwa razy...i zawsze tego żałowała. Mimo to przyjęła flaszkę i wzięła potężny łyk, ledwo hamując kaszel.
- Jaką ją pamiętasz? - zapytał nagle, przejmując trunek
Opowiedziała mu o kolorowych latawcach, kąpielach w strumieniu i robieniu sobie żartów z ludzi, którzy nie wiedzieli, że są bliźniaczkami. O tym, jak miały po osiem lat i życie było piękne. On opowiadał o tym, jak nie chciała kupić sukni, która jej się podoba, ponieważ była za droga i nie z ekologicznych materiałów.
Słońce powoli chowało się za budynkami, świerszcze zaczęły grać swoją conocną melodię - komarów na szczęście nie było, dalej więc wymieniali między sobą 0,7. Koreance język zaczął się odrobinę plątać, zaczęła mówić głośniej i powoli, żeby się nie pomylić. Mężczyzna musiał ją upominać, gdy wplatała koreański w swoje zdania. Straszny szef mafii, jakim był parę godzin wcześniej, ustąpił miejsca młodemu człowiekowi, który pragnął porozmawiać z kimś o tym, co utracił. Tak samo, jak Lan Ho Choi.
- Kurwa, uczę się angielskiego od jedenastu lat, ale cyferki i literki jakoś mi nie wchodzą, odczep się - obruszyła się
- Masz zajebiście brytyjski akcent, ona miała bardziej koreański...
Atmosfera upojenia alkoholem i beztroski prysła jak bańka mydlana, ponownie pogrążając ich w otchłani bólu.
- Kto to zrobił? - sama była zdziwiona, że do tej pory nie przyszło jej na myśl zadać tego pytania. Słowa, które wypowiedział po tym pytaniu, uderzyły ją prosto w twarz. - Nie wiem Zacisnęła pięści. A więc sama musi znaleźć skurwysyna, który to zrobił. Zwykle brzydziła się przemocą, ale w tym przypadku nie będzie miała żadnych zahamowań.
Posiedzieli jeszcze parę chwil w milczeniu, gdy nagle chłopak wstał i bez słowa zarzucił jej na ramiona swoją kurtkę. Powiedział, że poczeka w aucie, a jej da jeszcze parę chwil na pożegnanie.
Dziewczyna poczuła, jak spada z niej ciężar udawania, że jakoś to przyjęła do wiadomości. Że to nic, że już nie zobaczy Ho-Rin. Jej ramiona zaczęły drżeć, nie mogąc usiedzieć w miejscu wstała, kopiąc z całej siły w kamień, który odbił się od grobu naprzeciwko. Złapała się za włosy, mając ochotę powyrywać je z cebulkami, byle tylko zagłuszyć w sobie ból tym fizycznym bólem.
[Zeno?]
919 słów
* z koreańskiego = "rozumiesz?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz