Wieczór który miał być taki jak każdy inny obrał całkowicie niespodziewany kierunek.
Siedziałam spokojni nie zwracając na siebie uwagi, kończyłam już trzecie piwo, które wprawiło mnie w o wiele lepszy nastrój kiedy przyczepił się do mnie jakiś mężczyzna. Nie było to nic nowego, nie było wieczoru w którym nie znalazł się taki który próbował coś ugrać z niewinną, pobitą kobietą. Zawsze wydawałam się być łatwym celem w oczach tych żałosnych typów. Miałam nadzieję, że ignorowanie go odstraszy ale był jednym z tych upartych. Kiedy już miałam obrócić się w jego stronę i "grzecznie" powiedzieć żeby zostawił mnie w spokoju, między nami pojawił się chłopak, który siedział niedaleko. Wysoki, szczupły i o czarnych włosach które w dużym stopniu zasłaniały mu oczy. Może nie zwróciłabym na niego uwagi gdyby nie fakt, że jego ubrania były trochę poszarpane, jakby został potraktowany drutem kolczastym. Jednym machnięciem dłoni skutecznie pozbył się faceta, wręcz w podskokach wrócił do swojego stolika. Zdziwiło mnie to, jednak nie miałam w zwyczaju zadawać zbędnych pytani. Liczył się tylko efekt. Myślałam, że to byłoby na tyle jednak ten przysiadł się bliżej mnie i zaczął oglądać. Starałam się odwracać głowę, naprawdę nie rozumiałam czemu akurat dziś ktokolwiek musiał się zainteresować moimi obrażeniami, a "wybawca" nie odpuszczał. Gdy nie usłyszał z mojej strony jakiejkolwiek odpowiedzi poprosił barmana o apteczkę, a już po chwili trzymając mnie za nadgarstek zaprowadził do męskiej toalety. Chyba już z kompletnego nawyku nie stawiałam oporu i po prostu dałam się prowadzić. Zastanawiało mnie tylko co tak naprawdę ten chłopak chce z tego uzyskać.
- Wiesz, że jeśli nic nie powiesz to się nie zmieni? - zapytał przemywając delikatnie mój spuchnięty i zadrapany policzek. Niestety nie miałam szczęścia gdy Jayden złożył mi wizytę, ponieważ miał na palcach u tamtej dłoni założone kilka pierścionków, stąd te niewielkie rany. Czarnowłosy stał na tyle blisko, że w końcu mogłam dostrzec kolor jego oczu ; były one kobaltowe. W każdym innym wypadku dałabym sobie chwilę by docenić ich śliczną barwę, jednak teraz zależało mi na dowiedzeniu się o co mu chodzi. A raczej czego może chcieć w zamian za tę całą pomoc. W końcu na tym świecie nie ma nic za darmo.
- Czemu to robisz? - odezwałam się w końcu utrzymując kontakt wzrokowy.
- Wyglądasz okropnie. Nawet nic z tym nic nie zrobiłaś. Niezbyt mądre posunięcie. - doceniam bycie bezpośrednim, jednak nadal nie dał mi zadowalającej odpowiedzi, wręcz zignorował moje pytanie. Wyrzucił do śmietnika nieopodal zużyty gazik i wyciągnął następny, który nasączył wodą utlenioną. - Chyba się cieszysz, że spławiłem tego typa prawda?
- Dałabym sobie radę. - odpowiedziałam. Gdy przyłożył do mojego policzka wcześniej przygotowany gazik zmrużyłam oczy czując pieczenie, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. W porównaniu z wcześniejszymi przeżyciami, to mogłam porównać do spaceru na łące.
- Kto Ci to zrobił? - zadał ponownie pytanie sprzed kilkunastu minut.
- Nikt ważny. - mruknęłam niechętnie, całym urokiem tego wyjścia miało być zapomnienie chodź na chwilę o mężczyźnie który był moim przyrodnik bratem, a zarazem oprawcą. Nie zanosiło się jednak na to, by jego temat opuścił tę i tak jak dla mnie dziwną rozmowę. Nie pamiętam ostatniego razu by ktoś interesował się takimi szczegółami z mojego życia, a zwłaszcza w męskiej toalecie. Widocznie zawsze musi być ten pierwszy raz, nawet dla tak specyficznych okoliczności.
- Powinnaś to gdzieś zgłosić. Posłać skurwysyna za kraty.
- Prędzej skończyłabym w jakimś rowie. - prychnęłam rozbawiona. Może to przez alkohol nie przyszło mi do głowy jak mogło to zabrzmieć z uwagi na to, że obcy mi chłopak nie ma kompletnie pojęcia o tym kim jest Jayden. - Lepiej niż tak być nie może. A teraz powiedz w końcu po co to robisz. Bo jeśli liczysz na jakiś numerek z wdzięczności to możesz się gonić. - ostatnie słowa wypowiedziałam znudzonym tonem.
- Nie liczę. - odpowiedział nieco zdziwiony tym, że tak po prostu o tym powiedziałam. - Skąd ten pomysł? Czy człowiek nie może być po prostu dobrym samarytaninem?
- Na tym świecie faceci nie często robią coś bezinteresownie. A przynajmniej ja się z takimi nie spotkałam. - westchnęłam cicho.
- W takim razie dziś spotkałaś, Hidden. - zaoferował mi mały uśmiech. Nie wydawał się w żaden sposób kłamać, a przynajmniej nie widziałam tego w jego oczach. Chodź logiczne myślenie mógł przyćmić mi alkohol, postanowiłam uwierzyć w jego słowa, chcąc wybrnąć już z niewygodnego dla mnie tematu.
- Alyssa. - imię które już od tak długiego czasu używałam wypłynęło z moich ust prędzej niż o tym pomyślałam. Prawdziwe imię zostało puszczone w nie pamięć tak dawno, że niekiedy przyłapywałam się na tym, że nie reagowałam na nie. Tylko Jayden je wypowiadał, więc można wyobrazić sobie jak byłam potraktowana za brak reakcji. Kiedy odsunął dłoń z mojej twarzy zaczęłam śledzić ją wzrokiem, chciał sięgnąć po jeden z większych plastrów z apteczki jednak położyłam swoją nieco trzęsącą się dłoń na jego. - Nie trzeba, serio. O wiele lepiej czuję się bez tego dziadostwa. I dziękuję.
- Jak uważasz. - skinął pakując do apteczki wszystkie wyjęte wcześniej rzeczy. - I nie ma za co. Jestem po prostu przykładnym obywatelem. A przynajmniej dzisiaj. - uśmiechnął się po raz kolejny, tym razem przypominał on taki który mały łobuz posyła swojej mamie na przeprosiny. Aż chciało się uszczypnąć jego policzki.
Odsunęłam się od umywalki i zwróciłam w stronę lustra. Policzek był co prawda bardzo czerwony, ale przynajmniej odkażony. Przeczesałam dłonią włosy aby wyglądać na bardziej poukładaną, przez cały czas czułam na sobie wzrok Hiddena, bacznie obserwował każdy ruch moich dłoni. Mimo woli drżały, nie ze strachu, a bardziej ze stresu. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu zachowania ze strony kogokolwiek zwłaszcza gdy głośno i wyraźnie powiedział, że nie oczekuje niczego w zamian. Co jest naprawdę śmiesznie, bo nie dziwne było to co robił ; po prostu zlitował się nad dziewczyną siedzącą przy barze. Przyzwyczaiłam się do bycia traktowaną jako wystawna lalka lub worek treningowy. Od długiego czasu nie czułam się jak ktokolwiek inny, przynajmniej do dzisiaj. Nie mogłam powstrzymać nagłej fali smutku która mnie dopadła ; jak żałosnym trzeba być, by stresować się byciem postrzeganym jak zwykły człowiek? Jak popaprane trzeba mieć życie, by czuć się nie wartym tak małego aktu dobroci?
- Wszystko gra?
- Głupie pytanie. - odpowiedziałam nieco drżącym głosem, chłopak zaśmiał się cicho zdając sobie sprawę, że pytanie rzeczywiście takie było. - Ale pozbieram się. Po piwie, albo dwóch. Bo nie ukrywam, trochę mnie odciągnąłeś od pierwotnych planów.
- Cóż, w ramach przeprosin mogę zaoferować swoje skromne towarzystwo. Nie jest to wiele i nie napiję się piwa bo to nie mój gust, ale gwarantuję, że żaden typek nie będzie Cię już męczył.
- Brzmi.. jak dobry plan. - powiedziałam po chwili zawahania, a kąciki moich ust podniosły się lekko. Może towarzystwo to nie taki zły pomysł? Nie wydaje się zły, a wątpię, że będę miała okazję spotkać go po raz kolejny. A perspektywa tego, że nikt nie będzie mi przeszkadzał w doprowadzeniu się do stanu okropnego upojenia też była mile widziana.
Opuściliśmy męską toaletę i po kilku minutach znaleźliśmy się ponownie przy barze. Usiedliśmy na poprzednich miejscach i zwróciliśmy barmanowi apteczkę. Przez chwilę przyglądał mi się, jakby upewniając się, że między nami nie zaszło nic co mogłoby mnie bardziej skrzywdzić. Ten mężczyzna widział mnie naprawdę w wielu wydaniach, zacznie gorszych niż dzisiejsze. W drogich ubraniach z twarzą niemal całą pokrytą siniakami, innym razem w dresach z ręką w gipsie. Nigdy o nic nie pytał, nie licząc niewinnych komentarzy czy krótkich rozmów. Zamówiliśmy wybrane trunki, a podczas czekania na nie byłam zadowolona z faktu, że jak na razie temat mojego oprawcy nie zdawał się wracać.
< Hide? >
1214 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz