Oparta o stół spokojnie sączyłam drinka przyglądając się tej swoistego rodzaju rozmowie rekrutacyjnej. Jakże uroczy mężczyzna o ciemniejszej karnacji wycelował pistoletem prosto w Harpera. Mimo, że ręka mu się trzęsła trzeba było mieć charakter by wycelować w V wiedząc kim on jest. Byłabym w stanie dać sobie rękę uciąć, że nawet gdyby mu kazano nie strzeliłby to wiedziałam, że zaimponowało to Vincentowi.
- Jaylah, wprowadzisz go. Będziesz jego niańką. – usłyszałam zdecydowany głos i cicho westchnęłam.
Czy taka brudna robota zawsze będzie spoczywała na moich barkach? Jak nie studia, salon tatuażu to jeszcze opieka nad żółtodziobami i to w ramach akcji charytatywnej kurwa jego mać. Może jednak musiałam to traktować jako kartę zaufania ze strony przełożonego. W końcu chyba takie rzeczy mogłyby tylko robić osoby co do których jest pewien.
Vincent wstał zabierając broń i na odchodnym odwrócił się do mnie.
- Zostawiam go tobie i nie pozwól by coś spierdolił. – uśmiechnął się jakże uroczo i zniknął na zapleczu.
Sytuacja w barze uspokoiła się i już nikt nie miał na celowniku łba nowego, każdy wrócił do picia i rozmów. Wolnym krokiem zbliżyłam się do chłopaka, który nadal siedział otumaniony wydarzeniem sprzed chwili. Usiadłam na miejscu gdzie przed chwilą siedział jego rozmówca i odłożyłam szklankę z swoim drinkiem na stół.
- Więc Rhys. – zaczęłam z westchnieniem ale chłopak patrzył się nadal na swoje dłonie. - Kurwa Rhys! - walnęłam ręką w stół i dopiero wtedy spojrzał na mnie.
- T..tak? -schował drżącą dłoń pod stół.
- Jestem Jaylah ale już padło moje imię. - zaczęłam wolno. - Spokojnie jak na razie nie będziesz musiał nikogo odstrzelić, a to była standardowa gra Vincenta.
- Co znaczy...jak na razie? - nerwowo przełknął ślinę rozglądając się znów po pomieszczeniu.
- To znaczy. - oparłam ręce o stół i splotłam z sobą dłonie. - Że właśnie chcesz zostać członkiem mafii, a to nie jest lekkie i przyjemne życie. Czasami kulka w łeb to jedyny sposób i nie ma co tego ukrywać, na szczęście bywa to ostatecznością i lepiej nie denerwuj Vincenta, taka mała rada na przyszłość. Słyszałam, że jesteś cukiernikiem i zastanawiam się dlaczego osoba zajmująca się na co dzień czymś takim chce pracować tutaj. To nie jest *cukierkowy* świat.
- Potrzebuję pieniędzy, szybko. - odparł po chwili wahania.
Skinęłam głową, nie musiałam nic więcej wiedzieć. Dużo z nas chciało po prostu na tym zarobić.
- Jutro staw się w budynku Harper Advertising Agency o 9. Pokażę ci kilka najważniejszych rzeczy i zaznajomię z pracą u podstaw. Jeśli liczysz na gładki start lepiej się nie przelicz.
~~~~
Tydzień nowym członkiem naszej "małej" organizacji nie był taki zły, Rhys dość sprawnie łapał układy i hierarchię jaka u nas panowała oraz powoli został wdrażany w swoje obowiązki, między innymi pokazałam mu obszar na którym na początku z kimś będzie działał po to by później móc pracować samodzielnie. Dziś stawiłam się w budynku wcześniej niż zwykle, chciałam pogadać trochę z Harperem o postępach i o psach i jak na nieszczęście trafiłam na początek pracy jego nowej sekretarki. Ładna dziewczyna o bystrym spojrzeniu, jeśli miałabym oceniać, całkiem pasująca do mojego gustu, lecz było w niej coś co kazało mi uważać i być ostrożną w jej otoczeniu. Dziwne przeczucie podpowiadało mi, że powinnam na nią uważać.
<Natalie?>
518 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz