Ślub mojego nierodzonego brata zbliżał się wielkimi krokami, a ja nie dość, że nie miałem jeszcze przygotowanego garnituru na tę okazję, to jeszcze nie miałem umówionej jakiejś uroczej laseczki by mogłaby być dodatkową ozdobą mej osoby. Na ogół odpowiednio wcześniej rozpoczynałem łowy, coby zabrać tymczasową "wybrankę mego serca" na randkę, a czasem może i trzy, by w przeddzień uroczystości zaślubin, na którą wspólnie się wybieraliśmy zwieńczyć naszą znajomość długim i intensywnym stosunkiem. Uważałem, że skoro ja oferowałem kobietom możliwość spędzenia czasu z bogatym przystojniakiem, którym byłem, to w zamian mógłbym skorzystać z tego, co miały do zaoferowania.
Odkąd stawiałem sprawy mafijne na niemalże pierwszym miejscu miałem naprawdę mało czasu na randkowanie. Fakt, mógłbym poprosić Jaylah czy też Natalie o przysługę, lecz byłem zwolennikiem oddzielania sfery prywatnej od pracy, a w typ przypadku to chodziło o ślub Travisa. Będąc świadkiem musiałem dopiąć wszystko na ostatni guzik, by wszystko w ten dzień poszło jak należy. Z tego też powodu moja maskotka powinna również być odpowiednio przygotowana na to wydarzenie. Ale, kuźwa, gdzie ja mogłem znaleźć kobietę, która w try miga ogarnie jak ma się zachowywać?
To, jak i wiele innych pytań bez odpowiedzi krążyło po mojej głowie. Coraz częściej zostawałem w pracy po godzinach, prawie nie spałem. Jak najbardziej chciałem odciążyć Travisa z jego roboty, by jak najwięcej czasu poświęcał swojej przyszłej żonie, lecz znając go ten czas przeznaczał w inny sposób.
- Natalie - wezwałem kobietę do swojego biura. Wyprostowałem się i zapaliłem papierosa, a na widok mojej sekretarki uśmiechnąłem się delikatnie. - Proszę, usiądź.
- Coś się stało, panie Harper? - zdziwiona zajęła miejsce przede mną.
- Muszę na pewien czas wziąć wolne - odchrząknąłem. - Na ten czas zajmiesz się moimi obowiązkami. W razie czego możesz liczyć na pomoc Kate, naszej menadżerki, a jakby się coś miało spalić to skontaktuj się ze mną.
Kobieta skinęła głową i na moje polecenie opuściła biuro. Minął naprawdę spory czas od mojego ostatniego urlopu, jednak bycie własnym szefem miało swoje plusy. Jak dobrze, że niedawno przyjęta kobieta tak dobrze sprawiała się w pracy i mogłem na niej polegać.
Nim wyszedłem ze swojego biura zadbałem, by żadna rzecz jakkolwiek powiązana z mafią nie pozostała w tym pomieszczeniu. Zadowolony wsiadłem do windy i chwilę później znalazłem się w moim mieszkaniu, w którym tak rzadko ostatnimi czasy przebywałem.
Chociaż wolne miałem od swojej główny, nie mogłem zapomnieć o sprawach mafijnych. To była ta część mojej pracy, gdzie nie było urlopów. Fakt, może i niektórzy z nas mieli czasami mniej obowiązków i zleceń, jednak ja byłem tym, który miał ich zawsze najwięcej. Bycie tatuśkiem zgrai dorosłych dzieci nie zawsze należało do najłatwiejszych, ale czułem z tego satysfakcję. Lubiłem mieć kontrolę. Ta robota po prostu była dla mnie.
Dochodził koniec miesiąca. Ten czas dla Carrein był czasem porządków - nadchodziło jutro dla spraw pozostawionych na jutro, upewnialiśmy się, że wszystkie zwłoki zostały odpowiednio ukryte, liczyliśmy przychód z towarów i ogarnialiśmy ludzi. Do takich zadań niestety nie mogłem zatrudnić żadnej księgowej, więc jako silny i niezależny mężczyzna dbałem o te sprawy sam. Była dopiero dwunasta, a o siedemnastej miałem udać się w jedno miejsce. Odpaliłem laptopa i pełny skupienia rozpocząłem pracę.
***
Zbliżała się godzina spotkania. Jeszcze przed wyjściem zdążyłem wskoczyć pod prysznic, lekko przystrzyc brodę i ułożyć włosy. Chociaż nielegalne interesy tego nie wymagały, byłem osobą, która wygląda dobrze w każdej możliwej chwili. Nieśpiesznie zjechałem windą do podziemnego parkingu i wsiadłem do swojego wozu. Moim celem był opuszczony budynek stojący w lesie jakieś dwadzieścia kilometrów od mojej posiadłości. W tamtym właśnie miejscu raz na kwartał odbywał się handel ludźmi, a konkretniej kobietami. Moi ludzie odkupywali je za śmiesznie niskie pieniądze, bym ja z zyskiem sprzedawał je dalej - najczęściej do burdeli. Odpowiednio wcześniej przechodziły szkolenie, a kiedy stawiały się lub próbowały uciec najczęściej ginęły.
Tym razem przywiezione kobiety, według słów głównego handlarza, miały pochodzić głównie ze wschodu Europy, a także i z Rosji. Miały trafić do kilku burdeli położonych w Ameryce Północnej, a towar stamtąd miał zostać rozmieszczony w paru rosyjskich punktach. Moim jedynym zadaniem było zapłacenie i upewnienie się, że żadna z pań cała i zdrowa dotarła do tymczasowej lokacji.
Kiedy dotarłem na miejsce i wszedłem na posiadłość zewsząd słyszałem krzyki, a dookoła kręcili się ludzie przenoszący kobiety do budynku. To był naprawdę spora ilość towaru.
- Vincent - podał mi dłoń jeden z mężczyzn, który koordynował całe zajście. Nie był kimś ważnym, ale tacy często chcą się pofleksować znajomością z takimi osobistościami jak ja. Skinąłem głową i bez słowa wszedłem do budynku, gdzie kilku gości ogarniało zamieszanie. Zaraz za mną weszli moi ludzie, którzy chyba czekali na mój przyjazd.
- Panie Harper - ukłonił się niski, lecz barczysty mężczyzna i zaprowadził mnie do innego pomieszczenia. Nim weszliśmy do środka wskazał gestem na rudowłosą kobietę, - Ona nie przyjechała z transportem, ona...
- Jak to, kurwa, nie przyjechała z transportem? - zdenerwowałem się. Ian, bo tak miał na imię, wyjaśnił mi całą sytuację o dziewczynie, która zupełnie nic o sobie nie pamięta. Po głębszej analizie uznałem, że to mogłoby mi pomóc. Kiwnąłem głową. - Osobiście ją wytresuję.
Podeszliśmy do niej, a Ian zadał jej kilka pytań na zasadzie czy wie, gdzie się znajduje. Przyglądałem się jej. Była naprawdę piękną kobietą i miała naprawdę fajne... i duże... walory. Tak.
To był dobry pomysł. Gdybym odpowiednio dobrze ją przygotował byłaby moją maskotką na większych imprezach, a przy dobrych wiatrach mógłbym nawet wkręcić ją do mafii... Pomysłów było dużo.
- Najważniejsze jest to, że teraz należysz do mnie. Jesteś moją własnością, a za każde przewinienie będziesz karana. Zrozumiałaś? - zbliżyłem się do niej i korzystając z niewielkiej odległości przyjrzałem się jej dokładnie. Dłonią pewnie złapałem za jej żuchwę i uniosłem do góry. Była naprawdę ładna. W innej sytuacji byłoby mi szkoda, ale no cóż. W takich momentach wychodziłem na bardzo chorego zboka.
Do pokoju wpadł Juan, mój hiszpański kumpel, którego poznałem na wymianie zagranicznej. To zabawne, jak taka znajomość potrafi przejść z ukrytego chlania w kiblu na obozie do handlowania ludźmi.
- Cholerni Rosjanie, pieniądze - sapnął, a ja pokręciłem głową.
- Mieliśmy umowę! - w głębi budynku słychać było rosyjskie krzyki. Spojrzałem na rudowłosą, a ta stwierdziła, że rozumie ten język. Zleciłem swoim ludziom załatwienie sytuacji, a ja kobiecie nakazałem pójść za mną, wprost do mojego samochodu. Już mieliśmy odjeżdżać, jednak z budynku zaraz ktoś wybiegł głośno mnie wołając.
- Zaczekaj tu - powiedziałem. W budynku rozpoczęła się jakaś awantura między moimi ludźmi, a Rosjanami.
- Harper, tymi swoimi maślanymi oczami to możesz wiesz... poświecić. Biznes to biznes - powiedział ten największy. - Albo zapłacisz mi czterdzieści procent więcej albo...
I w tym momencie dwóch gości siłą wyciągnęło rwącą się dziewczynę z jednego z pokoi. Jeden z nich przystawił jej nóż do gardła, mocno trzymając ją za włosy.
- Chyba nie chcesz, żeby ta śliczna niunia pojechała do Stanów z rysą na mordzie - zarechotał.
Widziałem, jak kobieta błagalnie spoglądała na mnie.
- Czterdzieści procent jest warte dla ciebie tyle co szrama na jej twarzy? Zabawny jesteś - stwierdziłem, przysuwając dłoń do swojego paska. Byłem gotowy, by w razie czego wyciągnąć broń. Mężczyzna widząc, że nie ustępuję, nakazał jeszcze dwóm gościom zrobić to samo co ten pierwszy. Teraz to trzy kobiety w każdej chwili mogły stracić życie.
- Im dłużej będziesz zwlekał, Harper... możesz stracić cały towar, za który i tak będziesz musiał zapłacić - warknął. - Decyduj szybciej.
Na szkoleniu strzelniczym instruktor tłumaczył mi przez długi czas, że trzeba się naprawdę dobrze ustawić, by trafić osobę stojącą z tyłu drugiej osoby. Podstawą był czas, którego ja, kurwa, nie miałem.
Rozległ się strzał, zaraz drugi i kolejny. Sam wyciągnąłem pistolet i strzeliłem wprost w ramię tego największego Rosjanina. Kobiety z piskiem uciekły do jednego z pomieszczeń. Nie opuszczając broni podszedłem do pokoju gdzie przebywały.
- Wszystko dobrze? - spytałem po angielsku, lecz te ze zdziwieniem na mnie spojrzały. Powtórzyłem pytanie, tym razem po rosyjsku. Kiedy kiwnęły głową, wyjaśniłem, że niebezpieczeństwo minęło.
- I na cholerę ci to było? - tym razem pytanie zostało skierowane w postrzelonego Rosjanina. Uśmiechnąłem się i ręką dotknąłem jego ramienia przy okazji brudząc się krwią.
- Ty zawsze będziesz taki sam, co nie? - zarechotał.
- Dajcie znać, jak z nimi skończycie - powiedziałem w stronę Juana i opuściłem budynek. Nim wsiadłem do samochodu, gdzie cały czas siedziała Rosjanka schowałem pistolet zza paskiem, uprzednio go zabezpieczając. Bez słowa ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.
***
- Przez najbliższy czas będziesz tu mieszkać - wyjaśniłem kobiecie, kiedy winda dojechała na sam szczyt. - Tam znajduje się pokój Travisa, ale możesz tam na razie spać. Masz wolny dostęp do kuchni, łazienki i salonu. Do mojego pokoju i gabinetu nie możesz wchodzić.
Kiwnęła głową.
- Masz coś na przebranie? - spytałem, uważnie jej się przyglądając. Tym razem pokręciła przecząco głową. Na moment zaszyłem się w swojej sypialni, skąd wyciągnąłem zagrzebany w szafie worek. - Znajdziesz tu rzeczy po moich byłych. Ale jutro możemy pojechać na zakupy.
Na moment zamilkłem. Co jeszcze z takich organizacyjnych rzeczy mogłem jej powiedzieć?
- Dodatkowo od dzisiaj nazywasz się Emiliya Tarasovna, Rosjanko. To na wypadek gdyby ktoś bardzo chciał wejść z butami w moje życie - westchnąłem. - Wypocznij przed jutrem. Będzie intensywnie.
Rosjanko?
1464 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz