sobota, 25 września 2021

Od Harveya do Lukrecji

 Wpatrywałem się w milczącą komórkę. Dzwoniłem dziś do Rhysa już kilka razy. Za każdym oczywiście nie odbierał. Prawdopodobnie zacząłbym się o niego martwić, gdybym nie wiedział, że najzwyczajniej w świecie mnie ignorował. Robił to specjalnie. Odkąd dowiedział się, że mnie również przywiało do Londynu, całkowicie straciłem z nim kontakt. Nigdy nie mogłem go złapać pod adresem, pod którym podobno mieszkał. Nigdy nie było go w domu, kiedy przyjeżdżałem. Nie rozumiałem go. Myślałem raczej, że ucieszy go ta wiadomość. W końcu byłem jego starszym bratem, co prawda przyrodnim, gdyż nasze matki były różne, ale wciąż bratem. Dla swojego młodszego rodzeństwa zrobiłbym wszystko. Teraz jedyne czego oczekiwałem od Rhysa było zwykłe odebranie telefonu. Dawno go nie widziałem. Odkąd wyjechał z kraju, komunikowaliśmy się jedynie za pomocą wiadomości tekstowych. Nie byłem z tego zadowolony.

- Koniec służby na dzisiaj - powiedział mój nowy partner z policji, do którego zostałem przydzielony. - Co powiesz na piwo wieczorem? Spotykamy się z chłopakami w barze nieopodal. Prześlę ci adres, wpadniesz?

- Dziś planuję spotkać się z bratem, ale jak się wyrobię, to czemu nie? - odparłem, chowając swoją komórkę do kieszeni z cichym westchnięciem.

Ruszyłem za mężczyzną w stronę szatni, aby przebrać się z munduru. Dzień w pracy nie był taki zły, ale i tak z niecierpliwością wyczekiwałem końca zmiany. Zmieniłem ciuchy na te cywilne i żegnając się z chłopakami, opuściłem budynek. Skierowałem swoje kroki do samochodu. Musiałem wybrać się na drobne zakupy spożywcze, gdyż za wiele jedzenia mi nie zostało. Wynajmowałem dość skromne mieszkanie, wstrzymując się przed kupnem czegoś swojego. Szczerze liczyłem, że mój młodszy braciszek przyjmie mnie pod swój dach, ale jak widać się przeliczyłem.

Przejeżdżając obok uniwersytetu, musiałem uważać na przechodzących studentów, którzy nie trudzili się, aby pokonać drogę w oznaczonym do tego miejscu. Nie dali mi w spokoju dopalić papierosa, którego paliłem w drodze do sklepu. Przekląłem pod nosem, kiedy jakiś zaczytany chłopak o mało nie wpadł na moją maskę. Ani na chwilę nie przerwał studiowania podręcznika. Co z tymi ludźmi? Powoli wypuściłem dym z ust, strzepując popiół poza samochód.

Miałem już ruszać, kiedy tuż przed maską przebiegł kolejny delikwent. Kolejne przekleństwo cisnęło mi się na usta. Tym razem był to mój młodszy braciszek we własnej osobie. Gdzieś się spieszył, co przykuło moją uwagę. Zamiast pojechać dalej, zjechałem na parking. Wyrzuciłem niedopałek, zgniatając go podeszwą. Ruszyłem w ślad za chłopakiem, mając nadzieję, że nie odszedł za daleko.

Szczęście mi tym razem sprzyjało. Rhysa odnalazłem schowanego między budynkami, nie rzucał się w oczy. Gdybym uważniej się nie przyjrzał, zapewne nie zauważyłbym, aby ktokolwiek tam stał. Przyspieszyłem kroku, aby nie zdążył odejść.

- Dlaczego ignorujesz moje telefony? - zapytałem na wstępie, zagradzając mu jedyną drogę ucieczki.

Nie wiem po jaką cholerę wszedł w tę dziurę i na kogo czekał. Wiedziałem jedynie, że na pewno nie spodziewał się mnie.

- H-Harvey? - zająknął się zaskoczony, patrząc na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

- We własnej osobie, brata nie rozpoznajesz? Więc? Dlaczego nie można się do ciebie dodzwonić? Byłem pod twoim domem, chciałem się spotkać i pocałowałem klamkę...

- Byłem zajęty - odparł niezadowolony, że musi się przed kimś tłumaczyć. - Pracowałem.

- Byłem o różnych porach - dodałem, naciskając na przedostatnie słowo. - Nie było cię.

- Pracuję w różnych godzinach - odparł, a na jego twarzy odmalował się uśmieszek zwycięstwa. - Możemy spotkać się jutro?

- Nie, na pewno znów gdzieś znikniesz, a ja chciałem pogadać. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy - wypomniałem mu, zakładając ręce na piersi. - Ojciec prosił mnie, abym upewnił się, że u ciebie wszystko w porządku.

- Jestem pełnoletni...

- Ale niezbyt mądry - kontynuowałem. - Rozumiem, że znalazłeś pracę jaką jest praca w cukierni, sprawdziłem to i faktycznie tam pracujesz.

- No tak... już zdążyłeś mnie prześwietlić, panie gliniarzu?

- Ojciec wspominał, że ostatnio przelałeś sporą sumę pieniędzy na rehabilitację Nathaniela, skąd masz tę kasę?

- Nie twoja sprawa - odparł wyraźnie rozdrażniony, kiedy poruszyłem tę kwestię.

Ruszył w moją stronę, próbując się przepchnąć, lecz mu to uniemożliwiłem. Popchnąłem go na ścianę, prawą dłonią ściskając jego szczękę, by przytrzymać głowę przy murze. Uważnie popatrzyłem w jego oczy, szukając dowodu na to, że znów zaczął ćpać. Kiedyś miał krótką przygodę z narkotykami, którą na szczęście szybko przerwał. Teraz podejrzewałem, że diluje. Bo skąd miałby taką kupę pieniędzy? Nie oszukujmy się, na pieczeniu babeczek by się nie dorobił. Na pewno się w coś wplątał.

- Puszczaj! - zawołał, chwilę siłując się ze mną, lecz ostatecznie i tak okazałem się silniejszy.

- Uspokój się, Rhys! Gadaj skąd masz te pieniądze!

- Za zdjęcia, okej?! Mój znajomy zaproponował mi dodatkową robotę, jaką była sesja zdjęciowa, zostałem modelem na jeden dzień! Dam ci numer telefonu do jego agenta i może to potwierdzić, jeśli mi nie wierzysz.

- Nie jestem twoim wrogiem, bracie. Po prostu wszyscy się martwiliśmy...

- Jak już wspomniałem, jestem dorosły i panuję nad swoim życiem, nie potrzebna mi troska - odparł zdenerwowany. - A teraz puszczaj!

Ostatni raz spojrzałem w jego oczy, które nie zdradzały faktu, że mógłby być pod wpływem. Puściłem go, odsuwając się o krok, dając mu odrobinę przestrzeni. Oczywistym był fakt, że sprawdzę prawdziwość jego słów. Może byłem nadopiekuńczy, ale nie chciałem, aby braciszek wplątał się w dilerkę. Modeling nie był zły, nie rozumiałem, czemu się go wstydził, że nie powiedział o tym wcześniej. Wspierałbym go w jego wyborze.

- Co to za kłótnia, panowie? - usłyszałem damski głos za plecami.

Odwróciłem się w stronę osoby, która przeszkodziła nam w rozmowie, a w zasadzie kłótni. Rhys korzystając z okazji, przepchnął się obok i szybkim krokiem oddalił od tego miejsca, posyłając dziewczynie dziwne spojrzenie. Znali się?

- Wieczorem przyjadę do ciebie, więc lepiej bądź w domu!  - zawołałem za bratem, który w odpowiedzi pokazał mi środkowy palec, nawet się nie odwracając.

Westchnąłem, drapiąc się po karku z zażenowania. Po raz kolejny spojrzałem na dziewczynę. Była młodsza ode mnie. Wyglądała jak modelka, urody jej nie brakowało. Poprawiła na swoim ramieniu torbę.

- Wybacz  tę drobną sprzeczkę, wszystko jest w porządku - odpowiedziałem, chcąc jakoś ją uspokoić.

Pewnie z jej perspektywy wyglądało to na poważną kłótnię prowadzącą do bijatyki, lecz prawda była taka, że nigdy nie posunąłbym się do uderzenia któregoś z moich braci, nieważne jak bardzo irytujący by byli.

- Na pewno? Dlaczego grozisz Rhysowi? - zapytała, nie dając za wygraną.

Nie wyglądała, jakby się mnie bała. Co, gdybym faktycznie był jakimś bandziorem i zaciągnąłbym ją do ten wnęki między budynkami i zamordował? Zamiast strachu, w jej oczach widziałem wyzwanie. Zainteresował mnie jej postać.

- To nie groźby - odparłem, cicho śmiejąc się na jej słowa. - Rhys to mój młodszy braciszek, nie mogę nigdy go zastać w domu, by pogadać. Niedawno przyjechałem do Londynu... Skąd znasz Rhysa?


Lukrecja?

1062 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz